poniedziałek, 23 listopada 2015

Te Araroa: Orewa - Auckland (Urban Tramping)

Ostatni odcinek nie byl dlugi - cywilizacja, wiec mam dostep do sieci nieco czesciej. Do jedzenia tez :-)




Wydostanie sie z Orewy nie bylo wcale takie proste, z poczatku szlak spacerowy wokol estuarium, ale dalej kiepskie oznakowanie i po raz pierwszy musialam uzyc kompasu. Przewodnik wskazywal zeby skrecic w ktoras z ulic na poludnie, ale gdzie tu cholera poludnie, kiedy dzien pochmurny... No ale udalo sie. Uwiecznilam po drodze jedna z ladniejszych toalet publicznych :-). Toaletom publicznym nalezaloby poswiecic osobny wpis... Jest ich mnostwo, w parkach, przy plazach, na dworcu, w znakomitej wiekszosci sa czyste no i zawsze za darmo. Tam tez przewaznie mozna sie zaopatrzyc w wode, choc zdazaja sie plaze, na ktorych woda nie ejst z wodociagu i trzeba ja przefiltrowac.





Nocleg wypad niedaleko, bo w Stillwater. Tam byl camping, w ktorym wedrujacym szlakiem Te Araroa udziela sie noclegu za darmo i to pod dachem. Zebrala sie cala ekipa... Najwyzszy chlopak to Daniel, Triple Crowner (zdobywca wszystkich trzech dlugodystansowych szlakow w USA: AT, PCT i CDT). Para po prawej dopiero ma zamiar zaczac przejscie w styczniu, beda szli na polnoc.




Na poczatku nastepnego szlaku najbardziej zaawansowany technologicznie aplikator srodka dezynfekujacego przeciwko chorobie, na ktora zapadaja drzewa kauri. Specyfik jest prawie przy kazdym szlaku, ale zwykle w postaci zwyklej butelki.



Potem byl trudny odcinek - estuarium rzeki Okura, poszlam ze znajomymi, bo sama sie balam, ale okazalo sie, ze rzeka jest nie do przejscia, mimo ze wyczekalismy na moment odplywu koledze wyzszemu ode mnie o glowe woda siegala po pachy juz na poczatku.  Zrezygnowalismy i zawrocilismy. Nadmorskie skaly byly bardzo sliskie. Obejscie zalecane rpzez przewodnik to ladnych pare kilometrow asfaltu.






Kolejny etap to juz dojscie do Auckland. Betonowe sciezki, ulice w willowych dzielnicach. Gdyby nie deszcz pewnie byloby przyjemniej, ale i tak niezle. W Takapuna nocleg na campingu kosztowal dwa razy tyle co hostel YHA (wedrowcy maja duza znizke za okazaniem zaswiadczenia), wiec pognalam do Devenport, skad odplywal prom do Auckland. 






Jako ze odcinek Coast to Coast pokonalam w pierwszym dniu pobytu w Nowej Zelandii to juz na przystani swietowalam pokonane 600 km szlaku - 20%. Wlasciwy punkt znajduje sie 6 km dalej, niestety nie pomyslalam wtedy o zdjeciu... Zrobie gdzies symbolicznie.





Po drodze byly ciekawe forty z bunkrami z okresu II wojny swiatowej.





W Auckland mialam pierwszy na trasie dzien zero - dzien odpoczynku i zero przebytych kilometrow szlaku. Co nie znaczy ze tylko odpoczywalam - na noc zamelinowalam sie w YHA, a nastepnego dnia wreszcie udalo mi sie upchnac walizke na przechowanie u rodzicow znajomych poznanych  w Helena Bay. Tam tez przenocowalam, w pieknym domu z widokiem na morze. Dowiedzialam sie, ze nowozelandczycy wlasnie wybieraja nowa flage, maja dosc obecnej, zbytnio przypominajacej australijska i powiazanej z Wielka Brytania.





Czas na male podsumowanie sprzetowe. Wychodzi na to, ze na takim dystansie wszystko sie bardzo zuzywa, a wypadki chodza po sprzecie. Wlasnie odebralam nowe kijki u kuriera (dziekuje!), zakleilam dziury w materacu (NeoAira przebilam na wylot kolcem jakiegos krzewu w buszu), wyrzucilam dziurawe skarpetki. Zepsula mi sie ladowarka, ale wciaz moge korzystac z powerbanku, wiec w zasadzie jej nie potrzebuje. Wysluzona juz kurtka przeciwdeszczowa zaczela puszczac wode. Koszulke z merino ceruje na biezaco - zabralam nici w odpowiednim kolorze, bo wiem, ze niedlugo bedzie jak sito. Moj plecak jest lekki, ale nie najlzejszy. Pare rzeczy okazalo sie niepotrzebnych - odeslalam spodnie przeciwdeszczowe (jest za cieplo, wystarcza spodniczka z worka na smieci) i okulary przeciwsloneczne (nie lubie ich uzywac). Zaopatrzylam sie w wieksza ilosc kremu z filtrem.

Ruszam dalej na poludnie.

2 komentarze:

  1. Żeby nie nadchodząca u nas zima, to bym może mniej zazdrościł. Widok krótkich spodenek jest dla mnie egzotyką jak i sama Nowa Zelandia.
    Trzymam kciuki za kolejne setki kilometrów i pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zdarzaja sie I wedrowcy w dlugich spodniach 😉 Ach Zima...

      Usuń