Na początku lata dostałam do przetestowania nowy "ręcznik luksusowy" Kwarka, za co bardzo dziękuję. Po około siedmiu tygodniach użytkowania w terenie, a także kilku przypadkach stosowania jako ręcznik podróżny, nadszedł czas na podsumowanie. Wymęczyłam go sumiennie, zabierając na każdy outdoorowy wyjazd tego lata (i jesieni). Był ze mną na Mazurach, na Islandii, na spływie Nidą i w Laponii.
Z danych technicznych: materiał to tkanina lniana (70%) z domieszką jedwabiu (30%), waga to 40g, wymiary 70/50 cm.
Do testu otrzymałam ręcznik w kolorze czerwonym, dostępny jest też w innych kolorach, bodajże błękitnym i szarym, ale trudno powiedzieć, gdyż nie widzę go w sklepie.
Można za to poczytać o nim na blogu Kasi:
Używam tylko lnianych ręczników, więc też z takimi mogę go porównać. Mam już jeden 100% lniany ręcznik Kwarka, customowy, wykonany z lekkiej dzianiny, tej samej z której szyte są koszulki. Poza tym mam lniany ręcznik z lnu ścierkowego, też 100%, który kiedyś sama sobie uszyłam. "Luksusowy" nie jest pierwszą mieszanką jedwabiu z lnem z jaką miałam do tej pory do czynienia, miałam z takiego materiału sukienkę, która cechowała się podobnym delikatnym połyskiem. Zdarzyło mi się też próbować ścierkowego lnu z bawełną, ale ten miks nie ma racji bytu ani w kuchni, ani w outdoorze, jest tańszy w produkcji, ale bawełna sprawia, że taki materiał nie chłonie wody tak dobrze jak czysty len. Nie znam żadnej innej tkaniny, która cechowałaby się taką higroskopijnością. Dodatek, i to spory, jedwabiu natomiast nie wpłynął niekorzystnie na chłonność ręcznika. Pod tym względem zachowywał się on dokładnie tak samo jak czysty len - chłonął wilgoć błyskawicznie.
Podobnie rzecz się miała z czasem schnięcia, dokładnie tak jak czysty len odparowywał natychmiast. Jeśli miałam kilka rzeczy do suszenia to ręcznik był suchy najszybciej (obok skarpetki, wkładki, biegowe stuptuty). Spory rozmiar sprawiał, że rzadko moczyłam go w całości, z reguły był mokry tylko częściowo. Suszyłam go wieszając lub kładąc gdziekolwiek, a wieczorami czy suchy czy wilgotny lądował na mojej dmuchanej poduszce służąc za poszewkę (poduszka sama w sobie jest nieprzyjemna, bo plastikowa i twarz się do niej klei, zawsze coś na nią kładę do spania). Często przedtem suszyłam go owijając wokół butelki z herbatą, jeśli akurat nie było na niej mokrych skarpetek.
Jeśli już jestem przy tego rodzaju izolacji to wymienię kolejną funkcję - ścierki kuchennej. W tytanowym kubku jedzenie wolno stygnie, złapać taki gorący kubek bezpośrednio nie jest rzeczą przyjemną, za to przez ręcznik, który jest pod ręką, bardzo wygodnie. Syntetyczny obawiałabym się nadtopić(?), o lniany się nie boję.
Służył też jako nakrycie głowy, aczkolwiek rzadko, bo odkąd zaczęłam test przebywałam najczęściej w chłodniejszych rejonach. Gdybym jednak miała go na Szlaku Nadbużańskim na pewno byłby często w użyciu (używałam dzianinowego). Ochronę przed słońcem zapewniał mi na spływie Nidą pod koniec sierpnia. Można go ciekawie owinąć, traktując jak chustkę albo opaskę, jak kto woli. Jeśli nie ocienia mi karku to wolę niezdarny kłąb :-)
Główną funkcją ręcznika jest jednak wycieranie się po kąpieli, tutaj domieszka jedwabiu okazała się nieco kłopotliwa, ponieważ ze względu na nią materiał jest bardzo śliski i ręcznik ma tendencję do ślizgania się o siebie samego (fałdy, złożone warstwy) zamiast zbierać wodę ze skóry. To że jest gładki, a nie szorstki (jak mój ścierko-ręcznik czy ręcznik z dzianiny) nie wpływa zbytnio na chłonność, jedynie to ślizganie sprawia problem.
Przy wycieraniu kropel wody z tropiku namiotu pochodzących z kondensacji nie odnotowałam tego problemu.
Użytkownicy ręczników syntetycznych mają pewnie doświadczenia z nieciekawymi zapachami swoich egzemplarzy. Ten problem nie dotyczy ręczników lnianych. Można ich nie prać wcale, a i tak nie śmierdzą. Pachną naturalnym włóknem, bywają brudne i poplamione, ale nie śmierdzą nigdy. No chyba że taki ręcznik szczelnie zamkniemy mokry na długo, wtedy może będzie lekko stęchły :-). Miałam zamiar wyprać na próbę testowy egzemplarz, ale wciąż był zbyt czysty żeby miało to sens. Pewnie po praniu odrobinę się skurczy i stanie bardziej zwięzły, a chłonność jeszcze się poprawi.
Uszkodzeń brak - len jest trwałym materiałem, w postaci tkaniny na pewno trwalszym niż dzianina, choć i dzianinowemu ręcznikowi nic się dotychczas nie stało.
Czy coś warto by w nim zmienić? Z pewnością przydałaby się pętelka do wieszania, mała rzecz, a bardzo przydatna. Oczywiście można doszyć ją samemu, ale miło by było gdyby była wszyta fabrycznie.
Może warto byłoby produkować kilka rozmiarów? Zamówienie customowego rozmiaru na pewno wchodzi w grę, ale to zawsze kłopot. Osobiście wolałabym żeby był nieco mniejszy, nie potrzebuję aż tak dużego, a przy tym ubyłoby mu coś z wagi. Za idealny rozmiar uważam 50/30 cm, taki owijam wokół głowy podwijając brzegi pod czapkę, taki po przekątnej ma idealny rozmiar do tego żeby wytrzeć nim plecy trzymając za rogi.
Z porównania wszystkich trzech moich naturalnych ręczników wynika, że każdy jest inny i każdy inaczej zbliża się do ideału, ale go nie osiąga. Ścierkowy będąc grubym jest również ciężki (50g przy wymiarach 50/30 cm), dzianinowy się naciąga, a jedwabno-lniany ślizga. Niewątpliwie "luksusowy" jest najładniejszy, więc jeśli ma też służyć jako element garderoby wybór jest jasny :-)
Bardzo fajnie opisane i dobrze ujęte:) Na takiej wyprawie każdy szczegół ma znaczenie wiec warto sie wczesniej zabepieczyc i pomyslec wczesniej Ja wszelkiego tego rzeczy kupuje na jednej stronie. Reczniki, koce, poszewki i nawet obrusy lniane :D (ale to jzu do domu). jakosc jest dobra wiec sprawdza sie w trasach./
OdpowiedzUsuńCzy normalnie na swoje wyprawy bierzesz ręcznik? Nie widzę ich w spisach ekwipunku, czym w takim razie się wycierasz, czy nie wycierasz i czekasz aż sama wyschniesz? :D
OdpowiedzUsuńNie, nie zabieram ręcznika na wyprawy. Wycieram się w ubranie, które przeważnie zaraz też piorę. Ubieram potem mokre i wszystko wysycha na mnie. Każda rzecz, która nie jest niezbędna zostaje w domu - podstawowa zasada ultralightu :-)
Usuń