Relacje z podróży i wędrówek do 1000 km

Szlaki długodystansowe

Sprzęt i porady

YouTube & Instagram

Festiwale, spotkania, prasa

niedziela, 18 października 2015

Nowa Zelandia - Te Araroa: przygotowania

Te Araroa to mój plan na najbliższe pół roku... Nowozelandzki długodystansowy szlak otwarty w 2010 roku, wciąż w budowie, ale w coraz lepszym wydaniu. Obecnie liczy 3008 km, prowadzi z północnego krańca Wyspy Północnej (Cape Reinga) do południowego krańca Wyspy Południowej (Bluff).




Wybrałam ten właśnie szlak, a nie żaden z trzech długich szlaków w USA, bo w tym momencie żaden z tamtych nie odpowiadał mi całkowicie (Appalachy za bardzo przypominają Beskidy, a upały za bardzo mi szkodzą żebym była w stanie wędrować miesiącami przez pustynię), nie jest też wcale łatwo dostać wizę do Stanów. Z Nową Zelandią poszło dość gładko - w maju wyrobiłam sobie paszport, w czerwcu kupiłam bilety na samolot i na początku lipca złożyłam podanie, a pod koniec otrzymałam wizę, po niejakich kłopotach z płatnością.

Cieszę się na to miłe uczucie marszu, chwil kiedy o niczym się nie myśli, tylko czuje podłoże, cieszę się na czekoladę, którą będę mogła bezkarnie pochłaniać, hamburgery i masło orzechowe :-). Ciekawa jestem krajobrazu, oceanu, dżungli, gór, miast i miasteczek mijanych po drodze. Nigdy nie byłam w tropikach ani w żadnej dżungli... Boję się przede wszystkim przeprawiania przez rzeki, Rangitatę i Rakaię na szczęście oficjalnie można objechać autostopem. Ominą mnie Święta Bożego Narodzenia i Wielkanoc, przepadnie mi jesień, którą tak lubię i zimowe ciemności. Obawiam się o swoją kondycję, nie wiem czy moje kolana podołają takiemu zadaniu. Nie zamierzam się spieszyć, grunt żebym zmieściła się w wyznaczonym czasie - wiza jest ważna przez pół roku i nie mogę wrócić później niż sześć miesięcy od daty przylotu. A jeśli się nie zmieszczę albo po prostu mi się odechce to wrócę wcześniej.

Przygotowania sprzętowe trwały od roku, to właśnie rok temu marzenie zaczęło przekształcać się w rzeczywistość. Stąd właśnie tyle cubenu, tytanu i pertexu quantum GL w mojej szafie sprzętowej. Musi być lekko... Ale to wcale niełatwe kiedy jedzie się na pół roku. Wydawałoby się, że nie powinno być inaczej niż na tydzień, dwa czy trzy, a jednak jakoś jest. Zaopatrzyłam się w rzeczy na zapas, takie które miałabym kłopot zdobyć, albo takie które się uzupełnia - mapy, nowe buty, koszulka, kosmetyki, stuptuty (przydadzą się dopiero na Wyspie Południowej z powodu roślin tnących skórę). Będą podróżować pocztą wysyłane na poste restante.
 
W sumie mam cztery pary butów, ale mam nadzieję, że jedne pozostaną nieużywane. Sprawdzone na Szlaku Nadbużańskim Altra Lone Peak 2.0 i nowa wersja 2.5.

 
Elektronika niby ograniczona, ale sporo tego, dojdzie jeszcze adapter do nowozelandzkich wtyczek, jak go kupię. Tak, tak - nie mam smartfona, nie mam GPSu.

 
W kosmetyczce podróżuje scyzoryk i plaster, który nie zmieścił się w apteczce. Nowiuśka szczoteczka do zębów :-)

 
A tak wygląda na dziś cały dobytek dźwigany na plecach i to, co będę mieć na sobie. Jakieś 6100g w plecaku. Oprócz tego są jeszcze rzeczy, które będą transportowane w paczce. 

 
Właśnie się pakuję... Wylatuję już we wtorek, 20 października. Lecę do Auckland, z przesiadkami w Helsinkach i Szanghaju. Niestety nie udało mi się znaleźć żadnego znajomego w Auckland, więc chcąc nie chcąc noc spędzę pewnie w hostelu. Potem zrobię zakupy, ogarnę wszystko i autostopem pojadę na północ, na Cape Reinga. Wędrówkę zacznę pewnie około 24 października. Gdyby czytał to ktoś mieszkający na Nowej Zelandii albo ktoś mający tam znajomych to proszę o kontakt :-)
 
Trzymajcie kciuki :-)

7 komentarzy:

  1. Zazdroszczę i trzymam kciuki. Mam nadzieję, że planuje Pani jakieś relacje po drodze, a nie dopiero za sześć miesięcy po powrocie :)
    Mavis

    OdpowiedzUsuń
  2. Planuję i jak tylko będę mieć dostęp do internetu postaram się relacjonować postępy na bieżąco :-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Dusza w Shanghai na lotnisku, Ma jak zwykle szczęście. Nie zabrali jej liofilizatów :-)
    ramol

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W Auckland tez nie zabrali, takie wrazenie robie niewinnosci, ze nawet nie chcieli otwierac plecaka - opowiedzialam jak szorowalam namiot mydlem I gabka :-)
      Pozdrawiam z Nju Zilendu

      Usuń
  4. spis rzeczy z osttaniej fotki gdzies pani posiada?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Obawiam sie ze podsumowanie sprzetowe zrobie dopiero po powrocie. Mialam tylko podreczny spis... Ale jak masz jakies pytania to odpowiem w miare mozliwosci.

      Usuń
  5. Agnieszka, daj spokój :-) . Gość nawet nie doczytał, że jeszcze idziesz, a może sądzi, że chodzisz ze spisem i kompem :-)
    ramol

    OdpowiedzUsuń