Zmuszona do zmiany planów eksplorowałam ostatnimi czasy swoje najbliższe okolice - niewątpliwie bardzo bliskie memu sercu. Ostatnie kilka wiosen spędziłam pakując się na wyprawy albo już na nich będąc i nie miałam okazji przyglądać się jak wiosna nastaje na Śląsku Cieszyńskim.
Mieszkam tutaj od urodzenia, każde drzewo rosnące w promieniu 3 km znam z imienia, do każdego strumyka rzucałam patyki w dzieciństwie. Miło było te wszystkie miejsca odwiedzić na nowo tej wiosny.
Wyżej w Beskidach królują buki z jodłami, zastąpione nierzadko cherlawą świerczyną. Na pogórzu, noszącym tutaj miano Pogórza Śląskiego, a ściślej rzecz biorąc Pogórza Cieszyńskiego, lasy są z natury liściaste, odrobinę mieszane - spotkać można modrzewie i świerki. Lasów nie ma jednak zbyt wiele. Większe skrawki, będące własnością Lasów Państwowych nie przypominają pradawnej puszczy, gospodarka zmieniła skład gatunkowy, niewiele też pozostało w runie. Jest trochę podmokłych olsów, niezbyt często użytkowanych. Prawdziwym skarbem są maleńkie skrawki dzikich lasów łęgowych nad strumieniami, w niedostępnych jarach, jakie się znajdują w okolicach źródlisk, wśród pól.
Takie właśnie zakątki są moimi ulubionymi. Szczególnie pięknie prezentują się wiosną, w marcu i kwietniu. Pierwsze kwiaty, przebiśniegi, pojawiają się najczęściej w końcu lutego, później ku słońcu wychylają się wszystkie gatunki na raz i kończą kwitnienie w momencie, kiedy na drzewach rozwijają się liście - czyli właśnie teraz.
30 lat temu kwiatów było znacznie więcej, zwłaszcza niektórych wrażliwszych gatunków (pierwiosnków, lepiężników). Kwitły też nie tylko po lasach, ale także na skraju pól i łąk - niestety te niemalże zupełnie wyginęły na skutek nawożenia i oprysków. Równie fatalny wpływ na rośliny mają wiosenne susze, które ostatnio zdarzają się co roku, a tej wiosny susza jest naprawdę katastrofalna. W ciągu sześciu tygodni, które minęły odkąd wróciłam z wojaży deszcz spadł zaledwie dwa razy. Ciągle wieje suchy, północny wiatr - w dawnych czasach wielka rzadkość, bo wiatr u na zawsze wiał albo z zachodu albo z południa, halny. Strumyki ledwo się sączą, są brudne, bo czasem w nich więcej ścieków niż wody (choć mamy kanalizację...). Nie ma już prawie pszczół, widziałam jedną żabę - rozjechaną. 30 lat temu kałuże pełne były skrzeku, a w wiosenne wieczory rozbrzmiewał chór kumkających płazów.
Przed Wami to, co udało mi się tej wiosny znaleźć, chronologicznie.
Pierwsze kwiaty, jakie się pojawiają w marcu to miodunki, intensywnie pachnące fiołki, które przez ponad miesiąc wcale nie przekwitają oraz najpospolitsze podbiały. Fiołki rosną też w ogrodach, rozsiewają się same, jeśli nie kosi się zbyt często trawnika.
Zaraz po nich wypełza ze zwiędłych liści kokorycz pusta, występuje też u nas odmiana biała (będzie za chwilę).
W wilgotnych miejscach również dosyć wcześnie pojawia się lepiężnik różowy, lubi miejsca wilgotne nad strumieniami.
Z pierwiosnków występuje tylko jeden gatunek - górski pierwiosnek wyniosły. Ma bladożółte kwiaty z pomarańczową gardzielą. Kiedyś było go mnóstwo, obecnie znacznie mniej, w związku z czym nie zbieramy go już na zioła (a aromat takiej pierwiosnkowej herbatki był niezrównany).
Najbardziej cieszyłam się, wypatrzywszy w ściółce cieszyniankę wiosenną, kwiatek będący symbolem Śląska Cieszyńskiego i nie występujący nigdzie indziej w naszym kraju. Cieszynianka to relikt sprzed epoki lodowcowej, który naszym kraju uchował się tylko u nas (bardzo odosobnione stanowiska występują też na dalszych pogórzach) i jest pod ścisłą ochroną. Drugie jego miejsce występowania to południowe Alpy. Istnieje legenda, która mówi, że nasiona cieszynianki przyniósł tu w czasie wojny trzydziestoletniej szwedzki żołnierz: ciężko ranny, przed śmiercią prosił by woreczek z ziemią, który matka mu zawiesiła u szyi, wysypać na jego grobie. Pierwsze roślinki nowego gatunku miały zakwitnąć właśnie na jego mogile.
Jednocześnie pojawiły się zawilce. Zacznijmy od żółtych - zawsze ogromnie je lubiłam, bo są nieco rzadsze od białych, gajowych.
Zawilców gajowych nie brakuje - świetliste lasy liściaste są ich pełne. W tym roku delikatne płatki zważył trochę przymrozek (pod koniec marca spadł śnieg).
Najbardziej interesujący (oprócz cieszynianki) był dla mnie zawsze poniższy gatunek - gatunek, którego długo nie mogłam zidentyfikować. Nie było go w żadnym polskim atlasie ani nie ma go w czeskim, który sobie kupiłam dość niedawno, jako że cieszyńska flora ma z czeską wiele wspólnego. Wygląda jak zawilec o rozgałęzionej łodydze. Zakwita w tym samym czasie co inne zawilce i jest go sporo w mojej ulubionej dolince, porośniętej lasem łęgowym. Czytelnicy naprowadzili mnie na właściwy trop i wiem już, że jest to zdrojówka rutewkowata, bardzo rzadka w zachodniej części Polski.
Podstawową rolę w różnorodności gatunkowej danego terenu odgrywa podłoże, gleba i skały pod nią występujące, mające wpływ na kwasowość gleby. Tym tłumaczy się to, że w jednych miejscach jakiś kwiatek występuje, a w innych przenigdy. Takim kwiatkiem jest przylaszczka pospolita, przypuszczam, że woli obecność piaskowców ponad łupek, a jeszcze bardziej wapienie - od zawsze było jej mnóstwo w okolicach Dzięgielowa, na zboczach Jasieniowej. W mojej okolicy pojawiła się dość chyba niedawno i jest trudna do znalezienia, niemniej udało mi się.
Rośliny cebulowe mają się najlepiej - czosnku niedźwiedziego jest tu i ówdzie bardzo dużo (zakwitnie dopiero późną wiosną, ale ma już pączki), złoć żółta o drobnych kwiatach przypominających lilie rośnie na skraju pól pomimo nawożenia. Przebiśniegów jest też dużo i odradzają się w miejscach zdegradowanych (katastrofalne było przekopanie terenu pod rury kanalizacyjne, które ku mojej rozpaczy poprowadzono właśnie w najcenniejszym przyrodniczo "nieużytku". Nie fotografowałam przebiśniegów w lutym, ale ostatnie jeszcze znalazłam w marcu.
Terenów podmokłych, jak to w górach, nie jest wiele, a te które były, przeważnie przeznaczono na stawy rybne. Są jednak źródliska i odrobina olsów w obniżeniach terenu. Tam można znaleźć typowe dla tych siedlisk rośliny, np. knieć błotną, po naszemu kaczeniec.
Podczas spaceru, na którym znalazłam pierwsze w tym roku kaczeńce, natknęłam się też na stanowisko kokoryczy, gdzie jednocześnie występowała odmiana fioletowa i biała.
Natrafiłam też na gatunek, o występowaniu którego u nas nie miałam wcześniej pojęcia - widziałam go w Beskidach, ale nie na Pogórzu. Jest to żywiec gruczołowaty (też go z jakiegoś powodu nie ma w żadnym z moich atlasów). Występuje najczęściej w buczynach i w takiej właśnie soczystej buczynie karpackiej, znajdującej się na zboczach Zebrzydki widziałam go wielkie łany, schodząc ostatnio do Górek Wielkich.
Pominęłam gdzieś po drodze bardzo pospolity ziarnopłon wiosenny (rośnie nawet u mnie w ogrodzie) i barwinek - coś, czego sobie nie przypominam z przeszłości, a co tej wiosny coraz częściej widuję (wcześniej tylko w Appalachach!).
Ostatnie kwiaty, jakie pojawiły się w tym miesiącu to kwiaty szczawiku zajęczego. Niepozorna roślina ma delikatne jasnozielone listki, przypominające trochę koniczynę i białe, prążkowane płatki.
Fiołki są nieśmiertelne - właśnie zbladły, co oznacza, że niebawem zakończą kwitnienie i zajmą się produkcją nasion...
Liście na drzewach się rozwijają, zwłaszcza graby (na lipy, dęby i jawory przyjdzie jeszcze pora). Kwitną czeremchy; nawet buczyna już się w górach zaczyna rozwijać (poniżej 600 m n.p.m.). Teraz przyroda nabiera oddechu, a do kwitnienia szykują się rośliny, które dobrze czują się w cieniu. Nadchodzi też pora kwitnienia storczyków - mam nadzieję, że uda mi się je również wytropić.
Jest jedno stanowisko cieszynianki na Lubelszczyźnie w Krzczonowskim Parku Krajobrazowym w Rezerwacie Las Królewski. Ale oczywiście jej ojczyzną jest Śląsk Cieszyński.
OdpowiedzUsuńA ten krzaczkowaty zawilec to zdrojówka rutewkowata :-)
Dzięki, właśnie odkryłam zdrojówkę!
UsuńCo do Cieszynianki słyszałam też o jakimś podkrakowskim rezerwacie. Pewnie przed nastaniem lodowca rosła sobie wszędzie w południowej Polsce i żaden mamut nie wiedział, że ma taką nazwę :-)
Świetne zdjęcia kwiatów! Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńDzięki :-)
UsuńPrzepiękna i jakże obwita ilość kwiatów na Twoim terenie, bajka. I że Ty je wszystkie znasz z imienia. Najbardziej spodobała mi się Cieszynianka, taka subtelna i nie rzucająca się w oczy, wszak inne bardziej dostojnie prezentowały się. Zapamiętam, że to symbol Twojego rejonu. Fajnie poczytać gdzie wędrowałaś za dziecka:) Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńNazw nauczyłam się jeszcze jak byłam całkiem mała, na spacerach z mamą. To był mój plac zabaw :-) A cieszynianka jest wyjątkowa!
UsuńŚwietny wpis - nawet lekko mnie rozczulił, bo jako dziecko chciałam zostać zielarką. Aż chce się iść w chaszcze i na łąki! Lubię Twój styl pisania, jest lekki, przyjemny w odbiorze, a jednocześnie potrafisz w subtelny i nienachalny sposób przemycić emocje i odczucia. Oby tak dalej :)
OdpowiedzUsuńA to miło :-) Cieszę się, że jestem czytana ze zrozumieniem :-)
Usuń:)
OdpowiedzUsuń