Relacje z podróży i wędrówek do 1000 km

Szlaki długodystansowe

Sprzęt i porady

YouTube & Instagram

Festiwale, spotkania, prasa

piątek, 25 października 2019

Pacific Crest Trail: Sprzęt

Czas na to, co Was zawsze interesuje, czyli analizę zestawu sprzętu, jaki w czasie ostatniej długiej wędrówki znajdował się w moim plecaku. Na Pacific Crest Trail spodziewałam się podobnych warunków jak na Continental Divide Trail, spakowałam się więc podobnie. Prawie nic nie zmieniło się na mojej liście sprzętowej od zeszłego roku. Warunki natomiast były jednak inne. Przede wszystkim było dużo bardziej wilgotno, choć cieplej, no i było więcej śniegu. Pustynny odcinek nie był wcale pustynny, słońce nie było tak dokuczliwe, było też mniej owadów.

Miałam jeden zestaw, który służył mi na całym szlaku. Wiedziałam już, że bez problemu można tak dobrać sprzęt żeby sprawdzał się zarówno na pustyni jak i w górach. Duża ilość śniegu to już jednak co innego - zestaw "surwiwalowy" to nie zestaw zimowy. W takim jednak kształcie w jakim odbył się mój thru-hike, czyli flip-flop, sprzęt sprawdził się po raz kolejny. Wyjąwszy kurtkę i spodnie przeciwdeszczowe, które nie wytrzymały najbardziej deszczowej wiosny w historii Kalifornii. Ale o tym za chwilę.



Waga bazowa

Mój plecak wraz z całym umieszczonym w nim sprzętem ważył 5120 g. Wciąż nie ultralight, ale prawie. Często pytacie czy to naprawdę jest jakaś różnica czy się ma 7, 6 czy 5 kg - różnica jest ogromna. O ile w przypadku plecaka ważącego ponad 20 kg różnica jednego czy dwóch kilogramów jest mało odczuwalna, bo plecak i tak jest okropnie ciężki, to przy lekkim plecaku wydaje się zwielokrotniona. Te kilka kilogramów niesiemy przez kilka miesięcy, a są one tylko częścią realnej wagi plecaka - większość stanowią zapasy jedzenia i woda. Na każdy dzień potrzeba kilograma jedzenia, każdy litr wody (często noszę 4) waży kilogram. W efekcie wychodząc z miasta, z zapasami na 5 dni mam na plecach ładunek około 14 kg. A muszę z nim zrobić przynajmniej maraton i tak każdego dnia. Dlatego lekki plecak jest taki ważny.
 
Na tak długim szlaku jakim jest Pacific Crest Trail oczywiście mamy do czynienia z różnymi warunkami, dlatego nieodzowne są zmiany w wadze bazowej. Niestety setki kilometrów trzeba pokonać z cięższym zestawem - chodzi tu przede wszystkim o sprzęt zimowy, np. raczki oraz obowiązkową beczkę na jedzenie, która ma je zabezpieczyć przed niedźwiedziami. Kompletując sprzęt trzeba mieć więc na uwadze, że jego waga będzie czasami musiała wzrosnąć.




Oto ostateczna lista sprzętu, jaki miałam ze sobą na Pacific Crest Trail. Postaram się w najbliższym czasie poprawić tabelkę tak żeby i w telefonach wyświetlała się w odpowiednim rozmiarze.


Pacific Crest Trail - Lista sprzętowa
Waga bazowa - sprzęt podstawowy (bez wody, jedzenia, paliwa)
Rodzaj Nazwa Waga g
Plecak On My Way prototyp 678
Namiot ZPacks Solplex 424
6 śledzi V Hilleberg DAC 70
2 szpilki tytanowe Zpacks 18
Folia pod namiot folia polycryo 10
Materac dmuchany Thermarest NeoAir Xlite Women's 354
Śpiwór Roberts Zebra 550 802
Worek wodoszczelny na śpiwór HMG Medium Roll-Top Stuff Sack 34
Garnek tytanowy  Evernew ECA267 900ml 100
Łyżka tytanowa Aliexpress 18
Palnik gazowy BRS 3000T (zmodyfikowany) 24
Zapalniczka Mini BIC 10
Kartusz 100   94
Butelka PET 1l Mleko Polskie 38
Butelka PET 1l Smartwater 38
Butelka PET 1l Smartwater 38
Butelka PET 1l Po wodzie mineralnej 38
Worek wodoszczelny na jedzenie Zpacks Blast Food Bag 46
Kurtka puchowa Roberts custom 235
Kurtka przeciwdeszczowa Patagonia Alpine Houdini 170
Spodnie przeciwdeszczowe  As Tucas Acher Pants 78
Łapawice sinylonowe Roberts custom 14
Bluza Polartec Powerstrech Arc'teryx RHO AR Top 204
Getry Polartec Powerstrech Arc'teryx RHO AR Bottom 182
Skarpety do spania Smartwool Hike Ultralight 50
Majtki Icebreaker Siren Hipkini 22
Czapka  Arc'teryx RHO Ltw Beanie 34
Rękawiczki Kwark Polartec Power Strech Pro 32
Worek wodoszczelny na ubrania Zpacks Medium Plus Dry Bag 24
Nakładka przeciwsłoneczna na okulary W pokrowcu 14
Piłeczka golfowa do masażu   42
Kosmetyczka z zawartością ZPacks Zip Pouch "Tablet" 140
Apteczka z zawartością W torebce strunowej 86
Sztyft z filtrem UV La Roche Posay 24
Szmatka do okularów Ściereczka z mikrofibry z Biedronki 2
Papier toaletowy W torebce strunowej 8
Portfel Zpacks Zip Pouch "Wallet" 36
Paszport W torebce strunowej 38
Dokumenty j.w. 28
Notatnik j.w. 18
Długopis j.w. 6
Mapy (waga zmienna) Halfmile's PCT Maps A4 100
Scyzoryk  Victorinox Classic 20
Czołówka  Petzl e+Lite (stara wersja) 23
Smarfon Sony Xperia XA dual 140
Silikonowe etui   10
Kabel do telefonu   14
Ładowarka 3 USB   30
Aparat fotograficzny Sony RX100 240
Kabel do aparatu   14
Ładowarka do aparatu   32
Uchwyt na aparat do kijka trekkingowego Stick Pick 12
Powerbank Miller ML-102 32
2 ogniwa 18650 Panasonic 92
Kabel USB do powerbanku   14
Pendrive, karty SD i adapter do kart SD SanDisk 12
Opakowanie na elektronikę Zpacks Zip Pouch "Tablet" 14
Waga bazowa
5120
Ubrania i rzeczy niesione na sobie
Koszulka z długim rękawem Kwark Pustynna 106
Spodenki do biegania Arc'teryx Ossa Short 106
Daszek Dynafit React Visor Band 28
Chusta jedwabna Z szafy ("sklep indyjski") 22
Biustonosz sportowy Panache Sports Bra 112
Majtki  Icebreaker Siren Hipkini 22
Rękawiczki rowerowe  Fox Ranger Gel Short Gloves 58
Skarpety  Injinji Toe Socks Micro 30
Skarpety  Smartwool PhD Outdoor Light 44
Buty do biegania Altra Lone Peak 3.5/4.0 534
Stuptuty biegowe Dirty Girl Gaiters 56
Stabilizatory na kolana (2) Cho Pat Knee Strap 176
Zegarek  Casio 16
Chusteczka do nosa Bawełniana 5
Kijki trekkingowe Leki Corklite 572
Rzeczy dodatkowe, używane na niektórych odcinkach
Raczki  Kahtoola Microspikes 338
Skarpety wodoodporne  Rocky GTX Socks 72
Zapasowe baterie do czołówki x2 CR 2032 10
Krem z filtrem UV Mawaii 60
Butelka zwijana Platypus 1l 32
Niedźwiedzioodporna beczka na jedzenie Bear Vault 500 1142

A teraz przyjrzyjmy się poszczególnym elementom mojego ekwipunku, który dźwigałam na sobie przez prawie cztery miesiące.


Wielka trójka

Plecak

Wiem, że najbardziej ciekawi Was plecak. To była najpoważniejsza zmiana w mojej tegorocznej liście sprzętowej. Kiedy właśnie głowiłam się nad zakupem nowego plecaka, który miałby zastąpić ArcBlasta zgłosili się do mnie właściciele nowo powstałej polskiej firmy OnMyWay i poprosili o pomoc w zaprojektowaniu plecaka. Testowałam kolejne wcielenia, które były coraz lepsze i tak na wiosnę powstał plecak, jaki byłam gotowa zabrać ze sobą na wyprawę. Nie jest łatwo znaleźć plecak idealny, nie jest też łatwo go zaprojektować. Jest jednak pewien kanon cech, jakie składają się na plecak długodystansowy. Poszerzyliśmy je jeszcze, dodając to, czego inne plecaki z rodzaju ultralight nie mają, a czego zawsze wszystkim brakuje.




Konstrukcja jest prosta: rolowany worek bez stelaża czy jakiegokolwiek usztywnienia. Doszłam do wniosku, że dojrzałam już do tego typu plecaka i miałam rację; w ogóle nie brakowało mi stelaża. Nic mnie nie uwierało przy odpowiednim rozkładzie rzeczy, a plecak nawet samoistnie układał się w łuk, tak że nie przylegał do pleców na całej powierzchni.
 
Materiał (XPac) nie jest wodoodporny, a szwy nie są podklejone, jest to standardem w przypadku tego materiały, obecnie najpopularniejszego w tego typu plecakach. XPac ma różne gramatury, użyty przez chłopaków z OMW jest gruby i mocny, nie ma żadnych uszkodzeń.
 
Plecak ma pięć kieszeni: streczową na froncie, dwie boczne wykonane z tego samego materiału co plecak (ze względu na wytrzymałość i wygodę - łatwa obsługa kieszeni bez zdejmowania plecaka to priorytet), mieszczące po dwie litrowe butelki, łatwo dostępne bez zdejmowania plecaka oraz dwie na pasie biodrowym, bardzo duże i wygodne. Strecz jest bardzo mocny, ale nie przesadnie rozciągliwy, dlatego w ostatecznej wersji zwiększymy jej objętość.



Pas biodrowy jest wyściełany tylko w luźnej części (nie na plecach). Pianka jest dość cienka, ale miękka i wygodna, a pas biodrowy okazał się jeszcze wygodniejszy niż w ArcBlaście. Plecy są zrobione tylko z materiału, bez żadnych pianek. To była jedna z pierwszych zmian, jakich dokonaliśmy - plecaki długodystansowców nie mogą chłonąć wody i potu, gdyż powoduje to odparzenia i powstawanie odrażającego zapachu.
 
Pojemność plecaka to 45 litrów, co oczywiście nie zawsze wystarczało i raczej plecak pozostawał przez dwa pierwsze dni po wyjściu z miasta otwarty. Na tą okoliczność wszyliśmy szczególnie długą taśmę kompresyjną.
 



Nie posiadający jeszcze nazwy model plecaka OMW jest jedynym na świecie modelem plecaka UL, który mieści w środku w pozycji horyzontalnej bear canister (niedźwiedzioodporną beczkę). Specjalnie tak zaprojektowaliśmy jego wymiary. Żaden amerykański plecak, chociaż to w tym kraju beczki są w wielu miejscach obowiązkowe, nie posiada tej cechy. Nie wiem dlaczego - wszyscy potwornie męczyli się ze swoimi beczkami, przypinając je u góry czy u dołu, często opróżniając beczkę w celu poprawy pozycji środka ciężkości (beczka waży ponad kilogram). Oczywiście małe, szczupłe i zgrabne plecaki wyglądają atrakcyjnie, ale co z tego...
 



W Kennedy Meadows, gdzie wszyscy przeżywali pierwszą konfrontację z beczką trwały niekończące się próby zapakowania wszystkiego w jeden ładunek... Wiele osób oszukiwało, zabierając tylko małą beczkę, mieszczącą prowiant na dwa dni (duża mieści 4-5, ale to i tak za mało jak na potrzeby żywieniowe długodystansowców).


 
 
Czy wszystko było idealne? Oczywiście nie, ostatecznie był to tylko prototyp. Już niedługo pojawi się oficjalna wersja, w której zostaną uwzględnione wszystkie poprawki. Przede wszystkim zmieni się rozmiarówka, bo oryginalna była niestandardowa - stosunkowo krótkie plecy (noszę większy rozmiar plecaka niż mogłoby się wydawać przy moim niskim wzroście) przy zbyt szerokim pasie biodrowym. Pod koniec wędrówki schudłam na tyle, że mogłam plecak zsunąć z bioder bez rozpinania pasa biodrowego. Ratowałam sytuację przypinając kawałek karimaty do pleców.




Na pewno ciekawi Was jakie plecaki mieli inni wędrowcy. Najpopularniejsze były Hyperlite Mountain Gear i Gossamer Gear, dużo też było ZPacków i Palante oraz Waymarków i cięższych Osprey Exosów. Sprzęt bardzo się u zmieniał. Początkujący często wychodzą z założenia, że skoro dotąd chodzili z ciężkimi plecakami i było dobrze nie będą kupowali nowych. Długi dystans szybko zmienił ich zapatrywania i wszyscy masowo wymieniali te najcięższe - Osprey Atmos to bardzo popularny w Stanch model i miałam wrażenie, że połowa hikerów właśnie z nim zaczęła wędrówkę. Nieliczni jednak z nim skończyli.

Poniżej Palante, OnMyWay i ZPacks.




Wśród section hikerów, turystów wędrujących fragmentami szlaku nie było widać starań o odchudzenie plecaka, a zdarzały się i ciekawe zabytki. Ciekawie było zobaczyć różnicę w tym jak pakowali się wędrujący PCT a John Muir Trail - tam królowały Atmosy i ogromne bagaże.
 



Namiot

Jeśli chodzi o namiot nic się nie zmieniło, podobnie jak na CDT moim mieszkaniem był ZPacks Solplex, wykonany z DCF (cubenu) ważący 424 g jednoosobowy, jednopowłokowy tarponamiot z moskitierą po bokach i podłogą, rozstawiany na dwóch kijkach trekkingowych. Sprawdził się doskonale, jest to mój ulubiony namiot, niestety już nie produkowany (zstąpił go jeszcze lżejszy Plexamid, rozstawiany na jednym kijku). Na PCT nie ma problemu ze znalezieniem dobrego miejsca pod namiot, pod osłoną drzew. W odsłoniętych miejscach biwakują ci, którzy chcą.  




Z powodu stosunkowo dużej wilgotności często bywały problemy z kondensacją, zwłaszcza na "pustyni", gdzie ciągle padało, a porządnego lasu czasem nie było. Kondensacja występuje tak samo w namiotach dwupowłokowych jak i jednopowłokowych, gdzie po prostu widzimy ją z braku sypialni. Namiot trzeba było w ciągu dnia wyciągać do suszenia.
 





W związku z ogromnym tłokiem jaki panował na szlaku miałam okazję obejrzeć chyba wszystkie istniejące modele namiotów. Było z nimi tak jak z plecakami - były wymieniane na lżejsze. Wiele osób zaczynało z dwuosobowymi, dwupowłokowymi namiotami Big Agnes, które są w Stanach najpopularniejsze, ale dosyć ciężkie. Większość kupowała namioty z DCF, ale częściej nadal dwuosobowe (ZPacks Duplex był bezsprzecznie najczęściej spotykanym namiotem na PCT).
 





Tarpy zdarzały się rzadko, jako że niezbyt chroniły przed wilgocią czy wiatrem. Jeszcze rzadziej widywałam hamaki - zapewne ze względu na brak odpowiednich drzew w południowej części szlaku, a także to że żaden hamak nigdy nie będzie tak lekki jak lekki namiot.
 

 
 
Zazwyczaj na PCT bardzo popularny jest tzw. cowboy camping, czyli spanie na ziemi bez namiotu, pod gołym niebem. W tym roku nie było to zawsze możliwe ze względu na częste opady, ale zdarzało się. Brak konieczności rozstawiania namiotu to oszczędność czasu i energii, a śpiący tak hikerzy uważani są za twardzieli. Niestety bardzo często kończyli pogryzieni przez pająki.
 


 

Śpiwór

Na CDT pokochałam Zebrę, hybrydę śpiwora przekazaną mi do przetestowania przez firmę Roberts z Gdyni. Zebra została u mnie na stałe i towarzyszyła na kolejnej wędrówce, stanowiąc obiekt tęsknych westchnień w ciągu dnia i gwarancję termicznego bezpieczeństwa nocą. Nie zmarzłam ani razu, temperatura nie spadła nigdy bardziej niż kilka stopni poniżej zera, nie było tak zimno jak na CDT, nawet w Sierrze. Tak jak zazwyczaj owijałam się dodatkowo kurtką w biodrach, tam gdzie zawsze niezależnie od wszystkiego najbardziej odczuwam chłód.
 
 
 
 
Zebra to ciekawy przypadek śpiwora, przypomnę Wam jej konstrukcję: różne rodzaje komór w tym komory H pionowe i poziome oraz komory kasetonowe, brak puchu w plecach śpiwora i taśmy mocujące do materaca, które mają za zadanie utrzymać go w jednym miejscu, umożliwiając swobodne obracanie się wewnątrz śpiwora i nie zgniatanie puchu. Brak kaptura, brak zamka, mały tunel puchowy wokół szyi. Wypełnienie to 550 g najlepszego dostępnego w Polsce puchu 850 cui, pokrycie najlżejszym Pertexem Quantum GL.
 
 
 
 
Jeszcze nigdy nie prałam Zebry, dbam żeby była w miarę sucha i czysta, więc zachowała swoje dobre właściwości termiczne i myślę, że jeszcze mi posłuży. O tym jak obchodzić się ze sprzętem puchowym możecie przeczytać w odpowiednim poradniku.
 
 
 
 
Podobnie jak namiot, śpiwór często musiałam suszyć w ciągu dnia, ze względu na częstość występowania kondensacji. Na słońcu i wietrze śpiwór suszyłam bardzo szybko w czasie przerwy na lunch.


 
 
Śpiwory były tym elementem wyposażenia, który najczęściej rozczarowywał. Chodzi przede wszystkim o zawyżane przez producentów temperatury komfortu i mylące amerykańskie normy, dotyczące objętości puchu (puch, który u nas klasyfikuje się na ledwo 750 cui według amerykańskiej normy to już 850 cui, często spotkamy hydrofobowy, nadmuchany silikonem puch 1000 cui - niewystępujący w naturze 900 cui wg. europejskiej normy). Ludzie nie są tego świadomi, muszą kupować nowe, cieplejsze śpiwory, a i tak mówią, że po prostu tak jest, trzeba odliczyć dziesięć stopni komfortu i wtedy będziemy mieli to, co chcemy.
 
 
 
 
Popularne były zarówno klasyczne śpiwory jak i quilty, choć u śpiących pod gołym niebem często było widać że są zbyt skąpe i nie zakrywają całego ciała śpiącego. Nikt nie miał ciepłego śpiwora, dominowały śpiwory wypełnione 200-300 gramami puchu. Myślę, że i jak mogłabym mieć mniej puchu, jako że nie było tak zimno jak na CDT, na który Zebra została zaprojektowana, ale nie zeszłabym raczej poniżej 400-450 g.
 



Materac

Zrecenzowany już przeze mnie materac Thermarest NeoAir XLite Women's nie mógł się nie znaleźć na liście sprzętowej. Jest lekki, ciepły i wygodny. Początkujący wędrowcy masowo wymieniali swoje niewygodne i zimne karimaty na dmuchane materace, najczęściej właśnie na NeoAiry. Żaden inny sprzęt nie był tak chętnie wymieniany, nawet buty.

Miałam ze sobą nowy egzemplarz pozyskany w ramach wymiany gwarancyjnej (w starym rozszczelniła się komora). Nie mógł długo pozostać w stanie idealnym - przedziurawiłam go składając w prostokąt zamiast rolować; przetarł się w rogu. Później już zawsze rolowałam, a dziurę zakleiłam łatką z zestawu naprawczego, znalazłszy ją zanurzając materac w blaszanej sadzawce.
 



Kuchnia

Mój zestaw kuchenny znacie bardzo dobrze. Składa się z garnka Evernew ECA267 o objętości 900 ml, chińskiego palnika BRS 3000T, zapalniczki BIC mini, chińskiej łyżki tytanowej, czterech butelek PET o objętości 1 l każda oraz worka na jedzenie z DCF. Postawiłam w tym roku na małe 100-gramowe kartusze i tylko na początku niosłam duży 230 g (wystarczył na ponad 50 dni, małe około 20).






Wszystko oprócz palnika sprawdza się doskonale. BRS 3000T nie sprawiał żadnych kłopotów, poza tymi, które wynikają z jego natury, a zatem niestabilnego płomienia i łatwego gaśnięcia na wietrze oraz ryzyka nie przypasowania do jakiegoś rodzaju kartuszy (w Polsce nie pasuje mi do żadnych, ma za krótką igłę), natomiast inni mieli z nim poważniejsze kłopoty, na przykład niekontrolowany wypływ paliwa, które się zapalało od płomienia, a więc jakaś nieszczelność.
 



Na żadnym odcinku szlaku nie niosłam filtra do wody, co przypłaciłam ostatecznie zakażeniem lambliami - jeden jedyny raz na pustyni chciałam go użyć, ale nie miałam. Wśród innych hikerów najpopularniejszą metodą oczyszczania wody było filtrowanie, a sprzęt najczęściej do tego używany to filtr Sawyer Squeeze. Jeśli używam filtra wybieram Sawyer Mini, bo jest lżejszy, ale Amerykanie filtrują wszystko i Squeeze wolniej się im zatyka. Na filtrowaniu spędzają długie godziny.
 





Nie niosłam linki i nie wieszałam jedzenia w miejscach niedostępnych dla niedźwiedzi, wychodząc z założenia, że najbardziej niedostępne miejsce to wnętrze mojego namiotu. Nie miałam żadnych problemów z niedźwiedziami. Na odcinku 800 km (500 mil od Kennedy Meadows do South Lake Tahoe) niosłam obowiązkowy bear canister, beczkę z grubego plastiku, którą niedźwiedziom trudno otworzyć. Jest to jednak możliwe, niektóre nauczyły się odkręcać wieko, inne potrafią zrzucić beczkę ze skały i rozbić. Beczkę zawsze trzymałam w przedsionku namiotu.







Odzież

Warstwę bazową stanowił u mnie dokładnie taki sam zestaw jak w zeszłym roku: nowy egzemplarz  koszulkai Pustynnej przekazany mi przez Kwarka i spodenki biegowe Arc'teryx Ossa Short.
 
 
 
 
Zestaw sprawdził się bardzo dobrze po raz kolejny. Spodenki były wytrzymałe, a koszulka chroniła przed słońcem. Czasem ktoś z nowicjuszy pytał co mi strzeliło do głowy z białym kolorem, ten zaś jest najbardziej funkcjonalny zarówno na pustyni jak i wysoko w górach, gdzie leży śnieg, a słońce praży. W czasie chłodów zawsze mogłam założyć coś z warstwy termicznej. Spodenki zakończyły przygodę z PCT w stanie nieuszkodzonym.
 
 
 
 
Pustynna miała kilka dziur i przetarć, trochę się naciągnęła i trwale ubrudziła - tak jak w zeszłym roku, więc bez niespodzianek. Był to nowy model damski, poprawiony w stosunku do oryginału. Najważniejsza zmiana to skrócenie przedłużonego tyłu, dzięki czemu nie miałam na plecak wiecznie mokrego i śmierdzącego zwisającego kompresu, a koszulka dobrze wyglądała. Rękawy są teraz lepiej dopasowane pod pachami i ogólnie krój jest bardziej dostosowany do kobiecej sylwetki. Korpus jest dość obszerny, natomiast rękawy u dołu przyciasne, podobnie szyja, ale Kwark już to, jak mi się zdaje, poprawił. Wyszarpałam jakieś nitki, ale nic istotnego.






Ważne było też to, co na głowie: zawsze i bez wyjątku daszek Dynafit, najczęściej także jedwabna chustka z indyjskiego sklepu, często nakładki magnetyczne na okulary. PCT jednak okazał się o wiele mniej słoneczny niż CDT i pod koniec wystarczał mi już sam daszek. Taki zestaw jest tak przewiewny jak to tylko możliwe - to dla mnie najistotniejsze.
 



 
 
Moda na szlaku zmienia się. Jeszcze do niedawna królowały hawajskie bawełniane koszule, obecnie syntetyczne koszulki z długimi rękawami i kapturami, które chronią głowę i kark, ale nie są przewiewne. Niektórzy nosili czapki z zasłoną, ale spotkałam tylko jedną dziewczynę w chustce. Inne obmacywały mój jedwab zazdrośnie :-)
 





Warstwa termiczna pozostała bez zmian: zestaw bielizny z mięsistego materiału Polartec Power Strech Arc'teryx Rho AR: bluza z krótkim zamkiem i getry. Używam ich od kilku lat przez większość sezonu. Zaskakująco długo wytrzymały. Zamek w bluzie zaczął się rozjeżdżać, a getry od wewnątrz kiedyś trochę się zmechaciły i w związku z tym stały cieńsze.




Postojowo i w bardzo zimne poranki nosiłam tą samą, co na pozostałych trzech długich dystansach kurtkę puchową Robertsa wykonaną na zamówienie z dystansowymi komorami, 80 gramami puchu i Pertexem Quantum GL. Jak na tak delikatną kurtkę bardzo długo wytrzymała. W tym roku na rękawie prawej ręki pojawiły się dziury i widać, że jest już wyeksploatowana. Trzeba chyba będzie pomyśleć o nowej, bez kaptura, który, jak zdążyłam się przekonać, jest rzadko potrzebny.






Komplet ciepłej bielizny uzupełniały rękawiczki z Polartec Power Strech Kwarka oraz czapka z wełny merino Arc'teryx Rho Ltw Beanie. Jedno i drugie już długo użytkowane, więc pojawiły się niewielkie dziury. Na najzimniejsze odcinki brałam z paczki dodatkową czapkę z Technostrechu, którą dostałam od chłopaków z OnMyWay, a w Sierrze drugą parę rękawic polarowych Kwarka.

Ochronę przed deszczem miał mi zapewnić ten sam zestaw, który tak dobrze sprawdził się na Continental Divide Trail: kurtkę Patagonia Alpine Houdini i spodnie As Tucas Acher Pants. Niestety lekki sprzęt nie wytrzymuje tak długo i po raz kolejny kurtka przeciwdeszczowa zawiodła, a i spodnie zaczęły puszczać. Pod koniec szlaku, kiedy zrobiło się zimno i dużo padało niosłam dodatkowo lekką plastikową pelerynę, którą narzucałam na kurtkę i plecak. To pozwoliło zapomnieć o widmie hipotermii.




Nie miałam osobnej wiatrówki, hardshell pełnił jej funkcję wystarczająco dobrze.




Należę do osób, u których bardzo szybko następuje wychłodzenie stóp, dlatego niezbędne są dla mnie wodoodporne skarpety, których używam wędrując po śniegu i w zimnym deszczu. Miałam je ze sobą w Sierrze i pod koniec w północnym Waszyngtonie. Model Rocky Gore-Tex Socks ponownie okazał się doskonale spełniać swoje zadanie.




Inni wędrowcy o wiele bardziej niefrasobliwie podchodzili do kwestii przemakania i wyziębiania się. Osobiście dziwię się temu. Rzadko kto miał spodnie przeciwdeszczowe, niektórzy nie mieli kurtek. Wiele osób musiało niepogodę przeczekiwać, ale w tym roku było to trudne - niebiosa zaserwowały mierzącym się z PCT w 2019 roku najbardziej deszczowe i najzimniejsze w historii wiosnę i lato. Zazwyczaj jest inaczej i faktycznie można przejść PCT na sucho nie martwiąc się w ogóle o deszcz.




Na nogach

Nogi są najważniejsze, to one niosą nas z Meksyku do Kanady... Znakomita większość, co najmniej 75 % wędrowców używało tych samych butów co ja: Altra Lone Peak. Tak jak na CDT można było nawigować według śladów ich podeszw na ścieżce. Tzn. gdyby na PCT była potrzeba nawigować. Nie bez powodu Altry są tak popularne na długich dystansach - pozostają jedynymi butami, które jednocześnie są zero drop (brak obcasu o kilkanaście procent zmniejsza obciążenie kolan), szerokie w palcach i amortyzujące (w przeciwieństwie do całkowicie minimalistycznych butów do biegania, choć nie aż tak jak niektóre "pluszowe" modele tradycyjnych butów biegowych).


Zwlekałam trochę z wymianą na nowe, ratując sytuację podkładaniem zużytych map pod piętę, kiedy pianka amortyzująca zbiła się i w butach powstał drop negatywny, czyli pięta znalazła się niżej niż palce, co bardzo obciąża ścięgno Achillesa. Statystyczny hiker wymieniał buty co 500 mil, bo słyszał na You Tubie, że tak trzeba. Ja co 1000. Zużyłam trzy pary, jedną starszego modelu 3.5 i dwie 4.0. Oba sprawdzały się w pyle dużo lepiej niż 2.5, które na CDT były winne powstawaniu pęcherzy.
 
 
 
 
4.0 uważam za najlepsze jak dotąd wcielenie Lone Peaków, są szersze i dużo lepiej oddychają niż 3,5, schną już w 3 godziny. Używam męskiego modelu, to ważne, bo damski nie przewiduje miejsca dla małego palca. O dobieraniu rozmiaru też kiedyś napiszę obszerniej, tutaj tylko prosta reguła: wkładka o 2 cm dłuższa od stopy. Wymiana przez początkujących wędrowców obuwia na większe osiągała w pierwszym miesiącu masową skalę. Ci, którzy tego nie zrobili często tracili paznokcie.




 
Ochraniacze, zwane inaczej stuptutami lub gaiterami to Gaiterki produkowane przez Wandę Sarapatę. Dostałam je do przetestowania. Przetrwały całą drogę. Są bardzo podobne do Dirty Girl Gaiters, których używałam przez ostatnie dwa lata. Bardzo mocne haczyki, rzepy bez zarzutu, materiał nieco mniej wytrzymały - pod koniec powstały dziury i stuptuty rozciągnęły się mocno wokół kostek, tak że musiałam je zwęzić. Mimo to uważam je za udany produkt, 4300 km to dobry wynik.




Tradycja rzecz święta - nic nie zmienia się w sprawdzonym zestawie skarpet, który zawsze działa, dlatego i tym razem zastosowałam metodę zakładania dwóch par skarpet, linerów z palcami Injinji oraz hikingowych skarpet z mieszanki wełny merino i nylonu Smartwool Phd Outdoor Light Mini. Oba modele znajdziecie w dziale recenzji sprzętu. Tym razem wystarczyła mi jedna para linerów, wierzchnich skarpet zużyłam 3 pary.

Zestaw skarpet dopełniały wodoodporne skarpety Rocky Gore-Tex Socks, o których wspominałam wyżej i których recenzję znajdziecie w archiwum.


Sprzęt zimowy

W latach śnieżnych zarówno PCT jak i CDT wymagają użycia sprzętu zimowego. Co to będzie zależy od naszych preferencji. Mój sprzęt zimowy był bardzo ograniczony, ale i mój zimowy epizod w Sierra Nevada nie był bardzo długi (przeszłam po śniegu około 100 mil, później już tylko od czasu do czasu napotykałam śnieg).

99,9 % wędrowców miało ze sobą czekany, połowa miała raki (tak, zakładane na buty biegowe), druga połowa raczki. Ja należałam do tego 0,1 %, który szedł tylko z kijkami trekkingowymi i raczkami. Taką decyzję podjęłam, ale nie ośmieliłabym się sugerować tego innym - to jednak zbyt niebezpieczne. Problem polega na tym, że moje kolana nie wytrzymują obciążenia, kiedy nie mogę się cały czas opierać na kijach, zwłaszcza w stromym terenie.  Choć na CDT śniegu było w zeszłym roku mniej pamiętam o wiele trudniejsze fragmenty niż na PCT, które pokonywałam samotnie i które mnie przerażały, ale dałam radę z tym samym zestawem sprzętu.




Używałam raczków Kahtoola Microspikes, a później jakichś bezimiennych znalezionych w hiker boxie, które miały większy rozmiar - po wymianie butów na większe nie mogłam już zakładać Kahtooli. Kahtoolom zresztą naderwałam gumę. Nowe miały odpinające się oczko łańcucha, więc też nie były dobre, muszę zaopatrzyć się w nowe.




Na całym szlaku spotykałam ludzi z czekanami i rakami, przypiętymi do plecaków. Nawet wtedy kiedy śnieg już dawno stopniał. Taki był potworny strach przed śniegiem i lodem.

Chcąc wędrować w zimowych warunkach trzeba mieć znacznie więcej - potrzeba sprzętu jakiego zwykle używam w Laponii... Tylko że nie jest zimno. Dlatego większość zachowywała letnie ubrania, w tym krótkie spodenki, zaopatrując się tylko w dodatkową bieliznę czy sweter puchowy. Tak naprawdę jedyną częścią ciała, którą trzeba chronić są stopy - bo są wiecznie mokre i wiecznie przemarznięte. Trudno powiedzieć co byłoby tutaj dobrym rozwiązaniem - wysokie wodoodporne buty byłyby idealne, gdyby nie trzeba było przechodzić rzek, podobnie ze skarpetkami wodoodpornymi. Praktycznie wszyscy chodziliśmy w butach do biegania, które o poranku zamarzały na stopach. Wiele osób skończyło z odmrożeniami. Paradoksalnie lepiej poszło tym, którzy przez Sierrę szli jeszcze w maju, przed roztopami - szli cały czas po śniegu, rzeki przechodzili po mostach śnieżnych.





 

Kijki

Kijki stale mi towarzyszą, nie inaczej było na PCT. W dzień służyły jako amortyzacja wszelkich wstrząsów, skutecznie odciążając kolana, w nocy pełniły funkcję stelaża namiotu. W Sierrze były elementem mojego sprzętu zimowego, jako że postanowiłam radzić sobie bez czekana.




Używałam tych samych Leki Corklite co na CDT, a przed wyjazdem wymieniłam groty na nowe, które wytrzymały całą drogę. Nie wytrzymały taśmy. Były już nadwątlone i szybko się przerwały, tak że musiałam je naprawiać po 500 milach. Po kolejnych 500 milach znów się urwały. Tym razem zawiązałam zerwane końcówki na węzły, które czasem się rozwiązywały, ale tak było najprościej. Nie mogłam już prawidłowo zakładać pętli, ale jakoś to przeżyłam. Stara wersja Corklite miała mocne pętle nadgarstkowe z taśmy z cordury, która tak szybko się nie niszczy (nie niszczy się wcale).



Elektronika

Towarzyszył mi ten sam co zawsze skromny zestaw elektroniki: aparat Sony RX100, telefon Sony Xperia XA dual, powerbank Miller 102 zaopatrzony w dwa ogniwa 18650. Dwie ładowarki w typie amerykańskim, trzy krótkie kable micro USB (trzeci kupiony w San Diego, po tym jak uświadomiłam sobie zapomnienie jednego w domu). Do kręcenia filmów mocowanie aparatu do kijków Stick Pick. W strunowej torebce: pendrive, adapter do kart micro SD (tak ładuję zdjęcia na bloga z bibliotecznych komputerów), słuchawki oraz szmatka do okularów.

Czołówka Petzl e+Lite starego typu po raz kolejny była moim jedynym źródłem światła, a trzeba przyznać że na PCT bardzo często wędrowałam po ciemku, zwłaszcza pod koniec, kiedy dni były już krótkie. W przypadku takiego szlaku jak PCT, który jest dobrze widoczny w terenie 5 lumenów (i mniej, bo e+Lite słabnie w miarę wyczerpywania się baterii) wystarcza. Należę do osób, które dobrze widzą w ciemności. To właśnie e+Lite 11 września oświetliła pomnik, słupek graniczny i tablicę z napisem "witamy w Kanadzie". Używam wciąż tego samego egzemplarza, który przetrwał już 4 thru-hike'i i właśnie zauważyłam ślady zużycia. Przełącznik zaczął działać bardzo opornie i możliwe, że czeka mnie wymiana na nową. Niestety już jej w takiej postaci nie produkują (teraz świeci krócej), ale mam jeszcze jedną w zapasie. Gdyby ktoś z czytelników miał zbędną, chętnie odkupię.



Pozostałe

Skład kosmetyczki to też nic nowego: ucięta szczoteczka, pasta do zębów Ajona (10 ml, bez fluoru), grzebień, lusterko (niezbędne przy wyciąganiu kleszczy, aczkolwiek kleszczy na PCT nie było), tłusty krem (de facto pomadka), woskowe zatyczki do uszu, mini mydło, mini szampon i mini dezodorant (uzupełniane na poczcie z większego opakowania, dezodorant w kulce, którą wyjąć można scyzorykiem).

Niezawodny scyzoryk Victorinox Classic to wciąż moje podstawowe narzędzie.

Apteczce i zestawowi naprawczemu poświęcę kiedyś osobny artykuł. Zawierają najbardziej podstawowe i niezbędne rzeczy:

plastry na pęcherze (wzięłam dużo, szczęśliwie ani jednego nie użyłam)
plaster flizelinowy i plaster tkaninowy (dużo lepsze od srebrnej taśmy, klej nie jest przesadnie trwały, a taśma oddycha)
plastry do ran ciętych
igła i nici
łaty do materaca
gripex/paracetamol/ketonal w razie poważnej kontuzji
nifuroxazyd
augmentin

Coś czego nie było, a być powinno to metronidazol, lek na giardiozę (zakażenie lambliami). Dostałam na niego receptę u lekarza, z którego pomocy byłam zmuszona skorzystać.



Portfel to niezmiennie od czasów Nowej Zelandii model ZPacksa. Inne przydatne rzeczy to moskitiera na głowę (Roberts), sprej na komary, piłeczka golfowa do rozciągania (przydałby się też roller, czasem dostępny w hostelach i na biwakach trail Angelów), krem i/lub sztyft z filtrem UV. Nie wymieniłam stabilizatorów na kolana - są jak część mojego ciała. Na dłoniach rękawiczki chroniące przed pęcherzami - podobnie.


Poste restante

Wszystko co się nie mieściło, nie było w danej chwili potrzebne lub było rzeczą na zmianę podróżowało równolegle w paczce pocztowej jako tzw. bounce box. Metodę przesyłania rzeczy pocztą opisałam w zeszłym roku tutaj.




Podsumowanie

Na wielu etapach PCT można mieć lżej, zwłaszcza idąc na północ - wtedy w północnej Kalifornii i Oregonie nie potrzeba ciepłych rzeczy - wystarczyłaby sama bluza powerstrechu, mógłby być mniej ciepły śpiwór. Wielu wędrowców rezygnowało z dźwigania ciepłych ubrań, ubrań przeciwdeszczowych, kuchenek i garnków. Widać było, że cierpią, ale były to osoby które stawiały na lekki plecak za wszelką cenę. Można było często obserwować pakowanie się w stylu "stupid light". Zauroczeni filmami na youtubie, pomimo fatalnych warunków panujących w tym roku na PCT, nie brali kurtek przeciwdeszczowych, zdarzały się osoby które nie miały namiotów, choć ciągle lało, wiele osób było nieprzygotowanych na warunki zimowe, a odmrożenia w Sierrze nie należały do rzadkości.

Mam już za sobą wiele wędrówek i ten etap również mam już za sobą. Jest pewna granica komfortu, której nie przekraczam. Mogę iść po śniegu, mogę wędrować cała przemoczona, ale nie wyobrażam sobie doprowadzić do odmrożeń i marznąć w nocy w cienkim śpiworze i na symbolicznej alumacie. Kuchenkę uważam ze element zestawu surwiwalowego. Dlatego też po raz kolejny nie zeszłam z wagą plecaka poniżej 5 kg, a mój plecak na wyjściu z miasta ważył przeważnie 15 kg z wodą. Nie przeszkadzało mi to - miałam wystarczająco dużo energii i jedzenia, mającego mi tą energię zapewnić. Odchudzanie jedzenia było najbardziej widocznym przejawem zmęczenia u hikerów, których spotykałam. Nie jedli, więc nie mieli siły, a nie mając siły, nie mogli nieść wystarczającej ilości jedzenia. O tym zjawisku mało się mówi, bo mały plecak dobrze wygląda na zdjęciach. Niestety przypłacimy taki styl wędrówki kompletnym wycieńczeniem.

Tegoroczne warunki sprawiły, że na 1/3 szlaku niosłam o wiele więcej niż mój sprzęt z podstawowej listy, ale nie było mimo to źle i szło mi się dobrze. Nie zmęczyłam się, a po powrocie natychmiast znów ruszyłam w drogę. Sprzęt przetrwał, choć dla niektórych rzeczy był to już któryś długi dystans i teraz będzie mnie czekała wymiana. Co zamienię na co zobaczycie w przyszłym sezonie na kolejnej długodystansowej wędrówce.





PS

Na koniec podepnę jeszcze info, że sezon slajdowisk już się zaczął, więc sprawdzajcie w dziale prezentacji czy nie będę w Waszym mieście :-)