Mam wrazenie, ze w ostatnim poscie bylo wiecej zdjec jedzenia niz szlaku, widocznie staralam sie przedstawic to, co najwazniejsze... Tym razem troche wiecej przyrody :-)
Zgodnie z przewidywaniem nastepny przystanek to Hamilton. Prawie cala trase pokonalam betonowa sciezka rowerowo/piesza, wiec nie bylo zle.
I oto wyczekiwane 800 km!
W Hamilton nocowalam w hostelu, wiec majac do dyspozycji kuchnie usmazylam sobie nalesniki. Marzylam o nich od jakiegos czasu, pachnialy zupelnie jak w domu.
Tutaj przypomnialo mi sie, ze ida swieta! Na placu stala wielka choinka. Jednak wcale nie czuje tutaj, ze ida swieta... Podobnie zreszta jak wszyscy pochodzacy z Europy Nowozelandczycy. Szlak przez miasto prowdzil przez srodek centrum handlowego. Nawet mi sie to podobalo, zawsze to cos innego niz wieczne blota :-) Od Hamilton nosze niebieska koszulke, seledynowa byla juz dosc pocerowana I w czystym merino bylo mi za cieplo, wiec teraz probuje merino z celuloza, jak na razie wrazenia pozytywne.
Jak zwykle w miescie zeszlo mi troche czasu, wiec poznym wieczorem szukalam noclegu, znalazla sie fajna, zadbana farma, na ktorej udzielono mi noclegu.
Dalej rozpoczelo sie wspinanie pod gore, szlak prowadzil Old Mountain Road (podobala mi sie nazwa), a potem ladnymi wziesieniami z duza iloscia skalek. Z gory widac bylo nastepne wyzwanie - Mount Pirongia.
Podejscie bylo nuzace, dluzylo sie, ale nic dziwnego, z 50 trzeba sie bylo wydrapac na 959 m npm, w miare rownomiernie na szczescie, nie tak jak zazwyczaj pokonujac cala mase innych szczytow. Bloto naturalnie bylo obecne. Pod szczytem las sie zmienil, przypominal las mgielny, z galezi zwisaly porosity. Mount Pirongia ma ogromna ilosc opadow, ponad 2800 mm rocznie.
Nagroda byly piekne widoki z platform widokowej. Mialam szczecie z pogoda! Nie chcialabym tamtedy isc w deszczu.
A dalej, hurra, pierwsza chatka DOC na szlaku (w Hamilton zaopatrzylam sie w Hut Pass, z 92 $ ma sie wstep do wszystkich samoobslugowych chatek w Nowej Zelandii przez pol roku). Ta byla nowa I bardzo wypasiona. Z tarasu moglam podziwiac zachod slonca. Alez bylam zadowolona!
Zejscie z gory bylo paskudne, ogromne ilosci blota (po raz kolejny cale szczecie, ze nie padalo). Dalo rade, a potem juz szutrowka, ktora niespodziewanie okazala sie przyjemna lesna droga.
Po biwaku w buszu schodzilam bardzo ladna okolica (skalki, male jaskinie, woda kapiaca z mchu) do Waitomo, wioski slynacej z jaskin, w ktorych zyja swiecace robaki. Wycieczke z przewodnikiem odpuscilam. Biwakowalam przy hostelu, stesknilam sie za prysznicem...
Tuz za Waitomo padlo 900 km! Zdjecie zrobilam kilkaset metrow wczesniej, poniewaz w trawie nie mialam jak wykonac instalacji z liczba :-) Dzien byl meczacy, duzo pastwisk, ktorych nie lubie I deszcz wiszzacy w powietrzu. Ale jakos poszedl bokiem czy wypadal sie wczesniej. Szlak bezsensownie zdobyl wszystkie pagorki w okolicy I wreszcie zszedl w doline, w ktorej przycupnelo miasteczko Te Kuiti. Zaopatrzylam sie w pozywienie, a ze bylo jeszcze wczesnie kontynuowalam wedrowke. Doszlam wzdluz rzeki do fajnego parkingu, ktory okazal sie darmowym polem biwakowym. Nad dolina wisialy urwiste skaly, rzeka szumiala, bardzo przyjmnie.
Dzis kontynuowalam wedrowke wzdluz rzeki. Mangaokewa piekna, ale szlak wymagajacy! Znow sie wspinal na wszystko co sie dalo, a do tego byl podmokly i pelen wysokich traw. Pokonawszy ten fragment chcialam jeszcze troche podejsc, ale poznana dzis para z Niemiec zostala zgarnieta na nocleg prze farmerow, a ze i mnie zaprosili, to nie odmowilam :-)
No to do nastepnego razu :-)
Te błota mnie trochę przerażają! Zwłaszcza biorąc pod uwagę moją wagę, czyli 90 kg + ... :-) Pogoda - jak widzę - też nie rozpieszcza. Jak jak przeżyję ten szlak za rok? Chyba pojadę nad Biebrzę na wiosnę, żeby się przygotować:-)
OdpowiedzUsuńLeśna jeszcze tylko niecałe 700 km i Wyspa Północna będzie zaliczona. Twardego gruntu i dobrej pogody:-) Mocno trzymam kciuki!!!
A mi się podoba, jeśli przymknąć oko, to niemal roztoczańskie klimaty ;) Ładny kraj. A do autorki mam pytania:
Usuńcoś mało ostatnio nowych / starych znajomych na szlaku. Wykruszają się thruhikerzy? Czy są jakieś statystyki, ile procent przechodzi cały szlak? Piękna historia. Pozdrawiam :)
mavis
Bloto, no coz, jest go duzo! W Polsce takiego nie ma :-). Z pogoda nie jest tak zle, przez ostatnie dwa czy trzy tygodnie bylo po prostu pochmurno, ale nie pada codziennie, wiec jest ok. Znajomych spotykam przewaznie na campingach, a jesli na nich nie nocuje to nie mam okazji. Ostatnio byly chatki, wiec poznalam pare nowych osob. Sporo hikerow sie wykruszylo, a inni po prostu sie rozeszli, jedni sa troche z przodu, inni troche z tylu, ale jest nas duzo. Statystyk nie ma, w zeszlym roku podobno wyruszylo 200-250 osob i kazdego roku liczba wyruszajacych sie podwaja, wiec powinno byc z 400-500. Niektore campingi maja listy czy informacje turystyczne, ale nie wszyscy tam zagladaja. 200 osob wyruszylo na pewno. A kto dociera do konca? Cos bedzie mozna wywnioskowac z ksiag gosci chatek na Poludniowej Wyspie, wszyscy w nich nocuja. Tylko kto przechodzi caly szlak? Bardzo wiele osob lapie stopa na niewygodnych odcinkach nadal twierdzac, ze ida szlakiem. Czystych przejsc jest niewiele.
UsuńOMG! już prawie 1000km! Ładnie opaliło ci koszulkę, spodenki i skarpetki :-) Błota i wilgoci nie zazdroszczę, osobiście nie znoszę. Teren zaczyna robić się przyjemnie górzysty. Dużo mocy w nogach.
OdpowiedzUsuńŚwietnie , ze dzielisz się swoją przygodą. Pozdrawiam, Hough!
Piterito
Najladniejsze to mam kolana, bielusienkie pod opaskami :-) Doslownie wszyscy wybuchaja smiechem na moj widok :-)
UsuńDzieki i tez pozdrawiam!