środa, 26 kwietnia 2017

Appalachian Trail: Erwin - Damascus (Karolina Polnocna/Tennessee/Virginia)

Ostatni tydzien byl w calosci deszczowy. Dlugo sie zbieralo na deszcz no i sie wreszcie zebralo... Erwin opuscilam jeszcze wieczorem i dobilam do pierwszej wiaty. Pierwszy dzien po uzupelnieniu zapasow jest zawsze trudny, bo dzwiga sie caly plecak ciezkiego jedzenia. Podejscie na Unaka Mountain wydawalo mi sie trwac wiecznie. Po drodze ciagle wiosenne kwiatki, drobne zolte lilie i pomaranczowe salamandry.







Nastepnego dnia kolejna atrakcja, Roan Mountain. W tym miejscu pozdrawiam Piotrka, jego familie i cale Saskatchewan :-) Na szczycie zalegala mzawkowa chmura, a swierkowy las byl nasiakniety woda. Wiata na Roan Mountain to prawdziwa chatka, co prawda bez zadnego wyposazenia, ale z drzwiami, oknami i stryszkiem do spania. Bylam tam tylko na drugie sniadanie, poniewaz nocleg zaplanowalam w miejscu jeszcze atrakcyjniejszym!






Gonila mnie burza, wiec musialam naciagac nogi, ale prawdziwa ulewa nadeszla dopiero noca, kiedy smacznie spalam w najfajniejszej chyba wiacie na calym szlaku - Overmountain Shelter, starej stodole przerobionej na wiate. Mnostwo miejsca i tylko troche myszy, a do tego nie trzeba bylo wieszac worka z jedzeniem, co jest najbardziej upierdliwa czynnoscia w zyciu thru-hikera.






Deszzce poki co byly przelotne, a pomiedzy chmurami trafialy sie piekne widoki z odslonietych wierzcholkow, ktore przypominaly mi Bieszczady. Jednego poranka dokladnie w tym samym czasie odlamaly mi sie groty od kijkow. Da sie chodzic bez, ale mam nadzieje, ze uda mi sie kupic nowe. Powinnam byla wymienic przed wyjazdem, bo kijki maja juz spory przebieg - jakies 6000 km.





Wreszcie skonczylo sie kluczenie pomiedzy Polnocna Karolina a Tennessee - teraz juz tylko Tennessee, ze spora iloscia skal i wieloma strumieniami, a takze wodospadami. Przy najladniejszym minelo 400 mil.









Potem zaczelo juz lac na calego i nieprzerwanie, szlakiem plynela woda, a rzeki wezbraly. Schronilam sie w hostelu prowadzonym przez doswiadczonego wedrowca, ktory doskonale zna szlak i wszystkich, ktorzy nim podazali, Bob Peoples okazal sie gadatliwy, nieco zwariowany i bardzo mily, a ja sie tak cieszylam ze mam dach nad glowa, ze zapomnialam zrobic zdjecie :-(


Po deszczu nastala mzawka, a wody bylo coraz wiecej, raz musialam kilkaset metrow obejsc wariantem wyznaczonym na wypadek powodzi, bo huczaca rzeka zagradzala droge. Potem byly juz mosty i tylko Watauga Lake, w zasadzie zapora, przysporzyla nieco problemow na szlaku, ktory ja okrazal, ale nie trzeba bylo odchodzic od szlaku.










Widoki troche jak na Kaszubach... Ale tylko chwilami, bo tutaj jest duzo wiecej lasu. Zaczely juz kwitnac mountain laurels - krzewy nieco mniejsze od rododendronow i zolte azalie. W runie lesnymi wziac ostrozki, fiolki i rozne inne.






Pod wiata naturalnie bylo ciasno, ale jakos sie pomiescilismy (wyzebralam siodme miejsce w szescioosobowym schronieniu). Widok mokrych namiotow nie jest zachecajacy... Na chwile blysnal zachod slonca, ale nazajutrz ciag dalszy mzawki.








Zbieram nadal szczypiorek i liscie czosnku niedzwiedziego, znalazlam tez miete na herbate. Bogactwo tutejszych lasow jest niezwykle. Tylko ptakow wydaje sie byc mniej niz u nas, nie jest az tak glosno jak byc powinno o tej porze roku. Wstalam dzis akurat na wschod slonca (niezbyt sie rozni od zachodu, ale zaswiadczam, ze to wschod) zeby wczesnie byc w cywilizacji.



Trzy mile przed Damascus przekroczylam granice Tennessee i Virginii. Trzy stany mam juz zaliczone, ale Virginia jest najdluzsza, szlak w jej granicach ma 550 mil, wiec jej przejscie zajmie mi troche czasu...



Damsascus to najbardziej znane miasteczko na Appalachian Trail, odbywa sie tu festiwal "Trail Days", w tym roku 15-18 maja, co oznacza, ze bede daleko na polnoc, troche szkoda, bo wedrowcy swietnie sie tu bawia. Niekotrzy dojezdzaja z innych punktow szlaku, wiec kto wie, moze jeszcze sie tu pojawie?  Na razie ide sie nacieszyc hamburgerem... Pogoda jak widac dzisiaj wysmienita! Pozdrawiam!