Czas na to, co Was zawsze interesuje, czyli analizę zestawu sprzętu, jaki w czasie ostatniej długiej wędrówki znajdował się w moim plecaku. Na Pacific Crest Trail spodziewałam się podobnych warunków jak na Continental Divide Trail, spakowałam się więc podobnie. Prawie nic nie zmieniło się na mojej liście sprzętowej od zeszłego roku. Warunki natomiast były jednak inne. Przede wszystkim było dużo bardziej wilgotno, choć cieplej, no i było więcej śniegu. Pustynny odcinek nie był wcale pustynny, słońce nie było tak dokuczliwe, było też mniej owadów.
Miałam jeden zestaw, który służył mi na całym szlaku. Wiedziałam już, że bez problemu można tak dobrać sprzęt żeby sprawdzał się zarówno na pustyni jak i w górach. Duża ilość śniegu to już jednak co innego - zestaw "surwiwalowy" to nie zestaw zimowy. W takim jednak kształcie w jakim odbył się mój thru-hike, czyli flip-flop, sprzęt sprawdził się po raz kolejny. Wyjąwszy kurtkę i spodnie przeciwdeszczowe, które nie wytrzymały najbardziej deszczowej wiosny w historii Kalifornii. Ale o tym za chwilę.
Waga bazowa
Mój plecak wraz z całym umieszczonym w nim sprzętem ważył 5120 g. Wciąż nie ultralight, ale prawie. Często pytacie czy to naprawdę jest jakaś różnica czy się ma 7, 6 czy 5 kg - różnica jest ogromna. O ile w przypadku plecaka ważącego ponad 20 kg różnica jednego czy dwóch kilogramów jest mało odczuwalna, bo plecak i tak jest okropnie ciężki, to przy lekkim plecaku wydaje się zwielokrotniona. Te kilka kilogramów niesiemy przez kilka miesięcy, a są one tylko częścią realnej wagi plecaka - większość stanowią zapasy jedzenia i woda. Na każdy dzień potrzeba kilograma jedzenia, każdy litr wody (często noszę 4) waży kilogram. W efekcie wychodząc z miasta, z zapasami na 5 dni mam na plecach ładunek około 14 kg. A muszę z nim zrobić przynajmniej maraton i tak każdego dnia. Dlatego lekki plecak jest taki ważny.
Na tak długim szlaku jakim jest Pacific Crest Trail oczywiście mamy do czynienia z różnymi warunkami, dlatego nieodzowne są zmiany w wadze bazowej. Niestety setki kilometrów trzeba pokonać z cięższym zestawem - chodzi tu przede wszystkim o sprzęt zimowy, np. raczki oraz obowiązkową beczkę na jedzenie, która ma je zabezpieczyć przed niedźwiedziami. Kompletując sprzęt trzeba mieć więc na uwadze, że jego waga będzie czasami musiała wzrosnąć.
Oto ostateczna lista sprzętu, jaki miałam ze sobą na Pacific Crest Trail. Postaram się w najbliższym czasie poprawić tabelkę tak żeby i w telefonach wyświetlała się w odpowiednim rozmiarze.
Pacific Crest Trail - Lista sprzętowa
|
||
Waga bazowa - sprzęt podstawowy (bez wody, jedzenia, paliwa)
|
||
Rodzaj | Nazwa | Waga g |
Plecak | On My Way prototyp | 678 |
Namiot | ZPacks Solplex | 424 |
6 śledzi | V Hilleberg DAC | 70 |
2 szpilki tytanowe | Zpacks | 18 |
Folia pod namiot | folia polycryo | 10 |
Materac dmuchany | Thermarest NeoAir Xlite Women's | 354 |
Śpiwór | Roberts Zebra 550 | 802 |
Worek wodoszczelny na śpiwór | HMG Medium Roll-Top Stuff Sack | 34 |
Garnek tytanowy | Evernew ECA267 900ml | 100 |
Łyżka tytanowa | Aliexpress | 18 |
Palnik gazowy | BRS 3000T (zmodyfikowany) | 24 |
Zapalniczka | Mini BIC | 10 |
Kartusz 100 | 94 | |
Butelka PET 1l | Mleko Polskie | 38 |
Butelka PET 1l | Smartwater | 38 |
Butelka PET 1l | Smartwater | 38 |
Butelka PET 1l | Po wodzie mineralnej | 38 |
Worek wodoszczelny na jedzenie | Zpacks Blast Food Bag | 46 |
Kurtka puchowa | Roberts custom | 235 |
Kurtka przeciwdeszczowa | Patagonia Alpine Houdini | 170 |
Spodnie przeciwdeszczowe | As Tucas Acher Pants | 78 |
Łapawice sinylonowe | Roberts custom | 14 |
Bluza Polartec Powerstrech | Arc'teryx RHO AR Top | 204 |
Getry Polartec Powerstrech | Arc'teryx RHO AR Bottom | 182 |
Skarpety do spania | Smartwool Hike Ultralight | 50 |
Majtki | Icebreaker Siren Hipkini | 22 |
Czapka | Arc'teryx RHO Ltw Beanie | 34 |
Rękawiczki | Kwark Polartec Power Strech Pro | 32 |
Worek wodoszczelny na ubrania | Zpacks Medium Plus Dry Bag | 24 |
Nakładka przeciwsłoneczna na okulary | W pokrowcu | 14 |
Piłeczka golfowa do masażu | 42 | |
Kosmetyczka z zawartością | ZPacks Zip Pouch "Tablet" | 140 |
Apteczka z zawartością | W torebce strunowej | 86 |
Sztyft z filtrem UV | La Roche Posay | 24 |
Szmatka do okularów | Ściereczka z mikrofibry z Biedronki | 2 |
Papier toaletowy | W torebce strunowej | 8 |
Portfel | Zpacks Zip Pouch "Wallet" | 36 |
Paszport | W torebce strunowej | 38 |
Dokumenty | j.w. | 28 |
Notatnik | j.w. | 18 |
Długopis | j.w. | 6 |
Mapy (waga zmienna) | Halfmile's PCT Maps A4 | 100 |
Scyzoryk | Victorinox Classic | 20 |
Czołówka | Petzl e+Lite (stara wersja) | 23 |
Smarfon | Sony Xperia XA dual | 140 |
Silikonowe etui | 10 | |
Kabel do telefonu | 14 | |
Ładowarka 3 USB | 30 | |
Aparat fotograficzny | Sony RX100 | 240 |
Kabel do aparatu | 14 | |
Ładowarka do aparatu | 32 | |
Uchwyt na aparat do kijka trekkingowego | Stick Pick | 12 |
Powerbank | Miller ML-102 | 32 |
2 ogniwa 18650 | Panasonic | 92 |
Kabel USB do powerbanku | 14 | |
Pendrive, karty SD i adapter do kart SD | SanDisk | 12 |
Opakowanie na elektronikę | Zpacks Zip Pouch "Tablet" | 14 |
Waga bazowa
|
5120 | |
Ubrania i rzeczy niesione na sobie
|
||
Koszulka z długim rękawem | Kwark Pustynna | 106 |
Spodenki do biegania | Arc'teryx Ossa Short | 106 |
Daszek | Dynafit React Visor Band | 28 |
Chusta jedwabna | Z szafy ("sklep indyjski") | 22 |
Biustonosz sportowy | Panache Sports Bra | 112 |
Majtki | Icebreaker Siren Hipkini | 22 |
Rękawiczki rowerowe | Fox Ranger Gel Short Gloves | 58 |
Skarpety | Injinji Toe Socks Micro | 30 |
Skarpety | Smartwool PhD Outdoor Light | 44 |
Buty do biegania | Altra Lone Peak 3.5/4.0 | 534 |
Stuptuty biegowe | Dirty Girl Gaiters | 56 |
Stabilizatory na kolana (2) | Cho Pat Knee Strap | 176 |
Zegarek | Casio | 16 |
Chusteczka do nosa | Bawełniana | 5 |
Kijki trekkingowe | Leki Corklite | 572 |
Rzeczy dodatkowe, używane na niektórych odcinkach
|
||
Raczki | Kahtoola Microspikes | 338 |
Skarpety wodoodporne | Rocky GTX Socks | 72 |
Zapasowe baterie do czołówki x2 | CR 2032 | 10 |
Krem z filtrem UV | Mawaii | 60 |
Butelka zwijana | Platypus 1l | 32 |
Niedźwiedzioodporna beczka na jedzenie | Bear Vault 500 | 1142 |
A teraz przyjrzyjmy się poszczególnym elementom mojego ekwipunku, który dźwigałam na sobie przez prawie cztery miesiące.
Wielka trójka
Plecak
Wiem, że najbardziej ciekawi Was plecak. To była najpoważniejsza zmiana w mojej tegorocznej liście sprzętowej. Kiedy właśnie głowiłam się nad zakupem nowego plecaka, który miałby zastąpić ArcBlasta zgłosili się do mnie właściciele nowo powstałej polskiej firmy OnMyWay i poprosili o pomoc w zaprojektowaniu plecaka. Testowałam kolejne wcielenia, które były coraz lepsze i tak na wiosnę powstał plecak, jaki byłam gotowa zabrać ze sobą na wyprawę. Nie jest łatwo znaleźć plecak idealny, nie jest też łatwo go zaprojektować. Jest jednak pewien kanon cech, jakie składają się na plecak długodystansowy. Poszerzyliśmy je jeszcze, dodając to, czego inne plecaki z rodzaju ultralight nie mają, a czego zawsze wszystkim brakuje.
Konstrukcja jest prosta: rolowany worek bez stelaża czy jakiegokolwiek usztywnienia. Doszłam do wniosku, że dojrzałam już do tego typu plecaka i miałam rację; w ogóle nie brakowało mi stelaża. Nic mnie nie uwierało przy odpowiednim rozkładzie rzeczy, a plecak nawet samoistnie układał się w łuk, tak że nie przylegał do pleców na całej powierzchni.
Materiał (XPac) nie jest wodoodporny, a szwy nie są podklejone, jest to standardem w przypadku tego materiały, obecnie najpopularniejszego w tego typu plecakach. XPac ma różne gramatury, użyty przez chłopaków z OMW jest gruby i mocny, nie ma żadnych uszkodzeń.
Plecak ma pięć kieszeni: streczową na froncie, dwie boczne wykonane z tego samego materiału co plecak (ze względu na wytrzymałość i wygodę - łatwa obsługa kieszeni bez zdejmowania plecaka to priorytet), mieszczące po dwie litrowe butelki, łatwo dostępne bez zdejmowania plecaka oraz dwie na pasie biodrowym, bardzo duże i wygodne. Strecz jest bardzo mocny, ale nie przesadnie rozciągliwy, dlatego w ostatecznej wersji zwiększymy jej objętość.
Pas biodrowy jest wyściełany tylko w luźnej części (nie na plecach). Pianka jest dość cienka, ale miękka i wygodna, a pas biodrowy okazał się jeszcze wygodniejszy niż w ArcBlaście. Plecy są zrobione tylko z materiału, bez żadnych pianek. To była jedna z pierwszych zmian, jakich dokonaliśmy - plecaki długodystansowców nie mogą chłonąć wody i potu, gdyż powoduje to odparzenia i powstawanie odrażającego zapachu.
Pojemność plecaka to 45 litrów, co oczywiście nie zawsze wystarczało i raczej plecak pozostawał przez dwa pierwsze dni po wyjściu z miasta otwarty. Na tą okoliczność wszyliśmy szczególnie długą taśmę kompresyjną.
Nie posiadający jeszcze nazwy model plecaka OMW jest jedynym na świecie modelem plecaka UL, który mieści w środku w pozycji horyzontalnej bear canister (niedźwiedzioodporną beczkę). Specjalnie tak zaprojektowaliśmy jego wymiary. Żaden amerykański plecak, chociaż to w tym kraju beczki są w wielu miejscach obowiązkowe, nie posiada tej cechy. Nie wiem dlaczego - wszyscy potwornie męczyli się ze swoimi beczkami, przypinając je u góry czy u dołu, często opróżniając beczkę w celu poprawy pozycji środka ciężkości (beczka waży ponad kilogram). Oczywiście małe, szczupłe i zgrabne plecaki wyglądają atrakcyjnie, ale co z tego...
W Kennedy Meadows, gdzie wszyscy przeżywali pierwszą konfrontację z beczką trwały niekończące się próby zapakowania wszystkiego w jeden ładunek... Wiele osób oszukiwało, zabierając tylko małą beczkę, mieszczącą prowiant na dwa dni (duża mieści 4-5, ale to i tak za mało jak na potrzeby żywieniowe długodystansowców).
Czy wszystko było idealne? Oczywiście nie, ostatecznie był to tylko prototyp. Już niedługo pojawi się oficjalna wersja, w której zostaną uwzględnione wszystkie poprawki. Przede wszystkim zmieni się rozmiarówka, bo oryginalna była niestandardowa - stosunkowo krótkie plecy (noszę większy rozmiar plecaka niż mogłoby się wydawać przy moim niskim wzroście) przy zbyt szerokim pasie biodrowym. Pod koniec wędrówki schudłam na tyle, że mogłam plecak zsunąć z bioder bez rozpinania pasa biodrowego. Ratowałam sytuację przypinając kawałek karimaty do pleców.
Na pewno ciekawi Was jakie plecaki mieli inni wędrowcy. Najpopularniejsze były Hyperlite Mountain Gear i Gossamer Gear, dużo też było ZPacków i Palante oraz Waymarków i cięższych Osprey Exosów. Sprzęt bardzo się u zmieniał. Początkujący często wychodzą z założenia, że skoro dotąd chodzili z ciężkimi plecakami i było dobrze nie będą kupowali nowych. Długi dystans szybko zmienił ich zapatrywania i wszyscy masowo wymieniali te najcięższe - Osprey Atmos to bardzo popularny w Stanch model i miałam wrażenie, że połowa hikerów właśnie z nim zaczęła wędrówkę. Nieliczni jednak z nim skończyli.
Poniżej Palante, OnMyWay i ZPacks.
Wśród section hikerów, turystów wędrujących fragmentami szlaku nie było widać starań o odchudzenie plecaka, a zdarzały się i ciekawe zabytki. Ciekawie było zobaczyć różnicę w tym jak pakowali się wędrujący PCT a John Muir Trail - tam królowały Atmosy i ogromne bagaże.
Namiot
Jeśli chodzi o namiot nic się nie zmieniło, podobnie jak na CDT moim mieszkaniem był ZPacks Solplex, wykonany z DCF (cubenu) ważący 424 g jednoosobowy, jednopowłokowy tarponamiot z moskitierą po bokach i podłogą, rozstawiany na dwóch kijkach trekkingowych. Sprawdził się doskonale, jest to mój ulubiony namiot, niestety już nie produkowany (zstąpił go jeszcze lżejszy Plexamid, rozstawiany na jednym kijku). Na PCT nie ma problemu ze znalezieniem dobrego miejsca pod namiot, pod osłoną drzew. W odsłoniętych miejscach biwakują ci, którzy chcą.
Z powodu stosunkowo dużej wilgotności często bywały problemy z kondensacją, zwłaszcza na "pustyni", gdzie ciągle padało, a porządnego lasu czasem nie było. Kondensacja występuje tak samo w namiotach dwupowłokowych jak i jednopowłokowych, gdzie po prostu widzimy ją z braku sypialni. Namiot trzeba było w ciągu dnia wyciągać do suszenia.
W związku z ogromnym tłokiem jaki panował na szlaku miałam okazję obejrzeć chyba wszystkie istniejące modele namiotów. Było z nimi tak jak z plecakami - były wymieniane na lżejsze. Wiele osób zaczynało z dwuosobowymi, dwupowłokowymi namiotami Big Agnes, które są w Stanach najpopularniejsze, ale dosyć ciężkie. Większość kupowała namioty z DCF, ale częściej nadal dwuosobowe (ZPacks Duplex był bezsprzecznie najczęściej spotykanym namiotem na PCT).
Tarpy zdarzały się rzadko, jako że niezbyt chroniły przed wilgocią czy wiatrem. Jeszcze rzadziej widywałam hamaki - zapewne ze względu na brak odpowiednich drzew w południowej części szlaku, a także to że żaden hamak nigdy nie będzie tak lekki jak lekki namiot.
Zazwyczaj na PCT bardzo popularny jest tzw. cowboy camping, czyli spanie na ziemi bez namiotu, pod gołym niebem. W tym roku nie było to zawsze możliwe ze względu na częste opady, ale zdarzało się. Brak konieczności rozstawiania namiotu to oszczędność czasu i energii, a śpiący tak hikerzy uważani są za twardzieli. Niestety bardzo często kończyli pogryzieni przez pająki.
Śpiwór
Na CDT pokochałam Zebrę, hybrydę śpiwora przekazaną mi do przetestowania przez firmę Roberts z Gdyni. Zebra została u mnie na stałe i towarzyszyła na kolejnej wędrówce, stanowiąc obiekt tęsknych westchnień w ciągu dnia i gwarancję termicznego bezpieczeństwa nocą. Nie zmarzłam ani razu, temperatura nie spadła nigdy bardziej niż kilka stopni poniżej zera, nie było tak zimno jak na CDT, nawet w Sierrze. Tak jak zazwyczaj owijałam się dodatkowo kurtką w biodrach, tam gdzie zawsze niezależnie od wszystkiego najbardziej odczuwam chłód.
Zebra to ciekawy przypadek śpiwora, przypomnę Wam jej konstrukcję: różne rodzaje komór w tym komory H pionowe i poziome oraz komory kasetonowe, brak puchu w plecach śpiwora i taśmy mocujące do materaca, które mają za zadanie utrzymać go w jednym miejscu, umożliwiając swobodne obracanie się wewnątrz śpiwora i nie zgniatanie puchu. Brak kaptura, brak zamka, mały tunel puchowy wokół szyi. Wypełnienie to 550 g najlepszego dostępnego w Polsce puchu 850 cui, pokrycie najlżejszym Pertexem Quantum GL.
Jeszcze nigdy nie prałam Zebry, dbam żeby była w miarę sucha i czysta, więc zachowała swoje dobre właściwości termiczne i myślę, że jeszcze mi posłuży. O tym jak obchodzić się ze sprzętem puchowym możecie przeczytać w odpowiednim poradniku.
Podobnie jak namiot, śpiwór często musiałam suszyć w ciągu dnia, ze względu na częstość występowania kondensacji. Na słońcu i wietrze śpiwór suszyłam bardzo szybko w czasie przerwy na lunch.
Śpiwory były tym elementem wyposażenia, który najczęściej rozczarowywał. Chodzi przede wszystkim o zawyżane przez producentów temperatury komfortu i mylące amerykańskie normy, dotyczące objętości puchu (puch, który u nas klasyfikuje się na ledwo 750 cui według amerykańskiej normy to już 850 cui, często spotkamy hydrofobowy, nadmuchany silikonem puch 1000 cui - niewystępujący w naturze 900 cui wg. europejskiej normy). Ludzie nie są tego świadomi, muszą kupować nowe, cieplejsze śpiwory, a i tak mówią, że po prostu tak jest, trzeba odliczyć dziesięć stopni komfortu i wtedy będziemy mieli to, co chcemy.
Popularne były zarówno klasyczne śpiwory jak i quilty, choć u śpiących pod gołym niebem często było widać że są zbyt skąpe i nie zakrywają całego ciała śpiącego. Nikt nie miał ciepłego śpiwora, dominowały śpiwory wypełnione 200-300 gramami puchu. Myślę, że i jak mogłabym mieć mniej puchu, jako że nie było tak zimno jak na CDT, na który Zebra została zaprojektowana, ale nie zeszłabym raczej poniżej 400-450 g.
Materac
Zrecenzowany już przeze mnie materac Thermarest NeoAir XLite Women's nie mógł się nie znaleźć na liście sprzętowej. Jest lekki, ciepły i wygodny. Początkujący wędrowcy masowo wymieniali swoje niewygodne i zimne karimaty na dmuchane materace, najczęściej właśnie na NeoAiry. Żaden inny sprzęt nie był tak chętnie wymieniany, nawet buty.
Miałam ze sobą nowy egzemplarz pozyskany w ramach wymiany gwarancyjnej (w starym rozszczelniła się komora). Nie mógł długo pozostać w stanie idealnym - przedziurawiłam go składając w prostokąt zamiast rolować; przetarł się w rogu. Później już zawsze rolowałam, a dziurę zakleiłam łatką z zestawu naprawczego, znalazłszy ją zanurzając materac w blaszanej sadzawce.
Kuchnia
Mój zestaw kuchenny znacie bardzo dobrze. Składa się z garnka Evernew ECA267 o objętości 900 ml, chińskiego palnika BRS 3000T, zapalniczki BIC mini, chińskiej łyżki tytanowej, czterech butelek PET o objętości 1 l każda oraz worka na jedzenie z DCF. Postawiłam w tym roku na małe 100-gramowe kartusze i tylko na początku niosłam duży 230 g (wystarczył na ponad 50 dni, małe około 20).
Wszystko oprócz palnika sprawdza się doskonale. BRS 3000T nie sprawiał żadnych kłopotów, poza tymi, które wynikają z jego natury, a zatem niestabilnego płomienia i łatwego gaśnięcia na wietrze oraz ryzyka nie przypasowania do jakiegoś rodzaju kartuszy (w Polsce nie pasuje mi do żadnych, ma za krótką igłę), natomiast inni mieli z nim poważniejsze kłopoty, na przykład niekontrolowany wypływ paliwa, które się zapalało od płomienia, a więc jakaś nieszczelność.
Na żadnym odcinku szlaku nie niosłam filtra do wody, co przypłaciłam ostatecznie zakażeniem lambliami - jeden jedyny raz na pustyni chciałam go użyć, ale nie miałam. Wśród innych hikerów najpopularniejszą metodą oczyszczania wody było filtrowanie, a sprzęt najczęściej do tego używany to filtr Sawyer Squeeze. Jeśli używam filtra wybieram Sawyer Mini, bo jest lżejszy, ale Amerykanie filtrują wszystko i Squeeze wolniej się im zatyka. Na filtrowaniu spędzają długie godziny.
Nie niosłam linki i nie wieszałam jedzenia w miejscach niedostępnych dla niedźwiedzi, wychodząc z założenia, że najbardziej niedostępne miejsce to wnętrze mojego namiotu. Nie miałam żadnych problemów z niedźwiedziami. Na odcinku 800 km (500 mil od Kennedy Meadows do South Lake Tahoe) niosłam obowiązkowy bear canister, beczkę z grubego plastiku, którą niedźwiedziom trudno otworzyć. Jest to jednak możliwe, niektóre nauczyły się odkręcać wieko, inne potrafią zrzucić beczkę ze skały i rozbić. Beczkę zawsze trzymałam w przedsionku namiotu.
Odzież
Warstwę bazową stanowił u mnie dokładnie taki sam zestaw jak w zeszłym roku: nowy egzemplarz koszulkai Pustynnej przekazany mi przez Kwarka i spodenki biegowe Arc'teryx Ossa Short.
Zestaw sprawdził się bardzo dobrze po raz kolejny. Spodenki były wytrzymałe, a koszulka chroniła przed słońcem. Czasem ktoś z nowicjuszy pytał co mi strzeliło do głowy z białym kolorem, ten zaś jest najbardziej funkcjonalny zarówno na pustyni jak i wysoko w górach, gdzie leży śnieg, a słońce praży. W czasie chłodów zawsze mogłam założyć coś z warstwy termicznej. Spodenki zakończyły przygodę z PCT w stanie nieuszkodzonym.
Pustynna miała kilka dziur i przetarć, trochę się naciągnęła i trwale ubrudziła - tak jak w zeszłym roku, więc bez niespodzianek. Był to nowy model damski, poprawiony w stosunku do oryginału. Najważniejsza zmiana to skrócenie przedłużonego tyłu, dzięki czemu nie miałam na plecak wiecznie mokrego i śmierdzącego zwisającego kompresu, a koszulka dobrze wyglądała. Rękawy są teraz lepiej dopasowane pod pachami i ogólnie krój jest bardziej dostosowany do kobiecej sylwetki. Korpus jest dość obszerny, natomiast rękawy u dołu przyciasne, podobnie szyja, ale Kwark już to, jak mi się zdaje, poprawił. Wyszarpałam jakieś nitki, ale nic istotnego.
Ważne było też to, co na głowie: zawsze i bez wyjątku daszek Dynafit, najczęściej także jedwabna chustka z indyjskiego sklepu, często nakładki magnetyczne na okulary. PCT jednak okazał się o wiele mniej słoneczny niż CDT i pod koniec wystarczał mi już sam daszek. Taki zestaw jest tak przewiewny jak to tylko możliwe - to dla mnie najistotniejsze.
Moda na szlaku zmienia się. Jeszcze do niedawna królowały hawajskie bawełniane koszule, obecnie syntetyczne koszulki z długimi rękawami i kapturami, które chronią głowę i kark, ale nie są przewiewne. Niektórzy nosili czapki z zasłoną, ale spotkałam tylko jedną dziewczynę w chustce. Inne obmacywały mój jedwab zazdrośnie :-)
Warstwa termiczna pozostała bez zmian: zestaw bielizny z mięsistego materiału Polartec Power Strech Arc'teryx Rho AR: bluza z krótkim zamkiem i getry. Używam ich od kilku lat przez większość sezonu. Zaskakująco długo wytrzymały. Zamek w bluzie zaczął się rozjeżdżać, a getry od wewnątrz kiedyś trochę się zmechaciły i w związku z tym stały cieńsze.
Postojowo i w bardzo zimne poranki nosiłam tą samą, co na pozostałych trzech długich dystansach kurtkę puchową Robertsa wykonaną na zamówienie z dystansowymi komorami, 80 gramami puchu i Pertexem Quantum GL. Jak na tak delikatną kurtkę bardzo długo wytrzymała. W tym roku na rękawie prawej ręki pojawiły się dziury i widać, że jest już wyeksploatowana. Trzeba chyba będzie pomyśleć o nowej, bez kaptura, który, jak zdążyłam się przekonać, jest rzadko potrzebny.
Komplet ciepłej bielizny uzupełniały rękawiczki z Polartec Power Strech Kwarka oraz czapka z wełny merino Arc'teryx Rho Ltw Beanie. Jedno i drugie już długo użytkowane, więc pojawiły się niewielkie dziury. Na najzimniejsze odcinki brałam z paczki dodatkową czapkę z Technostrechu, którą dostałam od chłopaków z OnMyWay, a w Sierrze drugą parę rękawic polarowych Kwarka.
Ochronę przed deszczem miał mi zapewnić ten sam zestaw, który tak dobrze sprawdził się na Continental Divide Trail: kurtkę Patagonia Alpine Houdini i spodnie As Tucas Acher Pants. Niestety lekki sprzęt nie wytrzymuje tak długo i po raz kolejny kurtka przeciwdeszczowa zawiodła, a i spodnie zaczęły puszczać. Pod koniec szlaku, kiedy zrobiło się zimno i dużo padało niosłam dodatkowo lekką plastikową pelerynę, którą narzucałam na kurtkę i plecak. To pozwoliło zapomnieć o widmie hipotermii.
Nie miałam osobnej wiatrówki, hardshell pełnił jej funkcję wystarczająco dobrze.
Należę do osób, u których bardzo szybko następuje wychłodzenie stóp, dlatego niezbędne są dla mnie wodoodporne skarpety, których używam wędrując po śniegu i w zimnym deszczu. Miałam je ze sobą w Sierrze i pod koniec w północnym Waszyngtonie. Model Rocky Gore-Tex Socks ponownie okazał się doskonale spełniać swoje zadanie.
Inni wędrowcy o wiele bardziej niefrasobliwie podchodzili do kwestii przemakania i wyziębiania się. Osobiście dziwię się temu. Rzadko kto miał spodnie przeciwdeszczowe, niektórzy nie mieli kurtek. Wiele osób musiało niepogodę przeczekiwać, ale w tym roku było to trudne - niebiosa zaserwowały mierzącym się z PCT w 2019 roku najbardziej deszczowe i najzimniejsze w historii wiosnę i lato. Zazwyczaj jest inaczej i faktycznie można przejść PCT na sucho nie martwiąc się w ogóle o deszcz.
Na nogach
Nogi są najważniejsze, to one niosą nas z Meksyku do Kanady... Znakomita większość, co najmniej 75 % wędrowców używało tych samych butów co ja: Altra Lone Peak. Tak jak na CDT można było nawigować według śladów ich podeszw na ścieżce. Tzn. gdyby na PCT była potrzeba nawigować. Nie bez powodu Altry są tak popularne na długich dystansach - pozostają jedynymi butami, które jednocześnie są zero drop (brak obcasu o kilkanaście procent zmniejsza obciążenie kolan), szerokie w palcach i amortyzujące (w przeciwieństwie do całkowicie minimalistycznych butów do biegania, choć nie aż tak jak niektóre "pluszowe" modele tradycyjnych butów biegowych).
Zwlekałam trochę z wymianą na nowe, ratując sytuację podkładaniem zużytych map pod piętę, kiedy pianka amortyzująca zbiła się i w butach powstał drop negatywny, czyli pięta znalazła się niżej niż palce, co bardzo obciąża ścięgno Achillesa. Statystyczny hiker wymieniał buty co 500 mil, bo słyszał na You Tubie, że tak trzeba. Ja co 1000. Zużyłam trzy pary, jedną starszego modelu 3.5 i dwie 4.0. Oba sprawdzały się w pyle dużo lepiej niż 2.5, które na CDT były winne powstawaniu pęcherzy.
4.0 uważam za najlepsze jak dotąd wcielenie Lone Peaków, są szersze i dużo lepiej oddychają niż 3,5, schną już w 3 godziny. Używam męskiego modelu, to ważne, bo damski nie przewiduje miejsca dla małego palca. O dobieraniu rozmiaru też kiedyś napiszę obszerniej, tutaj tylko prosta reguła: wkładka o 2 cm dłuższa od stopy. Wymiana przez początkujących wędrowców obuwia na większe osiągała w pierwszym miesiącu masową skalę. Ci, którzy tego nie zrobili często tracili paznokcie.
Ochraniacze, zwane inaczej stuptutami lub gaiterami to Gaiterki produkowane przez Wandę Sarapatę. Dostałam je do przetestowania. Przetrwały całą drogę. Są bardzo podobne do Dirty Girl Gaiters, których używałam przez ostatnie dwa lata. Bardzo mocne haczyki, rzepy bez zarzutu, materiał nieco mniej wytrzymały - pod koniec powstały dziury i stuptuty rozciągnęły się mocno wokół kostek, tak że musiałam je zwęzić. Mimo to uważam je za udany produkt, 4300 km to dobry wynik.
Tradycja rzecz święta - nic nie zmienia się w sprawdzonym zestawie skarpet, który zawsze działa, dlatego i tym razem zastosowałam metodę zakładania dwóch par skarpet, linerów z palcami Injinji oraz hikingowych skarpet z mieszanki wełny merino i nylonu Smartwool Phd Outdoor Light Mini. Oba modele znajdziecie w dziale recenzji sprzętu. Tym razem wystarczyła mi jedna para linerów, wierzchnich skarpet zużyłam 3 pary.
Zestaw skarpet dopełniały wodoodporne skarpety Rocky Gore-Tex Socks, o których wspominałam wyżej i których recenzję znajdziecie w archiwum.
Sprzęt zimowy
W latach śnieżnych zarówno PCT jak i CDT wymagają użycia sprzętu zimowego. Co to będzie zależy od naszych preferencji. Mój sprzęt zimowy był bardzo ograniczony, ale i mój zimowy epizod w Sierra Nevada nie był bardzo długi (przeszłam po śniegu około 100 mil, później już tylko od czasu do czasu napotykałam śnieg).
99,9 % wędrowców miało ze sobą czekany, połowa miała raki (tak, zakładane na buty biegowe), druga połowa raczki. Ja należałam do tego 0,1 %, który szedł tylko z kijkami trekkingowymi i raczkami. Taką decyzję podjęłam, ale nie ośmieliłabym się sugerować tego innym - to jednak zbyt niebezpieczne. Problem polega na tym, że moje kolana nie wytrzymują obciążenia, kiedy nie mogę się cały czas opierać na kijach, zwłaszcza w stromym terenie. Choć na CDT śniegu było w zeszłym roku mniej pamiętam o wiele trudniejsze fragmenty niż na PCT, które pokonywałam samotnie i które mnie przerażały, ale dałam radę z tym samym zestawem sprzętu.
Używałam raczków Kahtoola Microspikes, a później jakichś bezimiennych znalezionych w hiker boxie, które miały większy rozmiar - po wymianie butów na większe nie mogłam już zakładać Kahtooli. Kahtoolom zresztą naderwałam gumę. Nowe miały odpinające się oczko łańcucha, więc też nie były dobre, muszę zaopatrzyć się w nowe.
Na całym szlaku spotykałam ludzi z czekanami i rakami, przypiętymi do plecaków. Nawet wtedy kiedy śnieg już dawno stopniał. Taki był potworny strach przed śniegiem i lodem.
Chcąc wędrować w zimowych warunkach trzeba mieć znacznie więcej - potrzeba sprzętu jakiego zwykle używam w Laponii... Tylko że nie jest zimno. Dlatego większość zachowywała letnie ubrania, w tym krótkie spodenki, zaopatrując się tylko w dodatkową bieliznę czy sweter puchowy. Tak naprawdę jedyną częścią ciała, którą trzeba chronić są stopy - bo są wiecznie mokre i wiecznie przemarznięte. Trudno powiedzieć co byłoby tutaj dobrym rozwiązaniem - wysokie wodoodporne buty byłyby idealne, gdyby nie trzeba było przechodzić rzek, podobnie ze skarpetkami wodoodpornymi. Praktycznie wszyscy chodziliśmy w butach do biegania, które o poranku zamarzały na stopach. Wiele osób skończyło z odmrożeniami. Paradoksalnie lepiej poszło tym, którzy przez Sierrę szli jeszcze w maju, przed roztopami - szli cały czas po śniegu, rzeki przechodzili po mostach śnieżnych.
Kijki
Kijki stale mi towarzyszą, nie inaczej było na PCT. W dzień służyły jako amortyzacja wszelkich wstrząsów, skutecznie odciążając kolana, w nocy pełniły funkcję stelaża namiotu. W Sierrze były elementem mojego sprzętu zimowego, jako że postanowiłam radzić sobie bez czekana.
Używałam tych samych Leki Corklite co na CDT, a przed wyjazdem wymieniłam groty na nowe, które wytrzymały całą drogę. Nie wytrzymały taśmy. Były już nadwątlone i szybko się przerwały, tak że musiałam je naprawiać po 500 milach. Po kolejnych 500 milach znów się urwały. Tym razem zawiązałam zerwane końcówki na węzły, które czasem się rozwiązywały, ale tak było najprościej. Nie mogłam już prawidłowo zakładać pętli, ale jakoś to przeżyłam. Stara wersja Corklite miała mocne pętle nadgarstkowe z taśmy z cordury, która tak szybko się nie niszczy (nie niszczy się wcale).
Elektronika
Towarzyszył mi ten sam co zawsze skromny zestaw elektroniki: aparat Sony RX100, telefon Sony Xperia XA dual, powerbank Miller 102 zaopatrzony w dwa ogniwa 18650. Dwie ładowarki w typie amerykańskim, trzy krótkie kable micro USB (trzeci kupiony w San Diego, po tym jak uświadomiłam sobie zapomnienie jednego w domu). Do kręcenia filmów mocowanie aparatu do kijków Stick Pick. W strunowej torebce: pendrive, adapter do kart micro SD (tak ładuję zdjęcia na bloga z bibliotecznych komputerów), słuchawki oraz szmatka do okularów.
Czołówka Petzl e+Lite starego typu po raz kolejny była moim jedynym źródłem światła, a trzeba przyznać że na PCT bardzo często wędrowałam po ciemku, zwłaszcza pod koniec, kiedy dni były już krótkie. W przypadku takiego szlaku jak PCT, który jest dobrze widoczny w terenie 5 lumenów (i mniej, bo e+Lite słabnie w miarę wyczerpywania się baterii) wystarcza. Należę do osób, które dobrze widzą w ciemności. To właśnie e+Lite 11 września oświetliła pomnik, słupek graniczny i tablicę z napisem "witamy w Kanadzie". Używam wciąż tego samego egzemplarza, który przetrwał już 4 thru-hike'i i właśnie zauważyłam ślady zużycia. Przełącznik zaczął działać bardzo opornie i możliwe, że czeka mnie wymiana na nową. Niestety już jej w takiej postaci nie produkują (teraz świeci krócej), ale mam jeszcze jedną w zapasie. Gdyby ktoś z czytelników miał zbędną, chętnie odkupię.
Pozostałe
Skład kosmetyczki to też nic nowego: ucięta szczoteczka, pasta do zębów Ajona (10 ml, bez fluoru), grzebień, lusterko (niezbędne przy wyciąganiu kleszczy, aczkolwiek kleszczy na PCT nie było), tłusty krem (de facto pomadka), woskowe zatyczki do uszu, mini mydło, mini szampon i mini dezodorant (uzupełniane na poczcie z większego opakowania, dezodorant w kulce, którą wyjąć można scyzorykiem).
Niezawodny scyzoryk Victorinox Classic to wciąż moje podstawowe narzędzie.
Apteczce i zestawowi naprawczemu poświęcę kiedyś osobny artykuł. Zawierają najbardziej podstawowe i niezbędne rzeczy:
plastry na pęcherze (wzięłam dużo, szczęśliwie ani jednego nie użyłam)
plaster flizelinowy i plaster tkaninowy (dużo lepsze od srebrnej taśmy, klej nie jest przesadnie trwały, a taśma oddycha)
plastry do ran ciętych
igła i nici
łaty do materaca
gripex/paracetamol/ketonal w razie poważnej kontuzji
nifuroxazyd
augmentin
Coś czego nie było, a być powinno to metronidazol, lek na giardiozę (zakażenie lambliami). Dostałam na niego receptę u lekarza, z którego pomocy byłam zmuszona skorzystać.
Portfel to niezmiennie od czasów Nowej Zelandii model ZPacksa. Inne przydatne rzeczy to moskitiera na głowę (Roberts), sprej na komary, piłeczka golfowa do rozciągania (przydałby się też roller, czasem dostępny w hostelach i na biwakach trail Angelów), krem i/lub sztyft z filtrem UV. Nie wymieniłam stabilizatorów na kolana - są jak część mojego ciała. Na dłoniach rękawiczki chroniące przed pęcherzami - podobnie.
Poste restante
Wszystko co się nie mieściło, nie było w danej chwili potrzebne lub było rzeczą na zmianę podróżowało równolegle w paczce pocztowej jako tzw. bounce box. Metodę przesyłania rzeczy pocztą opisałam w zeszłym roku tutaj.
Podsumowanie
Na wielu etapach PCT można mieć lżej, zwłaszcza idąc na północ - wtedy w północnej Kalifornii i Oregonie nie potrzeba ciepłych rzeczy - wystarczyłaby sama bluza powerstrechu, mógłby być mniej ciepły śpiwór. Wielu wędrowców rezygnowało z dźwigania ciepłych ubrań, ubrań przeciwdeszczowych, kuchenek i garnków. Widać było, że cierpią, ale były to osoby które stawiały na lekki plecak za wszelką cenę. Można było często obserwować pakowanie się w stylu "stupid light". Zauroczeni filmami na youtubie, pomimo fatalnych warunków panujących w tym roku na PCT, nie brali kurtek przeciwdeszczowych, zdarzały się osoby które nie miały namiotów, choć ciągle lało, wiele osób było nieprzygotowanych na warunki zimowe, a odmrożenia w Sierrze nie należały do rzadkości.
Mam już za sobą wiele wędrówek i ten etap również mam już za sobą. Jest pewna granica komfortu, której nie przekraczam. Mogę iść po śniegu, mogę wędrować cała przemoczona, ale nie wyobrażam sobie doprowadzić do odmrożeń i marznąć w nocy w cienkim śpiworze i na symbolicznej alumacie. Kuchenkę uważam ze element zestawu surwiwalowego. Dlatego też po raz kolejny nie zeszłam z wagą plecaka poniżej 5 kg, a mój plecak na wyjściu z miasta ważył przeważnie 15 kg z wodą. Nie przeszkadzało mi to - miałam wystarczająco dużo energii i jedzenia, mającego mi tą energię zapewnić. Odchudzanie jedzenia było najbardziej widocznym przejawem zmęczenia u hikerów, których spotykałam. Nie jedli, więc nie mieli siły, a nie mając siły, nie mogli nieść wystarczającej ilości jedzenia. O tym zjawisku mało się mówi, bo mały plecak dobrze wygląda na zdjęciach. Niestety przypłacimy taki styl wędrówki kompletnym wycieńczeniem.
Tegoroczne warunki sprawiły, że na 1/3 szlaku niosłam o wiele więcej niż mój sprzęt z podstawowej listy, ale nie było mimo to źle i szło mi się dobrze. Nie zmęczyłam się, a po powrocie natychmiast znów ruszyłam w drogę. Sprzęt przetrwał, choć dla niektórych rzeczy był to już któryś długi dystans i teraz będzie mnie czekała wymiana. Co zamienię na co zobaczycie w przyszłym sezonie na kolejnej długodystansowej wędrówce.
PS
Na koniec podepnę jeszcze info, że sezon slajdowisk już się zaczął, więc sprawdzajcie w dziale prezentacji czy nie będę w Waszym mieście :-)
Nawiązując do akapitu o niemądrym podejściu do kwestii żywieniowych. To widać nawet na krótszych dystansach. Gdy jestem słabo najedzony to bardzo szybko przychodzi kryzys i spadek mocy. Dobrze to widać w terenie górskim lub zimą. Wtedy śnieg bardzo szybko odbiera siły. Podobnie działa także konieczność obchodzenia przeszkód typu wiatrołomy latem. Człowiek robi się apatyczny a przed każdą przeszkodą trzeba zbierać siły. Rozwiązaniem jest przerwa i uzupełnienie kalorii. ale niekoniecznie cukrem tylko czymś bardziej konkretnym co powoli będzie uwalniało energię do krwiobiegu.
OdpowiedzUsuńTeż tak uważam, łażąc z dużym plecakiem 4-5 tys. kalorii dziennie musi być.
UsuńDla facetów nawet 6 tys., zależnie od terenu i dziennych dystansów. To fakt, zimą i w trudniejszym terenie szczególnie szybko wychodzi brak sił, kiedy trzeba więcej wysiłku włożyć w poruszanie się. Dobrze jest machnąć porządne, ciepłe śniadanie, które posiedzi trochę w żołądku, stopniowo dostarczając energii.
UsuńDziekuję za podsumowanie - to bardzo cenne wskazówki dla potencjalnych wędrowców. Dziękuję też za relacje; one z kolei inspirują mnie mocno. Do zobaczenia na szlaku, pozdrawiam! :)
OdpowiedzUsuńCieszę się, do zobaczenia :-)
UsuńHej Agnieszka!
OdpowiedzUsuńDzięki za kolejny bryk sprzętowy. Każdy ma jakieś tam preferencje i upodobania w tym zakresie, które ciezko zmienić, ale konfrontacja z cudzymi doświadczeniami zawsze jest inspirująca. Z bogatej stajni rozwiazań zawsze da się coś twórczo zaadaptować do własnych celów. Zwłaszcza, że zaczynam odchudzać mój ekwipunek, choć do ultralight backpacking mi daleko...
Chciałbym skomentować sprawę palnika, opisany przez Ciebie problem zdarzyło mi się niedawno skutecznie rozwiązać w dość podobnym modelu (Robens Fire Midge aka Fire Maple FMS300T aka inne brandy), który jest starszym i cięższym (45g vs 25g) bratem Twojego BRS-a. Wszystkie palniki ze stajni FMS-opodobnej mają zbliżoną konstrukcję podstawy palnika, z wąziutką gwintowaną tuleją pod gwint kartusza z nisko położoną prostopadłościenną "skrzynką" obudowy zaworu wystająca z boku. Za krótka iglica otwierająca wewnętrzny zawór kartusza jest typową zmorą. Czasem też "skrzynka" zaworu haczy o zewnętrzny kołnierz kartusza, co albo daje ten sam skutek, albo powoduje wspomniane przez Ciebie wycieki spod uszczelki.
Należy zatem drobnym pilnikiem splanować obie te powierzchnie: spód skrzynki zaworu oraz tuleję, skracając od spodu palnik o parę dziesiątych milimetra.
Na ogół taka operacja wystarczy, ale w moim przypadku Chińczyk był sprytniejszy :P Okazało się,że iglica była na tyle krótka, że dodatkowo musiałem splanować uszczelkę. Jest to O-ring o przekroju bodaj 10x2mm. Tu sprawa ciut bardziej finezyjna, więc dokładny opis: wydłubaną z palnika uszczelkę kolistym ruchem szlifujemy na pilniku lub papierze ściernym, następnie wygładzamy na najdrobniejszym papierze do szlifowania (może być taki pilnik kosmetyczny),najlepiej na mokro. Chodzi o to, że grubszy pilnik/papier zapewnia nam rozsądny czas obróbki, a końcowy szlif zlikwiduje nierówności.
Dopiero zmniejszenie grubości uszczelki wraz z wcześniejszą obróbką metalowych elementów palnika załatwiło problem. U mnie był on na tyle złośliwy,że palnik normalnie odpalał, ale po paru minutach na skutek rozszerzalności cieplnej materiałów iglica się cofała i gasł na skutek zamknięcia kartusza. Zapalić ponownie można było dopiero po ostygnieciu. Oczywiście istnieje znany awaryjny patent w postaci kulki papieru czy ogryzka z patyka wciśnietego do zaworu kartusza, ale to rozwiązanie doraźne.
Co ciekawe, ten ogólny problem występuje w różnych postaciach: od rzucania palenia w ogóle, przez tę sztuczkę którą wyprawiał mój Robens, aż po wersję najbardziej zdradliwą (dlatego o tym piszę). Moi znajomi z letniego wyjazdu mieli problem z palnikiem , którego używali od lat i uważali za sprawdzony. Tym razem ekstremalnie wolno grzał wodę, co skutkowało nadmiernym zużyciem gazu i widmem jego wyczerpania w połowie treku. Winę zrzucali na wadliwe paliwo. Wydało mi się to podejrzane, bo z drugim kolegą na innym palniku używaliśmy tego samego MSR IsoPro (zimowe paliwo!) z tej samej półki w sklepie, który palił jak szatan. W dodatku latem nawet jakieś zanieczyszczenie mało lotnymi składnikami nie dałoby takich drastycznych efektów... Okazało się,że winna była fizyka, nie chemia. Po wsadzeniu do gniazda kartusza papierowej podkładki pod iglicę palnik ożył i resztka gazu wystarczyła bez problemu do końca wyjazdu. Opisuję tę historię pro publico bono (*). Jeśli zdarzy Wam się kiedyś w terenie "słabej jakości" marnie palący kartusz, sprawdźcie najpierw w sposób opisany wyżej, czy to czasem źle dociśnięta płytka zaworu w kartuszu nie jest winowajcą.
Pozdrawiam
-J.
(*) napisało mi w oryginale pro bublico bono -przypadek? ;))))))
Dzięki za podzielenie się historią modyfikacji palnika. Słyszałam, że ludzie je rozbierają, czyszczą, piłują, ale nie wiem czy będzie mi się chciało... Chciałabym żeby to, co kupuję działało. Może kosztować więcej, ale niech kurde działa. Teraz idzie zima, więc czas na zimowy palnik, ale wiosna też niedługo... Pozdrawiam
UsuńHej,
OdpowiedzUsuńPytanie co do plecaka. Dlaczego zdecydowałaś się nie używać ZPack Arcblast, który do tej pory miałas?
Jacek
Hej. Po prostu się już nie nadawał, po trzech szlakach długodystansowych był już podarty i bardzo zniszczony.
UsuńLeśna! zaciekawiłaś mnie uwagą o plecach materiałowych w obecnym Twoim modelu. Mam starego GoLite Jam-a. Tam też jest goły materiał bez bajerów. Latem dla mnie to udręka. Cały pot spływa (logicznie, bo nie ma gdzie wsiąkać)i mam mokry tyłek. Tak przez te tysiące mil Cię to nie irytowało?
OdpowiedzUsuńSprawa druga - kwestia czekana i zimowego wyposażenia: nie używali ludzie kijków z końcówką czekanową? BD robi taki model: Whippet. W opisywanych warunkach to mógł być element, który by opisywane przez Ciebie ryzyko zminimalizował. Tym bardziej, że tą końcówkę można od kijka odkręcić, po tym jak przestaje być potrzebną.
Pim
Goły materiał w plecach plecaka likwiduje u mnie problem odparzeń na plecach, które zawsze mi bardzo doskwierały (dlatego upierałam się długo przy cięższych plecakach z wygiętym stelażem - pianka jest wykluczona). Odparzenia przekształcają się w krwawe rany i nie jest to przyjemna rzecz. Widywałam nawet ludzi, którzy schodzili ze szlaku z zainfekowanymi ranami. Pot, owszem, spływa, ale mokry jest tylko niewielki fragment na dole pleców (tam mi się parę drobnych odparzeń zdarzyło, ale już nie mam pomysłu co z tym zrobić; to był też powód dla którego walczyłam o zlikwidowanie przedłużonego tyłu w koszulce Pustynnej). Poniżej pot odparowuje szybko, zawsze widać białą linię soli. Generalnie wszyscy wolą gołe plecy i właściciele takiego np. ULA Circuit wyrażali wielką zazdrość, bo niby fajny plecak i wygodny, ale mokre plecy ciągle. Największy problem z tym był na AT i TA, gdzie cały czas lało i woda deszczowa z potem była doskonałym podkładem dla stad bakterii. Smród takiego plecaka, który nigdy nie wysycha jest nie do wytrzymania, a przechodzi też na ubranie.
UsuńNa pomysł zabrania końcówki czekanowej po prostu nikt nie wpadł, włącznie ze mną. Tak trzeba było zrobić. Nie widziałam niczego takiego w sklepach po drodze, a ludzie kupują to, co Darwin powie...
Kiedyś kijki Whippet miały dziób montowany na stałe. Ale obecnie (od chyba dwóch sezonów), ten element jest demontowany, więc użycie kijka, jako zwykłego jest możliwe. Po za modelem Whippet, jest też model Traverse. Rączka przystosowana do montażu ostrza nazywana jest WR (Whippet ready). Sądząc po zdjęciach taki patent, poprawił by w pewnym stopniu Twoje bezpieczeństwo.
UsuńOsobiście nie odczuwałam potrzeby posiadania czekana na PCT, co innego na CDT, choć też dało radę bez. Ale to już moje skrzywienie... Fajny patent.
UsuńPim
Usuńu ciebie to jest jeszcze kwestia tego, że twój Jamm ma zbyt krótkie plecy do twojego wzrostu i cały plecak przylega szczelnie. Aga pisała, że w jej przypadku plecak nie miał takiej tendencji i pozostawała przestrzeń umożliwiająca wentylację. Poza tym długie dystanse mają swoje prawa podobnie jak wojna błyskawiczna z powiedzenia Machnika...
Ja na twoim miejscu nie przejmowałbym się tematem. Chyba, że ruszasz gdzieś na parę miesięcy. !D
Tak! przyjdzie taki dzień w pracy, że wydam z siebie ryk i zacznę biec jak Forrest Gump. Zatrzymam się na Kanale Angielskim...
UsuńNooo, wysoko postawiona poprzeczka. Ale pamiętaj, żeby przed Kanałem la Manche zrobić stop znienacka tak jak wspomniany bohater. To ważne, żeby tak wyglądało, nawet jeśli z góry będzie zaplanowane...
UsuńA później może zainwestujesz w akcje znanej firmy ogrodniczej Apple? :D
Biegnij w drugą stronę, przez Syberię zajmie chwilę, a zatrzymasz się na Kurylach...
UsuńBiec...."na wschód tam musi być jakaś cywilizacja"? (Sexmisja)
UsuńHEj Aga. Dzięki za podsumowanie sprzętowe. Brakuje mi wniosków z użytkowania plecaka. Sprawdził się? Co na tak, co na nie, co będzie poprawione? Zostajesz przy produktach tej firmy?
OdpowiedzUsuńSprawdził się bardzo dobrze, a ja stałam się wielką fanką plecaków bez stelaża. Były tylko bardzo drobne ślady zużycia, laminat zszedł z zamków, jedno zadrapanie materiału i jedno miejsce, gdzie puściła nitka w szwie. Niedługo będzie wersja ostateczna i będzie można porównać. Poprawiona będzie przede wszystkim rozmiarówka - będą dłuższe plecy i krótszy pas biodrowy. Kieszeń streczowa będzie miała odrobinę większą pojemność, a pianka w pasie biodrowym będzie mocno przytwierdzona (przesunęła się trochę w trakcie użytkowania). Jak najbardziej zostaję przy OMW.
Usuńcieszę się z OMW daje radę, że powstają takie firmy. Przyznam, że plecak na Tobie wygląda na zdjęciach na przytłaczający, wiszący na ramionach, ale Twój opis temu przeczy, co mnie cieszy.
UsuńTo prawda, wyglądał na ogromny, ale raz że ja jestem niewielkich rozmiarów, a dwa że jest tak brylasto skonstruowany z powodu konieczności zmieszczenia kanistra. Ale że wisiał na ramionach to też fakt, zwłaszcza przeładowany, dlatego zmieniamy długość pleców.
UsuńPo czym poznać tę starszą generację e+Lite? Bo mam jedną w zasadzie nieużywaną taką czołówkę którą mógłbym Ci sprezentować, o ile to jest ta ceniona przez Ciebie generacja, tylko nie wiem po czym to poznać ;)
OdpowiedzUsuńByłabym zobowiązana! Ceniona przeze mnie generacja wygląda tak https://3.bp.blogspot.com/-kmntUY6Dl4I/WeX0amYQhnI/AAAAAAAAMNA/1QsQlTWEfHI2eg06iHcbs_2-CcM3Frv0ACEwYBhgL/s1600/DSC08150.JPG
UsuńJest czerwono-czarna, ma cienki gumosznurek zamiast gumki. Chwilowo mam odcięty internet, ale będę czekać na info :-) Dzięki!
No to niestety mam tę nowszą generację, podobno już nie taką dobrą jak te starsze :(
UsuńJaka szkoda :-(
UsuńLeśna! w razie porażki w poszukiwaniach starego e+lite (jakiś czas temu japończyk sprzedawał nówkę na ebayu za 100USD) zwróć uwagę na petzlowskie Bindi. To mini lampka biegowa z akumulatorem. Używasz powerbanku, więc to nie problem. Ona ma 200 lumenów maxa i drugi poziom 100. To ciebie nie zainteresuje. Ale tryb eco przy 6 lumenach daje 50h świecenia. Przypuszczam, że tam też jest stabilizacja. A całość jest leciutka (35gr). Ma też czerwone światło. Może to jest wyjście? Ty nie robisz dyskoteki, więc górne poziomy Cię nie dotyczą. A ten tryb najsłabszy może być obiecujący.
OdpowiedzUsuńPim
Tak, znam Bindi i mam zamiar ją kupić niezależnie od e+Lite - czasem, zwłaszcza zimą, potrzebuję na kilka sekund mocniejszego światła żeby znaleźć jakiś bardziej oddalony obiekt w ciemności. 50h to nie 90h, ale z racji ładowania powerbankiem może być no i tak jak piszesz jest też czerwona dioda, równie niezbędna co światło do chodzenia (ostatnio spędziłam dwie noce na Otrycie i myślałam, że zwariuję kiedy nadchodził wieczór i nikt nie używał czerwonych świateł, nawet o 4 nad ranem walili białym po oczach!).
UsuńLeśn! co do wyczuwalnego oporu włącznika w e+Lite: wyjmij baterie, załóż raz jeszcze i mocno wciśnij w głąb. Miałem to samo w swoim egzemplarzu. Po takiej korekcie, problemów brak.
OdpowiedzUsuńNiestety to nie to, bez baterii też haczy, więc wciskanie raczej nie pomoże. Myślę że brud się wcisnął pod przełącznik i minimalnie go podwyższył. Wypłukałabym ją, ale nie wiem czy nie wykończę jej w ten sposób.
UsuńLeśna! a po prostu Zipka? Masz zwijak, 6 lum przez 120h. Jak włożysz litowe baterie to dłużej. Core da Ci stabilizację i ładowanie. Całość 65gr.
UsuńKiedyś korzystałaś z Tikkiny i pierwszego Core?
Za ciężka, waży trzy razy tyle co e+Lite, na coś takiego nie mogę sobie pozwolić... Tikkiny używam koło domu i w szczególnych okolicznościach, zawsze kiedy ją zakładam wydaje mi się, że waży tonę...
UsuńPrzeczytałem z uwagą i porównałem do swoich preferencji. Sporo punktów zbieznych, kilka innych rozwiązań. Jakby mój Exos był z DCF / Cubenu, miałbym plecak bliski mojemu ideałowi.
OdpowiedzUsuńWażne, że Twój zestaw się sprawdza, a modyfikacje są pod warunki klimatyczne.
Niech zatem inni korzystają z Twoich doświadczeń.
Dobry i bardzo kompletny opis z analizą 😀
Dzięki! Miło, że przebrnąłeś :-) Gdyby Exos był z cubenu musiałbyś go wymieniać co sezon lub dwa, więc niech już jest z tego, z czego jest... Pozdrawiam!
UsuńAhoj, piszesz o nieużywaniu filtra i jednym zatruciu, jak sądzisz czy brak filtra sprawdzi się w Pirenejach, tam jest sporo stad wypasanych?
OdpowiedzUsuńMyslalem jeszcze o tabletkach chlorowych i kontr-tabletkach (chyba lifesystems) albo o witaminie C która podobno neutralizuje chlor po odkażeniu (i może neutralizuje smak)
Z tabletkami obawiam się o stan flory jelitowej ;)
ps. według rady z bloga zaopatrzyłem się specjalnie w starą wersje czołówki, pomyslałbym o wymianie ale nowa wersja nie ma tej zabawnej wyciąganej linki, pozdro!
W Pireneje wzięłabym filtr właśnie ze względu na wypas. Mechaniczne filtry są łatwe w użyciu i skuteczne. O ile wiem giardia lamblia jest odporna na chlor (to właśnie ją złapałam), w związku z czym tabletki czy krople mogą nie być skuteczne. Dochodzi też czas oczekiwania na działanie, minimum pół godziny zanim będziesz mógł się napić, im gorsza woda tym dłużej.
UsuńDzieki za info, pozdrowienia!
UsuńMasz jeszcze krople do uzdatniania np. Aquamira, Lifesystems. Poszukaj starych wpisów na blogach mp. Andrew Skurki. On w ramach swoich wędrówek permanentnie używał tego sposobu uzdatniania.
OdpowiedzUsuńA po za tym: w latach 80-tych w wielu dzielnicach w np. Warszawie kranówka tak woniła chlorem, że ho! ho! i ludzie żyją, mają się dobrze.
Chlor podobno nie jest skuteczny w przypadku giardii, nie jestem pewna jak z jodyną, ale w Europie w ogóle nie jest dopuszczona jako środek do uzdatniania wody. Potwierdzam, warszawska woda ostatnio całkiem pitna :-)
UsuńChlor wg szybkiego googlowania ma problem z cryptosporidium, lamblie powinien rozklepac przy odpowienim stezeniu, letniej temp. i srednim ph. Search: Effect of chlorine on Giardia lamblia cyst viability. Przekonalas mnie do filtra, pozdr
OdpowiedzUsuńCześć ,
OdpowiedzUsuńczy możesz powiedzieć czy filtr saywer 'pasuje' do butelki platypusa?
Nie pasuje, chyba że masz bardzo stary model. Jeśli chodzi o zwijane butelki to pasują Evernew. Najprościej używać zwykłych butelek PET, wszystkie pasują.
UsuńDziękuję za informację.Niestety PET nie da się zwinąć.Evernew to chyba w Pl niedostępna.Ta którą dołączają w zestawie z filtrem jest słabej jakości.
UsuńZgadza się, Evernew w Polsce niedostępna, a butelka z zestawu nie nadaje się do użytku.
UsuńDziękuje.Dystrybutor filtra twierdził że:'Jest Pan jedyną osobą, która zgłosiła do nas w ostatnim czasie problem z
OdpowiedzUsuńbutelką i jedyną, w ogóle, która zgłosiła to dwa razy'.Za pierwszym razem butelkę wymienili na nową.Filtr testuje nadal.Choć mam wątpliwości czy jego jakość jest lepsza od jakości butelki.
Mam jeszcze jedno pytanie : którą firmę poleciłabyś mi do uszycia śpiwora zimowego?
U dystrybutorów zawsze wszystko dzieje się po raz pierwszy i jest to jedyny przypadek... Na długich szlakach albo wyrzuca się te butelki od razu albo pękają w najmniej odpowiednim momencie, nie mówiąc już o tym, że są niewygodne. Jakość filtra jest ok (tylko za rzadko go używam...).
UsuńZależy na czym Ci zależy, ja już od jakiegoś czasu używam tylko Robertsów - będziesz miał co chcesz.
Jakie konstrukcje śpiwora ,materiały uważasz za konieczne? Chodzi mi o te elementy które można by wymienić w ogólnym podsumowaniu, z czego na pewno nie można zrezygnować. np. rodzaj materiału zew. jakość puchu, konstrukcja komór itp.To co wynika z Twojego doświadczenia przy projektowaniu śpiworów.
OdpowiedzUsuńO tym to można byłoby długo... Przepis na prosty dobry śpiwór: puch 850 cui zawsze, pertex quantum na lato, zimą zależnie od preferencji: można całość z endurance, można nogi i pod szyją (teraz endurance inaczej się nazywa, zapomniałam jak). Komory H zwykłe wystarczają, warto dodać komory boczne, w zimowym śpiworze niezbędne.
UsuńDziękuję za informację.
OdpowiedzUsuńProszę o podpowiedź czy folia 3M Window Insulator Kit dostępna na Amazonie to jest właśnie taka jaka używasz do podscielenia pod namiot? Ewentualnie byłbym wdzięczny za linka lub do właściwej folji.
OdpowiedzUsuńMam jeszcze jedno pytanie odnośnie filtrów sawyer squeeze.
- czy jest jakaś procedura przy pierszym użyciu
- jak często robisz płukanie zwrotne, po każdym przefitrowanu butelki?
- ja nie używasz filtra to przechowujesz go zakrecony z obu stron?
- proszę o wszelkie podpowiedzi praktyczne żebym mógł się cieszyć długim i bezproblemowym użytkowaniem.
Tak, to taka folia. Jest też na Allegro pod hasłem "folia izolacyjna do okien" albo "termoizolacyjna".
UsuńNie trzeba nic robić przed pierwszym użyciem filtra. Płukanie jak najczęstsze, ale realnie najlepiej zrobić to w mieście czystą wodą z kranu (ideał to płukać już przefiltrowaną wodą, ale nikt tak nie robi...). Czyli co kilka dni. Ale trzeba uważać jaką wodę się filtruje, zamulona natychmiast zatka filtr i już żadne płukanie nie pomoże. Zanieczyszczenia mechaniczne dobrze najpierw przecedzić przez szmatkę (np. ubranie). Filtr przechowuje się otwarty, tzn. od strony butelki nie da się go zakręcić, ale wylot ma nakładkę, którą zostawia się otwartą. Niestety, filtry nie są wieczne. Po intensywnym sezonie kończą żywot. Długo przechowywane używki też tracą przepustowość. No i nie wolno dopuścić do zamarznięcia ani upadku.
Dzięki za cenne porady. Podpowiedz jeszcze odnośnie bluzy z power stretch. Mierzylem dwa rozmiary: L była dopasowana po całości z delikatnie odczouwalnym opieciem, natomias XŁ w klasie przylegla natomiast poniżej klatki troszeczke luzu jest. Jaka rozmiarowka
Usuń(jesli chodzi o termike i funkconalnosc w terenie) najlepiej sie sprawdza dla tego rodzaju materiału ?
Zbyt opięta bluza nie zmieści już grubszej warstwy pod spodem no i rozciągając się straci jakby trochę loftu, także weź tą większą. Byleby nie była wyraźnie luźna.
UsuńBardzo fajny wpis. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńDzięki!
UsuńBardzo ciekawie to zosatło opisane.
OdpowiedzUsuńStaram się!
Usuń