Relacje z podróży i wędrówek do 1000 km

Szlaki długodystansowe

Sprzęt i porady

YouTube & Instagram

Festiwale, spotkania, prasa

czwartek, 2 sierpnia 2018

Continental Divide Trail: Togwotee Pass - Bannock Pass (Wyoming/Idaho/Montana)

Przez ostatnie dwa tygodnie wedrowalam przez okolice pozbawione bibliotek, a teraz musze to wszystko zmiescic w jednym wpisie... Bede sie streszczac, bo biblioteka jest juz de facto zamknieta, tylko mila obsluga pozwolila mi zostac dluzej.

Oto co ciekawego bylo jeszcze w Dubois, o wybuchajaych mikrofalowkach i smiercionosnej musztardzie opowiem przy innej okazji :-)




Dubois to kolejne miasto przez ktore przechodzi szlak rowerowy, przy tej okazji poznalam fajna rowerzystke zmierzajaca do Oregonu.


Zanim na horyzoncie pojawilo sie Yellowstone mialam do pokonania pasmo Absaroka Range, ktore stalo sie moim ulubionym. Bylo naprawde dzikie, choc byly tam konne szlaki i troche ludzi, to jednak slady niedzwiedzi, las, malownicze gory sprawialy ze nareszcie poczulam sie jak w westernie. Dokladnie tak wyobrazalam sobie Gory Skaliste.







Nie chcielibyscie choc przez jakis czas pomieszkac w takim domku?



Wedrowka szlakiem konnym... ;-)







Idylle zaklocily rzeki, ktore po dwoch dniach deszczu byly nieco wezbrane, a dla osoby mojej postury byly dosc trudne do pokonania. Pierwsza odnoga Bufflo River poszla dobrze, spotkalam Purple Pants, ktory widzac ze przetrwalam i jestem juz na drugim brzegu zdecydowal sie pokonac brod od razu, a nie czekac do rana. Nie bylo bardzo gleboko, ale nurt bardzo bystry i trzeba bylo mocno trzymac sie na nogach.








Na mapie nie bylo chatki, a tu niespodzianka! Niestety drzwi byly zamkniete na klodke z kodem i nie dostalam sie do srodka... Spalam na podescie :-)



Kolejny brod na drugiej odnodze Bufflo dla innych byl do pokonania, ale mnie woda znosila i wycofalam sie. Udalo mi sie przejsc rzeke w tym miejscu w dole rzeki.


1800 mil :-)





Najciekawszym miejscem dla hikera w tych gorach jest Parting of the Waters - miejsce w ktorym strumien rozdziela sie na dwie czesci, z ktorych jedna odplywa do Atlantyku, a druga do Pacyfiku.







W oddali Grand Teton.


Swieze odchody niedzwiedzia, zbadalam sklad: 100% trawa :-)




Spotkalam sie ze Skunkiem i tak jak sie umowilismy w Dubois razem biwakowalismy na granicy Yellowstone zeby nazajutrz legalnie przekroczyc granice parku. Mial do nas dolaczyc Larryboy, ale nie dotarl (pozniej okazalo sie ze zabladzil i nie mogl nas juz dogonic).



Yellowstone rozczarowal nas - szlak nie byl zadbany i biegl przez tereny wypalone przez pozar w 1988 roku.




Snake River to jedno z ladniejszych miejsc na szlaku.



W Parku jest kilka duzych jezior (ponizej Heart Lake).


A potem wreszcie tereny geotermalne, zrodelka i stawki wypelnione goraca woda.




Zlapalismy stopa na camping w Grant Village - jajecznica na sniadanie!


Wyplyw jeziora Shoshone to najglebszy brod na szlaku, ale grupa wedkarzy przerzucila nas na druga strone w canoe.



Komary...



Bagna, gdzie kladka pozwala wyjsc z jednej wody i wskoczyc w druga...


Kolejne pole geotermalne.










Przejscie Yellowstone zaplanowalam tak zeby spedzic tam tylko dwie noce, jedna na campingu, a druga w miejscu biwakowym, na ktore udalo nam sie dokonac rezerwacji.


Najwieksza atrakcja to Lone Star Geyser, podziwialismy go o zachodzie slonca. Po kolacji wpadlam na genialny pomysl umycia zebow w cieplej wodzie z gejzeru - niezapomniane wrazenie :-)





Miejsce pielgrzymek turystow czyli Old Faithful Geyser odwiedzilam nastepnego ranka. Skunk zostal we wsi, bo nie mogl wydobyc z poczty swojej paczki. Ja ruszylam dalej w tlumie zwiedzajacych.



Szlak kluczyl po kladkach pomiedzy cala masa innych gejzerow, ktore wybuchaly jeden za drugim, jak na zawolanie.










Nad zrodlem Morning Glory spotkalam grupe turystow z Polski, ktorych poprosilam o zrobienie zdjecia. Mialam okazje przez chwile mowic po polsku, pierwszy raz od trzech miesiecy... Jakaz to byla przyjemnosc!


Pozniej szlak odbil w teren nieuczeszczany, a ja odbilam od szlaku zeby obejrzec jeszcze kilka jezior i bulgoczacych sadzawek.




Na wieczor udalo mi sie osiagnac granice Wyoming i Idaho, a potem parku.


1900 mil na bardzo suchym odcinku!


Ciekawi ludzie...


Kiedy odkrylam, ze na szlaku nie ma zadnych zrodel wody zlapalam stopa na quadzie do rzeki. Nabralam wody, wypilam dwa litry na miejscu, ponownie zlapalam stopa na granice Montany - bo oto osiagnelam granice Montany.









Szlam szlakiem oficjalnym, a nie przez Macks Inn jak inni hikerzy... Warto bylo!







Rolniczy krajobraz Idaho








Pojawili sie Southbounderzy, ktorzy zapowiadali ze czekajacy mnie odcinek jest wyjatkowo piekny i ich ulubiony. Rzeczywistosc okazala sie nieco inna, ale o tym zaraz...


Tymczasem przemierzalam pasmo Centennial Mountains.



Pozar lasu w oddali.


Wymarzony biwak! Na parkingu, z laweczka, bear box'em i wc!




2000 mil!!!


A zaraz potem klopoty nawigacyjne na nieuczeszczanym odcinku szlaku.



Ekipa remontowa poprawiala zyzgaki. Pogadalam z nimi chwile, bylam w swietnym nastroju i predko wspielam sie na szczyt, ale jak sie pozniej dowiedzialam odciesli wrazenie, ze jestem ledwo zywa ze zmeczenia :-)


To dym z pozaru, ktory szaleje na poludniu.



Noca widac bylo lune pozaru.



Krotka wizyta w Lima, burger i prysznic, spotkani rowerzysci i z powrotem na szlak. Zakupy zrobilam na stacji benzynowej. Wiekszosc hikerow wysyla paczki do malych miejscowosci, ale to zupelnie niepotrzebne.





Kolejny odcinek to niekonczace sie pastwiska, ktore absolutnie mi sie nie podobaly, a wiem ze czeka mnie jeszcze ich sporo.








Ladniejszy odicnek blizej skalistych szczytow i polodowcowe jeziora.









Wczoraj osiagnelam 2100 mil! Spotkalam tez kolejnego SOBO, Teda.





Dzisiejszy poranek...





Bannock Pass to najtrudniejsze miejsce do lapania stopa na CDT, a jednak po 45 minutach udalo mi sie zlapac okazje do Leadore, skad Was pozdrawiam :-)

13 komentarzy:

  1. 2100.... ładny spacer się robi ;)
    Ty oczywiście nie masz sprayu na miśki co? Oby DEET ci wystarczył :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeszcze tylko dwa dni wedrowki i bedzie dluzsza niz kiedykolwiek :-)
      Nie mam sprayu, tu sa tylko krowy... Moze na ostatni odcinek wezme, Bob i Glacier. Deet jest niezawodny :-)

      Usuń
  2. Taka długa przerwa bez mojego ulubionego serialu ;)
    Czekam zawsze z niecierpliwością na kolejne wpisy.
    Szkoda ze zdjęcia nie oddają w pełni piękna i trudu wędrówki
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiekszosc seriali ma wakacyjna przerwe, wiec nie jest chyba az tak zle :-)
      Zdaje mi sie, ze na zdjeciach to i owo wyglada piekniej, co do trudu to rzeczywiscie... Jesli jest trudno to nie ma zdjec.
      Pozdrawiam!

      Usuń
  3. góry już nie takie skaliste, trochę jak w Nowej Zelandii.Gejzery świetne i łoś bardzo szympatyczny. Pozdrowienia! G.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ten ostatni odcinek bardzo przypominal Nowa Zelandie, byl paskudny. Za to gejzery i zwierzyna faktycznie swietne. Pozdrawiam!

      Usuń
  4. Ech... Nie powinienem tego czytać ani oglądać, bo mi się będzie potem śniło... Tylko śniło! ;-)
    Świetne opisy, piękne widoki, wyborna przygoda.
    Nie ustaję w trzymaniu kciuków! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzieki :-) Mnie sie tez juz zaczelo snic ze wedruje CDT i jest to okropne :-)

      Usuń
  5. Kawał drogi za Tobą... Wreszcie znów mogę śledzić to na bieżąco, a nie przez jakieś koszmarne wifi na telefonie w podróży. Szkoda, że w Yellowstone nie miałaś okazji do małego skoku w bok, jak Ci radziłem. Ale parę znajomych klimatów przewinęło się na Twoich fotkach, jak np. źródełko Morning Glory ;) Dzięki za opis pasma Wind River w poprzednich odcinkach relacji. Jeśli kiedykolwiek będzie mi dane powrócić do Wyoming, będę miał Twoją opinię bardzo mocno w pamięci. Pomarzyć miła rzecz...
    Trzymaj się ciepło!
    -J.
    P.S. A Ty dalej bez sprayu na misie... :P To nie jest ani duży wydatek, ani wielkie obciążenie. A naprawdę stanowi skuteczne zabezpieczenie w razie drastycznej sytuacji, gdy bierne środki ochrony zawiodą...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hahaha, spray na miśki nie jest obciążeniem? Waży prawie 400g - nie ma siły żebyś zmusił Agnieszkę do dźwigania takiego złomu :D

      Usuń
    2. Zrobilam tylko maly skok w bok dla obejrzenia Lone Star Geyser. Ja tu nie jestem dla podziwiania widokow :-) Ale Morning Glory bylo naprawde sliczne.

      Sprey na misie jest okropnie ciezki, prawdopodobienstwo jego uzycia jest tak niewielkie, ze to doprawdy przesada.

      Usuń
  6. Upss...a już myślałem, że coś się stało? A to "tylko" dostępu do netu brak....
    Dziękuję za kolejną dawkę fantastycznej opowieści...
    nic tylko podziwiać i zazdrościć...
    ps. tak szybko "połykasz" te mile że....chyba anioły na skrzydłach Cię niosą ....
    Pozdrawiam
    Gapcio

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wszsytko w jak najlepszym porzadku, tylko straszne odludzie :-) staram sie lykac mile jak najszybciej, ale sa tacy co umieja jeszcze szybciej... No coz :-) Pozdrawiam!

      Usuń