Długo kompletowałam sprzęt na zimowe wędrówki i wciąż jeszcze nie jest on idealny, jednak w tym roku, spędziwszy miesiąc w północnej Szwecji, doszłam do wniosku, że jest już prawie dobrze. Zebrało się przy tym trochę przemyśleń sprzętowych, którymi postanowiłam się podzielić z Szanownymi Czytelnikami. Jest to zestaw stricte skandynawski, zbyt rozbudowany i nieodpowiedni w polskich górach. Pamiętajcie przy tym, że to tylko mój zestaw, a nie zestaw uniwersalny i jedynie polecany. Każdy jest inny, każdy ma inne potrzeby, a zwłaszcza każdy ma inne odczucie temperatury.
Sprzęt narciarski
Ponieważ moje zimowe wędrówki nie są bardzo długie, wciąż używam tych samych nart Madshus Epoch z wiązaniami Hagan X-Trace. Wybierałam je długo, poszukując takich nart, jakich używałam jako małe dziecko - niezbyt długich, dość szerokich, bez taliowania, łatwych w manewrach i zakładanych na normalne buty. Wszystko to, z wyjątkiem braku taliowania, znalazłam w Epoch'ach. Mieszkam na pogórzu, gdzie jazda na nartach była zawsze ulubioną zimową zabawą. Pierwsze narty dostałam, kiedy skończyłam trzy lata. Później jeździłam dużo na biegówkach, ale prawie wcale na zjazdówkach. To wszystko pewnie sprawia, że podejścia czy wstawania po upadku nie sprawia mi trudności, natomiast profesjonalnych zjazdów wykonywać nie potrafię, zwłaszcza na taliowanych nartach. Na prostych skręty wychodziły mi same... Jednak wszystko zależy od rodzaju śniegu i praktyki - w tym roku udało mi się wykonać kilka świetnych zjazdów z pulkami.
Narty mają 165 cm, ja 160 cm, są więc dość krótkie. Sprawdzają się na firnie, związanym śniegu, na trasach skuterowych. W głębokim śniegu nie mają wystarczającej nośności, mimo że jestem lekka. W lesie, w puchu, sprawdzają się bardzo długie, 250-300 centymetrowe narty. Nie są szerokie, bo trudno byłoby się z takimi przebijać, nie posiadają też krawędzi (szkoda).
Wiązania X-Trace mają swoje ograniczenia - zwłaszcza używane z obszernymi butami. Nie są czułe na manewry użytkownika, ponieważ są masywne i zrobione z elastycznego plastiku. Choć więc ustawia się stopę do skrętu, narty niekoniecznie ten sygnał odbierają. W przyszłości chętnie spróbuję stabilniejszego rozwiązania.
Po doświadczeniach z Finlandii w 2019 zaopatrzyłam się w wosk. Wosk sprawia, że śnieg nie przykleja się do nart, co następuje zwykle przy temperaturze około 0°C, przy ociepleniu.
Kijki Fischer Variolite polecił mi kolega z forum NGT, Pim, kiedy poszukiwałam takich kijków narciarskich, które miałyby na stałe przymocowany talerzyk zimowy (zawsze je gubiłam), a do tego miały regulowaną długość, tak aby można było ich używać w różnych warunkach, przy różnej głębokości śniegu, ale także do pieszych wędrówek i chodzenia w rakietach śnieżnych. Variolite spełniły wszystkie moje oczekiwania i nie mam do nich żadnych zastrzeżeń. Dodatkowo mają bardzo wygodną, regulowaną pętlę nadgarstkową.
Obuwie, skarpety, VBL
Niestety bardzo trudno zdobyć odpowiednie zimowe obuwie. Wybór jest niewielki, pozostają tylko wysoko ogumione buty trekkingowe, które są dla mnie za wąskie w palcach i śniegowce, z kolei za szerokie w śródstopiu. Obecnie używam Soreli 1964 i czekam aż powstanie w nich dziura, bo ich guma jest miękka. Chętnie wróciłabym do butów Lundhags, gdyby nie to że są jednak za wąskie i mają duży drop.
Zimą zawsze korzystam z VBL, vapour barrier liner, folii zakładanej na cienką skarpetkę i odcinającej przedostawanie się wilgoci do butów, co zabezpiecza przed ewentualnymi odmrożeniami i ogólnie rzecz biorąc wszelkim dyskomfortem, jeżeli chodzi o stopy. Napisałam na ten temat cały artykuł.
Dla osób, które z jakiegoś powodu nie chcą korzystać z VBL przy wyborze obuwia bardzo istotna jest obecność wyjmowanych wewnętrznych botków.
Nogawki spodni zabezpieczam przed przemoczeniem stuptutami Ootdoor Research Crocodile Gaiters M, chyba że jest bardzo zimno i śnieg nie topnieje w kontakcie ze spodniami.
Plecak i pulka, czyli pack-pulka
Wasze największe zainteresowanie wzbudził mój nowy plecak z przyczepianymi doń pulkami. Zimą szczególnie cenię sobie proste rozwiązania. Lubię sprzęt, który działa, który jest prosty w obsłudze i bezproblemowy. Od lat szukałam rozwiązania, które umożliwiłoby wygodne podróżowanie transportem publicznym. Wypróbowałam zwykły plecak, dużą torbę podróżną, zawijanie w namiot i w bivy bag. Wreszcie z pomocą przyszła mi nowotarska firma OnMyWay, która zajmuje się produkcją ultralekkich plecaków i z którą współpracowałam przy projektowaniu jednego z nich, Triple Crown. Pack-pulka (tak nazwał ten wynalazek jeden z czytelników) jest jeszcze bardziej uproszczoną, ale większą wersją Triple Crowna. Plecak ma 75 litrów, jest pozbawiony kieszeni, które zaczepiałyby o krzaki i nierówności terenu, ma za to pełnoprawny system nośny, umożliwiający wygodną wędrówkę.
Całość jest jednym dużym rolowanym workiem, z miękkimi plecami, dzięki czemu cała bryła idealnie dopasowuje się do kształtu sanek, do których została zaprojektowana. Jedyną niedogodnością jest to, że plecak nie ma podklejanych szwów, a więc nie jest w pełni wodoodporny i przy roztopach wskazane jest użycie worka na śmieci w środku.
Sanek używam lekkich, wędkarskich, o wymiarach 82cm x 45cm x 16cm. Mają płaskie dno i wymodelowane płozy, co jest bardzo istotne dla równowagi. Zapakowane odpowiednio, z ciężkimi rzeczami na spodzie, rzadko się przewracają.
Wiem, że większości zimowych turystów tak małe pulki i tak niewielki plecak wydają się nie wystarczać. Cóż, mam już pewną praktykę w pakowaniu się na lekki i filozofię ultralight stosuję także zimą. Zabrany sprzęt pozwał na komfortowe noclegi do -25°C, miałam też ze sobą 12-dniowy zapas jedzenia.
Pack-pulka umożliwia także przymocowanie nart po bokach plecaka, ponieważ można je zaczepić o gumę, którą przyczepia się sanki. Wędrówka z taką ilością rzeczy nie jest przyjemna ze względu na ciężar, jednak na krótkich dystansach działa doskonale. Robiłam tak kiedy miałam do pokonania odcinki asfaltowe albo zawalone wiatrołomami.
Cała konfiguracja gum i mocowań wraz z liną została wykonana przez Kasię Nizinkiewicz i jej znajomego. Hol jest miękki, z liny. Jest wielu fanów sztywnego holu, jednak w zróżnicowanym terenie lina jest wygodniejsza, a jej największą zaletą jest łatwość manewru i możliwość podejścia do pulek bez odpinania holu. Miękki hol wymaga większych umiejętności narciarskich, ale nie jakichś wyrafinowanych. Sanki na zjazdach mają tendencję do wyprzedzania narciarza, więc zawsze trzeba pilnować żeby jechać z taką samą prędkością. To czy pulka jest "posłuszna" zależy w głównej mierze od rodzaju śniegu - jeśli jest zbyt twardo nie zagłębia się i ślizga po powierzchni.
Na ostrych zjazdach ogromnie przydaje się hamulec z liny. Używam kawałka liny na stałe przywiązanego do tych samych mocowań, do których przymocowany jest hol. W środku wiążę węzeł, albo dwa, zależnie od nachylenia. Obecna lina jest zwykła (to ta niebieska na zdjęciu poniżej) i już się strzępi, lepsza jest wspinaczkowa.
Pas do pulki był pierwszą rzeczą, w którą się zaopatrzyłam przed swoim pierwszym wyjazdem narciarskim. Nie wyobrażałam sobie i nadal sobie nie wyobrażam przypinania holu do plecaka. Pas ma odpowiednio mocne szlufki, jest bardzo wygodny, a przede wszystkim jest położony we właściwym miejscu - na biodrach. To jak łatwo podchodzi się pod górę ciągnąc pulki i czy się przewrócimy zależy właśnie od tego, gdzie nas pulki pociągną. W biodrach mamy środek ciężkości, to nasze najmocniejsze miejsce. Jeżeli mocowanie będzie wyżej będziemy ciągnąć z krzyża, lędźwi, a wtedy narazimy się na kontuzję, nadwyrężenie mięśni grzbietu.
Bagaż dodatkowy - mały plecak i biodrówka
Mój zimowy ekwipunek nie mieści się w całości w pack-pulce, dodatkowo mam jeszcze mały plecak podręczny i biodrówkę.
Dawniej wydawało mi się, że będzie bardziej poprawnie, bardziej "ultra", jeżeli wszystko będzie w głównym bagażu. Szybko jednak zrewidowałam ten pogląd - kilku rzeczy potrzebowałam stale w cięgu dnia i sięganie do głównego bagażu za każdym razem zupełnie nie miało sensu. Plecak podręczny to również produkt OnMyWay, również jest zwijanym workiem, ma 20 litrów. Nie ma żadnych kieszeni, żeby w razie wywrotki nic z nich nie wyleciało. Ma pasek z taśmy w roli pasa biodrowego, ale nie używam go. W środku trzymam kurtkę puchową, termos i butelkę, przekąski, dodatkowe rękawiczki, krem i wazelinę, apteczkę. Ważne jest żeby bagaż podręczny nie ważył wiele, bo to wpłynie na zpadanie się w śniegu i przemieści środek ciężkości.
Biodrówkę posiadam w celu przechowywania elektroniki - żeby baterie wytrzymały muszą być ciepłe, transportowane blisko ciała. W najcieplejszym miejscu na brzuchu noszę aparat fotograficzny, którego małe baterie nie mają szans z mrozem (zimą również używam Sony RX100). W cieple jest też telefon, na wypadek gdybym go potrzebowała do nawigacji oraz czołówka (Petzl Bindi), choć ta ostatnia zupełnie dobrze działa na mrozie.
Biwak
Namiot Hilleberg Soulo mam od wielu lat. Rzadko go używam, głównie właśnie zimą, gdyż jest bardzo ciężki (2,4 kg). Jest to jednak doskonały namiot zimowy, o konstrukcji kopułowej, z trzema pałąkami, które sprawiają, że jest odporny na wiatr niezależnie od jego kierunku. Posiada dobrą wentylację, łatwo się go rozbija, w środku jest dużo miejsca. Ciekawe jest w nim to, że zamiast mieć podklejone szwy ma je zabezpieczone innym materiałem, jest też uszyty z nylonu o trzech warstwach silikonu (na zewnątrz, wewnątrz i od spodu), nie nasiąka więc wodą tak jak zwykłe sinylony. Może pokuszę się w przyszłości o recenzję.
Zwlekałam z zakupem kosztownych zimowych śledzi, ale w końcu się zdecydowałam i nie żałuję. Wzięłam śledzie Hilleberga (Sand and snow pegs, o długości 31 cm), które mają od razu wygodne mocowanie. Łatwo się je wbija bądź zakopuje, można przyczepić do odciągu (wtedy się nie zgubią). Namiot ma 12 punktów mocowania, śledzi mam 6, do tego dwie narty od nawietrznej. W razie czego można jeszcze użyć kijków i toreb wypchanych śniegiem, ale z tym jest jednak dużo więcej zawracania głowy. Na pulkę można odrobinę więcej załadować, więc uproszczenie pewnych czynności warte jest czasem paru gramów więcej.
Materac dmuchany Thermarest NeoAir XTherm służy mi od początku zimowych wędrówek. Producent deklaruje komfort do -30°C, ale w obliczu prognozy zapowiadającej właśnie te -30°C wolałam dodatkowo zabrać karimatę (ulralekką z pianki EVA). Przydaje się ona też podczas noclegów w chatkach (które zdecydowanie preferuję), ponieważ materace będące na wyposażeniu chatek nie są ciepłe. Kładąc karimatę na materacu chatkowym zachowuje się jego wygodne wymiary, a podnosi termikę.
Mimo że posiadam śpiwór zimowy, nigdy go nie używam. Wolę zimowe combo złożone ze śpiwora trzysezonowego, niezastąpionej Zebry Robertsa (opisanej najszerzej w podsumowaniu CDT), kurtki puchowej i spodni puchowych Roberts Rambler z botkami puchowymi oraz puchowej kominiarki-kaptura. Razem mają 1100 kg puchu. W tym roku wzięłam jeszcze dodatkowo cienki śpiwór Cumulus Magic 125 Zip, który narzucałam na wierzch.
Tego rodzaju combo to ukłon w kierunku filozofii ultralight, która skupia się na maksymalnym wykorzystaniu posiadanego sprzętu. Combo jest dużo bardziej praktyczne i zajmuje mniej miejsca niż zabierany osobno śpiwór zimowy i do tego kurtka i spodnie, niewykorzystywane nocą.
Mój obecny zestaw ma jednak podstawową wadę - nie jest odporny na wilgoć. Kurtka i spodnie pozostają suche, ale punkt rosy wypada w śpiworze, gdzie skrapla się para wodna, a suszenie jest możliwe tylko w chatkach i przy ognisku (w słońcu w bardzo ograniczonym wymiarze). Skutkuje to utratą części loftu. Przy niewielkiej ilości biwaków nie stanowi to problemu, ale w przyszłości zaopatrzę się w zimową wersję Zebry z wodoodpornym pokryciem oraz wypróbuję VBL w śpiworze. VBL bowiem można stosować także na całym ciele, jako wkładkę lub kombinezon z nieprzepuszczalnego materiału, ubierany na cienką bieliznę. Wilgoć może potem odparować w bieliźnie, zamiast gromadzić się w śpiworze.
Ubranie
Puchowe ubranie: kurtka, spodnie i botki uważam za niezbędne zimą. Kurtka ma 250 g puchu, spodnie około 200 g. Każdy turysta pamięta żeby zabrać kurtkę puchową, natomiast spodnie to temat lekceważony. A przecież znajduje się w nich połowa naszego ciała. Botki przypinane do spodni zamkami błyskawicznymi są bardzo wygodne, można je odpiąć i chodzić w butach, a przypiąć do spania. Są też wyposażone w ochraniacze, ale uwaga, gromadzi się w nich wilgoć. Podeszwa z karimaty nieźle izoluje - ochraniacze są doskonałe jako kapcie w chatce.
O ubraniach, które noszę zimą mogłabym, i pewnie to zrobię osobno, napisać wiele. Tutaj jednak opiszę tylko pokrótce swój aktualny zestaw:
Pierwsza warstwa jest wełniana, to bielizna merino Smartwool o gramaturze 250 g/m². Przy większym mrozie zamieniam getry na legginsy Kwarka z grubego polaru.
Druga warstwa, warstwa termiczna, to bluza Polarna Mini Kwarka. To świetna, bardzo ciepła bluza. Ma termikę dwóch polarów, jest dość odporna na wiatr. Przy braku wiatru było mi w niej zupełnie ciepło przy -27°C, z koszulką wełnianą pod spodem. Nie jest bardzo elastyczna, ale wystarczająco. Ma wysoki kołnierz i krótki zamek (maczałam palce w prototypie). Oddycha bardzo dobrze, ale przy większym wysiłku można ją zapocić, po zdjęciu bluzy woda w niej wtedy zamarza. W zwykłych okolicznościach na powierzchni osadza się szron, który można strzepywać. Nocą stanowi doskonałą poduszkę - spać w niej nie należy, bo izoluje "zbyt dobrze" i nie pozwala ciepłu przedostać się do śpiwora.
Oprócz tego miałam jeszcze koszulkę Kwark Brzydkie Kaczątko, jednak nigdy nie było tak zimno żebym musiała zakładać ją jednocześnie z wymienionymi wyżej warstwami. Używałam jej za to jako drugiej warstwy kiedy zrobiło się za ciepło na bluzę Polarną.
Od lat używam tych samych spodni Arc'teryx Gamma MX, softshellowych, z polarową wyściółką. Mają dużo kieszeni, są bardzo mocne i lekko elastyczne. Wygodę zwiększa panel w kroku.
Ponieważ mam problemy z niedokrwieniem marznę w uda i biodra. W tym roku dostałam do testów "etolę" Kwarka z syntetyczną ociepliną. Jest to rodzaj pareo zawijanego wokół bioder. Wynalazek sprawdził się nadspodziewanie dobrze, było mi w nim zupełnie ciepło nawet przy -27°C.
Zestaw dopełniała wiatrówka, obecnie Kwark Costabona. Jest dość obszerna żeby pomieścić wszystkie warstwy. Mam ją już rok i DWR wciąż działa, woda perli się przez jakiś czas na powierzchni materiału. Costabona sprawdza się przy niewielkim wysiłku fizycznym, jednak przy większym Pertex Microlight, z którego jest uszyta nie nadąża z oddychalnością. Szron osadza się po wewnętrznej stronie. Kaptur mógłby być obszerniejszy, mieć daszek i wyższą gardę. Przy silniejszym wietrze wolałam założyć starą kurtkę przeciwdeszczową Patagonia Alpine Houdini (już nieprodukowaną).
Długo nie lubiłam nosić buffów, ale ostatnio się do nich przekonałam. Cienki syntetyczny miałam na zapas w kieszni, a na szyi prawie cały czas wełniany Buff merino w wersji light. Wersja original jest dla mnie za ciepła, nawet przy niskiej temperaturze. Zdarzało się kilkakrotnie że buff zalodził i zaszronił się od oddechu, choć starałam się nie mieć go ani na ustach ani w zasięgu oddechu. Jest to pewien kłopot kiedy nie ma jak suszyć ubrań, aczkolwiek występuje tylko jeśli jest mniej niż -20°C. Pozostaje przekręcać buff od czasu do czasu tak żeby lód nie dotykał skóry (bo to może przyprawić o odmrożenie).
Czapki lubię nosić na cebulkę. Najpierw wełnianą Arc'teryx RHO AR Beanie (kiedyś uchodziła za najlepszą i najbardziej obszerną, ale z roku na rok szyją ją coraz mniejszą i niestety nie mogę jej już polecać), jako drugą wełnianą zakrywającą uszy, z materiału o strukturze Powerstrechu, czyli z meszkiem w środku, firmy Icebreaker, niestety nieprodukowanej. Myślę, że w przyszłości spróbuję jeszcze dołożyć trzecią, z Powerstrechu.
Pod czapki zakładam jeszcze daszek, ten sam co latem, Dynafit React Visor. Chroni od słońca i wiatru, dzięki czemu nie łzawią oczy.
Rękawiczki również noszę na cebulkę. Polecam artykuł o doborze rękawic. Jako pierwszą podstawową warstwę ubieram palczaste rękawiczki Kwarka z Powerstrechu, dalej idą rękawice polarowe tej samej firmy, a w razie opadów śniegu i silnego wiatru łapawice membranowe. Wypróbowałam podczas pobytu w Szwecji model Salewa Ortles PTX 3LOvermitt. Nie oddychają one aż tak dobrze jak poprzednie Arc'teryx Beta AR Mitt i mają drobny meszek pokrywający od wewnątrz materiał, który gromadzi wilgoć. Jednak nie miałam z nimi większych problemów.
Nie posiadam na razie gogli narciarskich, mam wątpliwości co do tego jak będą współpracowały z okularami korekcyjnymi. Przy silnym mrozie już na samych okularach pojawia się szron. Podobnie jak na pustyni, na śniegu zakładam na okulary magnetyczne nakładki przeciwsłoneczne. Co ciekawe w lutym słońce było jeszcze tak nisko, że nawet w bezchmurny dzień mogłam iść bez nich, ale to kwestia indywidualna.
Kuchnia
Palnik i gaz
Wybór palnika zależy od rodzaju paliwa, jakie jest dostępne. Ponieważ zimą albo wędruję po Polsce, albo wyjeżdżam do Skandynawii naturalną rzeczą jest, że wybieram najwygodniejsze w użyciu paliwo, czyli gaz (kartusze nakręcane). Palnik zimowy różni się od palnika letniego - powinien umożliwiać spalanie gazu płynnego, ponieważ gaz nie paruje w niskich temperaturach (butan -0,5°C, izobutan -10°C, propan -42°C).
Za najpraktyczniejsze rozwiązanie uważam palnik z wężykiem i podgrzewaczem (dzięki niemu parowanie gazu następuje na końcu rurki). Pasuje do każdego rodzaju i rozmiaru garnka, można więc go używać w różnych sytuacjach. Ponieważ gotuję albo w chatkach albo w namiocie, a nie na zewnątrz, nie używam osłony przeciwwietrznej.
W kartuszach znajdują się różne mieszanki. Mieszanka letnia to propan/butan, przejściowa propan/izobutan/butan, zimowa propan/izobutan. Z tego co zauważyłam, w Skandynawii mieszanki letnie są rzadko sprzedawane. Kłopot polega na tym, że początkowego zapłonu dokonuje się na kartuszu postawionym normalnie, gwintem do góry, a tego nie da się zrobić dysponując tylko butanem. Po podgrzaniu ogrzewacza odwraca się kartusz i wtedy mieszanka spala się równomiernie, ściekając przez rurkę. W pewnym momencie jednak propan się kończy i pozostaje tylko butan, wymagający podgrzania (w śpiworze czy pod kurtką).
Istnieje możliwość użytkowania czystego propanu, jednak propan nie jest sprzedawany w kartuszach turystycznych - trzeba napełnić kartusz samemu. Przy podróżach samolotem, gdzie przewóz gazu jest niedozwolony, nie ma to sensu, dlatego nigdy tego nie praktykowałam, ale mam znajomych, którzy praktykują i są zadowoleni. Trzeba pamiętać, że czynność napełniania wymaga wiedzy i ostrożności.
Do odpalenia gazu używam zapalniczek Mini BIC, tak jak latem. W zapalniczce również znajduje się gaz, jest to przeważnie butan, więc wymaga kilkunastosekundowego podgrzania (za gumką od getrów).
Garnek i topienie śniegu, łyżka
Musimy pamiętać, że palnik zimą nie służy tylko do zagotowywania wody, ale też i do topienia śniegu. Czynność ta jest czasochłonna, a przy tym woda z topionego śniegu nie jest zdrowa - to woda destylowana, która wypłukuje z organizmu elektrolity.
Topiąc śnieg należy zawsze pamiętać żeby na dno nalać nieco wody, co zabezpiecza garnek przed przypaleniem. Jest to szczególnie ważne w przypadku garnków tytanowych, które w wysokiej temperaturze się odkształcają.
Zimą używam garnka Evernew Ti Ultra Light Pot ECA252R, który inaczej niż mój letni Evernew jest rondlem. Szersze dno lepiej współpracuje z szerszym palnikiem o większym płomieniu, ponadto łatwo operuje się długą rączką (także w ognisku i podczas pobierania wody ze strumienia). Jego pojemność to tylko 0,9 l, co może się wydawać mało, ale dla mnie wystarcza - pełen garnek to pełen termos.
W niezbyt surowych warunkach używam tytanowej łyżki, natomiast spodziewając się mrozów poniżej -20°C zabieram łyżkę plastikową na wszelki wypadek - przymarznięcie skóry do metalu powoduje jej oderwanie...
Termos i butelka
Jeżeli chodzi o spożywane płyny to trzymam je w dwóch pojemnikach: w termosie i butelce Nalgene z tworzywa. Oprócz tego mam jeszcze butelki PET, które w ciągu dnia są puste. Używam ich w chatkach, gdzie wiem, że nie zamarzną. Nie są niezbędne, ale na pulce nie przeszkadzają, a ułatwiają życie.
Termos to najlżejszy "Thermos", ma niecały litr. Nauczyłam się żeby zawsze wycierać zawsze wilgoć z gwintu, inaczej korek przymarza. Im mniej płynu i więcej powietrza tym też bardziej zasysa, dlatego nie należy go mocno dokręcać. Kubek również przymarza, ale jak się dowiedziałam nocując pod wiatą z Kasią i Edkiem, pomaga postukanie i rozbicie lodu.
Butelkę tym razem wzięłam z HDPE, a nie z tritanu (jest lżejsza), ale był to ostatni raz - wersja z HDPE chłonie zapachy i śmierdzi, a do tego odkształca się, bo jest bardziej elastyczna. Butelkę napełnioną ciepłym płynem w ciągu dnia trzymam zawiniętą w kurtkę puchową w plecaku. Nawet przy duzym mrozie zawartość pozostaje ciepła przez wiele godzin.
Łopata, zestaw naprawczy i surwiwalowy
Do prac obozowych, jak wyrównywanie powierzchni pod namiot, odkopywanie drzwi do chatek i toalet niezbędna jest łopata. Posiadam aluminiową łopatę lawinową z karbonowym trzonkiem Arva Ultra. Przez jakiś czas zastanawiałam się czy nie wystarczyłaby mi łopata plastikowa, jednak właśnie przekonałam się, że absolutnie nie. Kiedy najechałam na kałużę wody na zamarzniętym jeziorze i na ślizgach moich nart wyrosła momentalnie bryła twardego lodu, łopata była jedynym narzędziem, którym mogłam ten lód odłupać. Nóż uszkodziłby narty. Ponadto metalowa łopata przydaje się jako podstawka pod palnik w namiocie.
Zimą zabieram nieco bardziej rozbudowany zestaw naprawczy, zawierający dodatkowo srebrną taśmę i sznurek z dyneemy. Mam też trytytki, które jednak podobno pękają na mrozie - jeszcze nie używałam, więc nie potwierdzam, ale pewnie jest tak jak mówią.
Do kosmetyczki dokładam wazelinę do smarowania twarzy (myślę, że niezły byłby też linomag), krem filtrem, sztyft do ust i zestaw elektrolitów, które jednak nie są wystarczające, niestety.
W zapasie miałam plastry do tapingu, jakimi oklejają wystające części twarzy (nos, kości policzkowe) biegacze narciarscy - w założeniu powinny chronić przed odmrożeniami. Nie użyłam ich, ponieważ choć było bardzo zimno, to nie było wiatru.
Od niedawna zabieram zimą "prawdziwy" nóż, Roselli Carpenter, który bardzo ułatwia rozpalanie ognia, bo można nim strugać drewno w piórka. Przydaje się też do krojenia sera i innych rzeczy :-) Latem, na długi dystans, oczywiście bym go nie zabrała.
Zawsze noszę też parafinę na rozpałkę i świeczkę, jako chatkowe oświetlenie.
nazbieram Ci resztek lin na hamulec. Najlepsze są kanioningowe, są najlżejsze. Twój nowy pulkowy plecak ma fajne wymiary, moje wodoszczelne worki są niestety węższe niż pulka i trochę miejsca mi się marnuje, nie mają pasa biodrowego, a na samych szelkach trudno nieść tak ciężki plecak. Poza tym ładnie ten Twój zestaw wygląda :). Tylko ja bym się raczej nie zmieściła, wszystkie moje rzeczy są większe, kurtka (450g puchu), spodnie 20 cm dłuższe, dłuższy śpiwór, materac... Zimą biorę większy garnek i większy termos.
OdpowiedzUsuńBędę zobowiązana!
UsuńTak, nieść te 20-25 kg bez pasa biodrowego sobie nie wyobrażam.
Nic nie stoi na przeszkodzie żeby uszyć ten plecak jeszcze większy (wyższy i wtedy od góry mieć tylko najlżejsze rzeczy), po prostu tak wymierzyłam, że 75 l mi wystarczy. Z tych rzeczy które wymieniłaś kurtka i termos są w bagażu podręcznym, a nie na pulce. O ile pamiętam nie używasz botków, więc nie ma chyba takiej różnicy. Spodnie pakuję razem ze śpiworem w 25-litrowym worku wodoszczelnym na dnie plecaka, a ochraniacze osobno. Śpiwory miałam z kolei aż dwa tym razem, więc nie było tego mało. Co prawda mam mniejszy garnek, ale noszę dwie puste butelki. Obawiam się, że jednak po prostu masz więcej rzeczy (chociażby dwa powerstreche, pudełka...) i ogólny chaos - trzeba to ładnie poukładać tak żeby wszystko ściśle pasowało.
Zapytam o te śledzie zimowe Hilleberga - szkoda, że nie podałaś bliższych danych, jaka szerokość/długość albo chociaż fotki. Ciekaw jestem, jak dobrali gabaryty (szerokość!!!).
OdpowiedzUsuńMożna coś takiego łatwo wykonać we własnym zakresie z profili aluminiowych różnego typu. Ja np. użyłem (wzorem kolegi) listew do wykładzin, szer. 3cm. Trochę żałuję,że nie centymetr szersze. W b. miękkim śniegu to i tak nie trzyma idealnie, zostają kotwy z nart, rakiet itp. Z tym, że o ile przy 2 osobach na na namiot mamy 4 sztuki, to w pojedynkę tylko 2. Łopaty wolałbym nie używać w tym celu, za bardzo przydaje się w normalnej roli narzędzia podczas biwaku... Myślę ostatnio o jakichś ultralekkich plastikowych nakładkach na te śledzie, konwertujących je na kotwy w razie potrzeby. Chyba mam odpowiedni materiał, po jednym nieudanym eksperymencie. Składana pulko-nakładka na plecak, prototyp poległ w Bieszczadach na lodoszreni :P :)))
Twoja pack-pulka (fajna nazwa,nie wpadłem, a sam jak wiesz niezależnie stosuję to rozwiązanie) jest idealna dla solistów lub par. W większej grupie moim zdaniem sprawdzą się bardziej klasyczne, długie pulki. Ćwiczyłem oba warianty. Kwestia łatwości transportu jako bagaż podróżny kontra stabilność na szlaku i pojemność. Po prostu zależnie od wielkości grupy inne kwestie okazują się decydujące. Brak pasa biodrowego w worku/plecaku stanowiącym wkładkę pack-pulki nie jest wg. mnie sprawą krytyczną. Tobie przydał się ostatnio bardzo, ale tylko z powodu wyjątkowej specyfiki wyjazdu, bo część czasu wędrowałaś z plecakiem bez pulek. W normalnych okolicznościach nosiłabyś go razem z pulką tylko podczas dojazdów na miejsce akcji i ew. krótkich "przenosek" odśnieżonymi odcinkami dróg czy przez inne przeszkody terenowe.
Do kwestii ubioru się nie odniosę, mój zestaw to istny dziwoląg, wynikający po części z ograniczeń budżetowych i adaptacji różnych rozwiązań zastępczych, trudno to nawet porównywać z Twoim czy Kasi.
Może dwie rzeczy: też nie używam gogli, z tych samych powodów - okulary noszę. Nakładki przeciwsłoneczne też zatem stosuję, tylko nie trafiłem na takie mocowane na magnes (u mnie rodzaj klipsa nad nosem). Moje nie mają też żadnej zewnętrznej oprawki, co czyni je dość delikatnymi. Zdarzało mi się więc zabierać zapasowe. Przez brak gogli specyficznie podchodzę też do ochrony twarzy przed wiatrem. Jeszcze nie odmroziłem sobie policzków i nosa, ale moi znajomi owszem, jeden nawet b. poważnie, o przygodach Kasi w tym względzie czytałem. Wypracowałem system 2 kominiarek: pierwsza standardowa, z szerokim owalem na twarz, noszona jest stale jako ogólny wkład pod czapkę. Kiedy wieje i rośnie ryzyko dla twarzy, zakładam na to drugą, przerobioną z tzw. maski neoprenowej z Decathlonu. To taka kominiarka z małym owalem na oczy i neoprenową wkładką z dziurkami, zakrywającą całkowicie nos i usta. W fabrycznej formie to porażka i sprzęt dla nikogo (reklamowana na rower chyba). Przy intensywnym wysiłku a la marsz pewnie gwarantuje uduszenie, zaparowanie okularów i odmrożenia od oblodzenia :P Natychmiast po zakupie nadałem jej funkcjonalność wycinając w neoprenie dobrze dopasowany otwór mieszczący usta i wylot nosa. W ten sposób znikają wszystkie wady j.w., a jednocześnie zabezpieczona jest cała powierzchnia twarzy. Jak dotąd warunki na użycie tej osłony trafiły mi się parę razy zaledwie.
Aha, stosuję też inny patent zamiast botków puchowych: krótkie kalosze z pianki Eva (z wkładką ocieplającą). Uczciwie przyznaję,że ma on spore wady: o ile wagowo jest O.K., to już z objętością w plecaku duużo gorzej (udało mi się dostać gdzieś ostatnią parę modelu nieco krótszą cholewką). No i są rekomendowane do -15 st. C. Tu botki pewnie też bija je na głowę. Zaletą jest wodoodporność, więc można w tym gdzieś dalej po śniegu łazić, a nie tylko w namiocie czy chatce. Coś za coś, jak zwykle...
Pozdrawiam
-J.
Hilleberg sprzedaje tylko jeden rodzaj zimowych śledzi, więc nie uściśliłam, ale już wyedytowałam, snow and sand pegs, 31 cm długości i 3,7 cm szerokości w rzucie płaskim, że tak powiem - są wygięte w łuk. Łuk mierzony po zewnętrznej wychodzi 5 cm. Wiem, że można zrobić z listew lub kątowników, dlatego kilka lat zwlekałam z ich zakupem, niepotrzebnie. Nie mają jakichś wybitnych rozmiarów, więc na ekstremalny puch oczywiście się nie nadadzą, ale są bardzo funkcjonalne. Jeden gość w USA robi takie łopato-śledzie z tytanowej blachy, rozważałam je kiedyś, ale jak na moje potrzeby to jednak wystarczą te Hillebergi.
UsuńDla mnie pas biodrowy jest absolutnie sprawą krytyczną. Projekt powstał na potrzeby podróżowania transportem publicznym i ogólnej wygody. Niby to tylko przejście na kilka dworców, kilka przystanków, parę przejść przez drogę i do sklepu, a w rzeczywistości katorga i lawina przekleństw. Nie podróżuję w grupie, co najwyżej w dwie osoby, i to niekoniecznie samolotem. A cały bagaż waży prawie połowę tego, co ważę ja. Musi być kompaktowy i łatwy w obsłudze.
Hm, obawiam się, że owijanie twarzy kominiarkami zwiększa ryzyko odmrożeń. Mokry materiał przymarznie do skóry i mamy przechlapane. Wazelina i odsłonięta twarz są dobre o ile nie ma wiatru. Miałam przygotowane plastry do tapingu, jakimi oklejają kości policzkowe i nosy biegacze narciarscy, ale nie użyłam. Są też takie plastikowe maski, podpinane pod gogle. Ale skoro gogli brak... Chciałabym mieć duży i sztywny kaptur, może obszyty futrem - z futra szron doskonale się osypuje. A tak naprawdę to wolałabym ładną i bezwietrzną pogodę :-)
Ale właśnie cały wic polega na tym, że ten materiał pozostaje suchy. Tak samo jak buff, który nosisz, tylko okrywa również głowę. Właśnie temu służyły modyfikacje tej drugiej kominiarki, by nic nie ulegało oblodzeniu oddechem. Usunąłem wszelki materiał na trasie wydechu (i tylko tam). Ona jest wyłącznie opcjonalnie od wiatru, gdy trzeba lepiej chronić policzki i nos. Poza tym obie kominiarki (tę zwykłą mam od dawna)wykonane są z b. cienkiego polaru. Idealnie chroni przed wiatrem, ale zarazem prawie nie sposób tego zapocić. Termikę głowy mogę też w tym celu regulować aktywnie za pomocą kaptura, zdejmując czapkę itd. Nigdy nie miałem z tym problemu.
UsuńDzięki za info o tych śledziach H. Tak jak podejrzewałem, są szersze, za to długość pi razy drzwi ta sama (moje też ok. 30cm). Dłuższe chyba nie miałyby sensu, bo przy płytkiej pokrywie i tak by wystawały, a w zamarzniety grunt trudno wbić głęboko.
Pozdrawiam
-J.
No ale mój buff właśnie wcale suchy nie był, oszraniał się, a jak ten szron zaczynał topnieć od ciepła twarzy i potem zamarzać to zrobiło się nieciekawie. Do -20 było ok, odparowywało, ale poniżej już nie. Także mogłam go mieć tylko pod brodą, poza zasięgiem pary z oddechu. Muszę coś na to zaradzić w przyszłości.
UsuńZimowe śledzie można zakotwiczać w poziomie, niektórzy nawet twierdzą, że trzeba, ale się z tym nie zgadzam. Zupełnie dobrze trzymają w pionie, jeśli śnieg jest zwięzły. Poziome trzeba mocno przyklepać.
ja też bym chciała sztywny kaptur, z futrem albo czymś bardziej pakownym i mniej kontrowersyjnym, może wpadniesz kiedyś i uszyjemy sobie jakiś prototyp?
Usuńpomyślę o podobnej torbie, ja rzeczywiście niczego nie upycham, może i by się zmieściło... i przestałabym wyglądać jak żul :)
Pomyślimy :-)
UsuńChciałem zapytać, co macie na myśli mówiąc o sztywnym kapturze? I jaka jest jego zaleta? Bo po co futro to wiem.
UsuńSztywny kaptur nie dotykałby twarzy, więc byłoby mniejsze ryzyko odmrożenia, a do tego lepiej chroniłby przed wiatrem, tworzyłby taką zaciszną jaskinię w czasie zawieruchy.
UsuńAga,
OdpowiedzUsuńtwoje pareo kojarzy mi się z dopinanymi połami do kurtek mundurowych Specnazu. Nie wiem jak to wygląda obecnie, ale W. Suworow opisał taki element ubioru w książce "Akwarium. Chodziło o to, że dzięki takiemu patentowi zwykłą bluzę można było przerobić na płaszcz/ parkę, która z racji długości lepiej chroniła przed chłodem w warunkach zimowych. I coś w tym jest, że cieńszy płaszcz jest równie ciepły jak gruba krótka kurtka. Mój pierwszy i jedyny jak dotąd elegancki płaszcz mimo niezbyt imponującej grubości był zaskakująco ciepły...
Broniłam się rękami i nogami przed długimi kurtkami, ale taki wariant że można to przedłużenie dodać w razie potrzeby jest świetny. Niewątpliwie dłuższe ubranie lepiej grzeje, płaszcz, ale też długa wełniana spódnica.
UsuńWłaśnie, jedna z rzeczy, która mnie dobija w ogólnej modzie outdoorowej to te krótkie kurtki. Takie typu parka ciężko teraz znaleźć w ofercie sklepów.
OdpowiedzUsuńA to jest problem, nie tylko zimą, kiedy wieje po tyłku, ale też latem, kiedy deszcz się leje do kieszeni spodni. Kiedyś żartowałem,że trzeba zebrać sporą grupę projektantów głównych marek outdoorowych, ubrać ich w te krótkie wynalazki i przegonić związanych razem na krowim łańcuchu 2 tygodnie po Skandynawii :P
Sam zawsze kupuję jako 4-sezonową cienką letnią kurtkę nieco przewymiarowaną, pod która mogę napchać niemal dowolną liczbę ciuchów na zimę. Ma chronić tylko od wiatru i przed opadem. Latem ten nadmiarowy gabaryt też się przydaje, bo torbę z aparatem foto noszę właśnie pod połą kurtki. A że wyglądam trochę jak luźny worek na kartofle? Cóż...
Pozdrawiam
-J.
To prawda, szkoda że nie ma większego wyboru. Przyznaję że wolę krótkie ubrania, nie znoszę przedłużanych tyłów i kurtek zwisających na uda - nikt mi nie wmówi że to dobrze wygląda :-) Ale niestety trzeba się dostosować do panujących warunków - etola jest tutaj świetnym kompromisem, bo zakładam ją tylko wtedy kiedy muszę :-) Za to przewymiarowana wiatrówka prezentuje się całkiem nieźle (ściągam ją gumosznurkiem żeby nie wisiała :-P).
UsuńJ- duże firmy, których projektantów chciałbyś powiązać w pęczki mają inne powody do produkcji takich krótkich kurtek niż myślisz, na pewno nie chodzi o funkcjonalność. 1- mniej materiału, niższy koszt, 2- nie musi pasować i w klatce i w biodrach (a tu ludzie się bardzo różnią)- więc krótką łatwiej dopasować. 3-cała rzesza ludzi patrzy tylko na wagę i pakowalność, więc czym krótsza tym bardziej ultralight, a że nie zasłania wszystkiego co by się chciało... trudno. 4- gdyby kurtki były odpowiednio długie nie sprzedawałyby się spodnie.
Usuńmożliwe, że znalazłoby się jeszcze coś np optyczne wydłużenie nóg... dwa tygodnie w Skandynawii brzmią kusząco, ale ja bym się nie załapała :)
Firmy często chwalą się, że te krótkie kurtki można nosić do wspinaczki, że pasują do uprzęży itd. Np. Arcteryx ma krótsze do wspinania i dłuższe do wędrówek. Zawsze kupuję te krótsze. Te dłuższe mają kieszenie w dziwnych miejscach i naturalnie są cięższe. Dla ultralightera oczywiście im mniejsza kurtka tym lepiej (ale tylko ta która jest w plecaku! Ta na sobie się nie liczy, bo nie wlicza się do baseweightu :-P). Tak, tak, co z tego że zimno, najwyżej trochę się przyspieszy. Tylko że zimą to nie zawsze działa. Dlatego większość ultralighterów nigdzie się nie rusza zimą :-)
Usuńbiedacy:)
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
UsuńSpoko :-)
UsuńFinowie pokazują się w takich zielonych parkach, pewnie militarnych, choć niekoniecznie. Niestety nie są one lekkie. Brakuje takich arktycznych wiatrówek bardzo.
Usunąłem komentarz, bo nie dało się go edytować. J. już się do mnie odezwał i nie było powodu, żeby nadal wisiał tu mój mail. Wklejam to co istotne ponownie:
UsuńZ firm, które nadal szyją coś w stylu parki jest nasza Alvika ze swoją nieśmiertelną kurtką Tor. Szkoda, że poza długim krojem i przyzwoitą membraną ta kurtka ma same wady. jest 2l i waży tyle co słoń. Gdyby uszyć ją w wersji 3l i bez tych koszmarnych wzmocnień z cordury to mogłoby być ciekawie.
Ja podobnie jak J. ostatnio kupiłem kurtkę obszerniejszą niż sam jestem. Zalety to możliwość napchania zimą pod nią sporej ilości ciuchów z swetrem puchowym włącznie. Inną niewątpliwą zaletą jest dobrze osłonięty tyłek. Podczas ostatnich zjazdów w B. Niskim na dobrze zmrożonym śniegu z powodu kilku spektakularnych gleb przemoczyłem spodnie do samych gaci [sic]... :D Dla tego zweryfikowałem swoje potrzeby w tym względzie.
Aga jeszcze temat trytek. Są takie odporne na mróz. Używa się ich min w misjach międzyplanetarnych i ponoć można je dostać w zwykłym budowlanym:
https://www.urania.edu.pl/wiadomosci/trytki-na-marsie
W żadnym ze sklepów budowlanych, w których byłam nie było takich marsjańskich trytek, ale zwrócę na to uwagę!
UsuńInternet skarbnicą wiedzy wszelakiej! Pod hasłem opaski zaciskowe ultra UV znalazłem takie coś:
Usuńhttps://opaskizaciskowe.pl/p411,opaski-zaciskowe-ultra-uv-10-lat-115x6mm-1-szt.html
Zerknij na opis, bo to tylko przykład. Temp pracy zaczyna się od -45 C. Na biegun puki co nie jedzierz, to może starczą?
Doskonałe! Jak się wie jak szukać, to się znajduje :-) Dziękuję, zakupię.
UsuńTrochę późno się dowiedziałem, ale Agnieszka zawita w sobotę o 19:00 wirtualnie do Lublina, w ramach imprezy II Festiwal Przez Świat. Spotkania z podróżą.
OdpowiedzUsuńTym razem w wersji epidemicznej online, trwa popołudniami od dzisiaj (czwartek 15.04) do soboty 17.04. Organizatorem jest Akademickie Centrum Kultury i Mediów UMCS "Chatka Żaka". W poprzedniej wersji stacjonarnej razem ze Studenckim Kołem Przewodników Beskidzkich w Lublinie, tak na marginesie ;)
Program znajdzeicie na stronie "Chatki", zaś link do stream-u live: vimeo.com/event/876027
Sobotni występ Leśnej będzie o Appalachian Trail
Witamy i pozdrawiamy w Kozim Grodzie
-J.
Info jest od dawna w dziale festiwalowym w menu po prawej - trzeba zaglądać. Właśnie miałam do Ciebie napisać, że odwiedzę Lublin - i to realnie, bo nagrywamy na miejscu :-)
UsuńŚwietny wpis!
OdpowiedzUsuń