Dawno nie mialam okazji niczego napisac, ale wlasnie trafilam pod dach goscinnych ludzi w wiosce Lake Coleridge, nie ma tu zasiegu GSM, ale jest internet :-)
Dzien w ktorym opuscilam St Arnaud byl deszczowy, tak jak i kolejne... Szlak Sabine-Travers Circuit, ktory Te Araroa wykorzystuje na tym odcinku obfitowal jednak w wygodne chatki. Po drodze Blue Lake - najczystsze jezioro swiata, podobno.
Rozpogodzilo sie akurat kiedy bylo trzeba - na przejscie Waiau Pass. Podobno to najtrudniejszy odcinek, ale przy dobrej pogodzie wcale tak go nie odebralam. Luzne kamienie na podejsicu nie sprawily problemow, a wspinaczka na zejsciu to fajne urozmaicenie.
W nastepnej dolinie osiagnelam dlugo wyczekiwane 2000 km!
Niebawem dolaczylam do szlaku St James Walkway, widoki ladne, a po wysokogorskich atrakcjach docenilam uroki wedrowania plaska dolina. Chatki takze bardzo przyjemne.
W Boyle Village spedzilam noc i odebralam nastepna paczke jedzenia, po czym ruszylam dalej. Po drodze znow rzeki do przejscia, a dalej szlak dosyc nudnawy, dolinami. Po drodze jednak 2100 km i atrakcja - gorace zrodelko, w ktorym spedzilam pol godziny, po czym musialam odpoczac, bo nie moglam sie ruszyc :-)
Poziom adrenaliny nie opadal, a to trzy-linowy most (odpuscilam), a to gnijace zwloki w strumieniu... A potem rzeki, rzeki, rzeki.
W Arthur's Pass (koszmarem tego miejsca sa papugi kea, ktore na polu namiotowym każdej nocy średnio niszcza trzy namioty, nie oszczedzily tez mojej moskitiery) spotkalam sie z Annette, ktora obecnie podrozuje i przechodzi niektore latwiejsze odcinki. Takze ten, ktory mialam wlasnie przed soba. Niestety zagadane nie zauwazylysmy, ze idziemy niewlasciwym szlakiem. W ten sposob stracilysmy caly dzien, trzy godziny podchodzac, dwie schodzac, a potem bedac wykonczone zleglysmy w najblizszej chatce. Tam dopedzil nas dawno nie widziany Lukas, takze nastepnego dnia szlismy wszyscy razem.
Dalej szlak biegl takze dolina, az zblizyl sie do Lake Coleridge (bylo tam prymitywne pole biwakowe na końcu swiata, na ktorym przenocowalismy z Lukasem) i meandrowal nad brzegami jeziora (brzmi romantycznie, ale w rzeczywistosci to 28 km w znakomitej wiekszosci po drodze szutrowej, bo wlasciciel terenu nie zyczy sobie wedrowcow nad jeziorem).
Tak oto znalazlam sie u brzegu Rakaia River, ktora to jutro zamierzam objechac, zawijajac po drodze do Metheven w celu uzupelnienia zapasow. Rzeka jest zbyt duza zeby ja przekroczyc (niektorym sie udaje, ale szlak nie kontynuuje sie na tym odcinku, bo to zbyt niebezpieczne).
Nastepna miejscowosc to Lake Tekapo - do zobaczenia :-)
Zdjęcia pierwsza klasa:-) Niektóre widoki podobne do naszych Tatr.
OdpowiedzUsuńJa aktualnie czekam na 6 miesięczną wizę turystyczną do NZ. Jak już ją dostanę to zostanie mi tylko kupno biletu na samolot.
Od lipca przez trzy miesiące będę się szwendał po Naszych Górach, przy okazji zgubię trochę kilogramów:-) Porobię dużo zdjęć coby pokazać ludziom w NZ, że u Nas też są piękne góry:-)
Z niecierpliwością czekam na kolejne relacje z trasy:-)
Jeszcze niecałe 800 km i co dalej...
Pozdrawiam turystycznie
Paweł
Szwendaj sie koniecznie, trening bardzo mi pomogl, ci ktorzy zaczeli prosto z biura bardzo cierpieli na poczatku. Pozdrawiam i powodzenia z wiza!
UsuńBajeczne zdjęcia, Południe to jest inny świat. Powodzenia .
OdpowiedzUsuńr.
Dzieki
UsuńNie mogliśmy się doczekać kolejnej relacji już ponad 2000 tysiące kilometrów w nogach , a Ty wyglądasz jak na niedzielnym spacerku :) Napieraj i filmuj. Pozdrawiamy ze Szczecina
OdpowiedzUsuńTutaj kazdy dzien wyglada tak samo, niedziela czy nie, spacerek jest :-)
UsuńNo ładnie, czekamy tu na ciebie w PL z niecierpliwością, ale tez nie próżnujemy i coś tam sobie chodzimy ;-)
OdpowiedzUsuńWydaje mi się, że jakieś skromne te jedzenie w tej NZ, ubyło co nieco? ;D
Tymcza, Arni
Oj tam, oj tam, chce troche schudnac przed powrotem :-) Czekam tez :-)
UsuńNo i w końcu to jest Nowa Zelandia, która na mnie czeka ;-) 2200km dziewczyno!!! Opowieść niesamowita, jesteśmy z tobą. Pozdro z czikago
OdpowiedzUsuńPiotrek
Dzieki, Twizel pozdrawia Czikago :-)
Usuńtak, bajkowa ta NZ i jeszcze ma te zaletę, że nie dociera tam luby głos pani Beaty Sz., jak dobrze!
OdpowiedzUsuńHough!
Usuń