Wydostanie sie poznym popoludniem ze Steamboat Springs nie bylo wcale latwe, ale wreszcie sie udalo i zdolalam dotrzec do campingu, na ktorym ktos pozwolil mi sie rozbic przy swojej przyczepie. Ponizej moje typowe sniadanie :-) Maslo migdalowe jest okropnie drogie, ale przepyszne.
Na polnoc od Rabbit Ears Pass szlak powoli wspinal sie w rejon pasma Park Range, po ktorym nie spodziewalam sie nic niezwyklego - nieslusznie. Z poczatku szlam dlugo przez las, mijajac liczne jeziora i oczka wodne, a w runie lesnym spostrzeglam stare znajome - zolte lilie. To najmniej fotogeniczne kwiatki swiata! Maja okragle glowki i dlugie lodyzki, sterczace liscie... Nigdy nie chca sie miescic w kadrze :-)
Znalazlam tez skorupke jaja swiezo wyklutego pisklatka!
Niespodziewanie pogoda zaczela sie psuc, akurat jak zaczelam wychodzic ponad granice lasu. Znow sypnelo sniegiem - pol biedy, od sniegu sie nie moknie.
Tak szybko jak sie pogoda zepsula tak i sie poprawila, a po froncie pozostal tylko chlod i wielki wicher. Park Range okazalo sie granitowym pasmem pelnym glazow i skalistych odsloniec, w kotlinach byly jeziorka i jeszcze sporo sniegu. Bylo po prostu przepieknie!
Na ostatni grzbiet tego pasma wspinalam sie juz wieczorem, chcac pokonac go i zejsc w doline zeby schronic sie przed wiatrem.
W nocy znow bylo mrozno, ale rano swiecilo slonce, wiec nie bylo tak zle. Dolina byla bardzo zaciszna i przyjemna, potem jednak byl fragment drogowy i obejscie szlaku z powodu porwanego przez rzeke mostu (w przyszlym roku bedzie zmiana przebiegu szlaku).
Na zdobycie czekaly wzniesienia nastepnego pasma Sierra Madre, ktore mialo juz mnie doprowadzic az do konca gor na tym etapie, az do Great Basin. Bylo w calosci zalesione, czesto podmokle, a na lakach kwitly niepozorne biale storczyki.
Pasmo widoczne w oddali to Sawtooth Range. Pobliskie szczyty nazwano moim imieniem: Big Agnes Mountain i Little Agnes Mountain :-)
Moj ostatni biwak w Colorado byl bardzo udany, nie bylo mrozu ani wiatru, a rano odwiedzil mnie jelonek.
Caly poranek niecierpliwie wyczekiwalam tego znaku. I wreszcie jest, Wyoming welcome to! Zegnaj Colorado, byles piekne, ale mam cie dosc!
W krajobrazie zmienilo sie niewiele, ale bylo jakby troche bardziej dziko. Niedlugo za granica wypdlo 1400 mil!
Szlak byl malo uczeszczany, kluczyl wsrod skal i trzeba bylo wypatrywac slupkow i kopczykow. Ta atmosfera dzikosci bardzo mi sie podobala, wokol zywego ducha, tylko szum wiatru w koronach drzew, a w trawiastych i bagnistych dolinach, na pewno pelnych losi, brzeczenie komarow...
Nastepnego dnia wybieralam sie do miejscowosci Encapment. Tuz przed parkingiem byla skrzynia z Trail Magic, ale poprzednicy wszystko wyjedli i wypili i nic mi sie nie dostalo...
Droga okazala sie zupelnie pusta. Po godzinie dolaczyli kolejni hikerzy i tak czekalismy... Przejechal jeden samochod. Po 70 minutach drugi i ten sie zatrzymal i wzial nas na pake. Hura!
Encapment to bardzo stara miejscowosc, lezaca juz na terenie Great Basin, Wielkiej Kotliny. Obecnie jest bardzo mala, ale bylo wszystko czego potrzeba hikerowi - jedzenie zakupilam na stacji benzynowej, bylo wifi i prad w gniazdku.
A teraz wlasciwy cel wizyty w Encapment - hamburger! Bylismy przeszczeliwi mogac napelnic brzuchy burgerami i frytkami. Bylo warto. Wyoming to stan hodowcow bydla i wiedza tu jak powinna smakowac porzadna wolowina!
Pelni energii ruszylismy dalej na polnoc. Las byl bardzo przyjemny i dziki, byl strumyk, w ktorym zaopatrzylam sie w wode przed wkroczeniem w krzaczaste grzbiety, ktore mialy mnie sprowadzic do Kotliny.
Zza ostatnich grzbietow ukazal sie widok na Wielka Kotline, jej pierwsza czesc byla jeszcze dosc zielona, trawiasto-krzaczasta, slowem preria.
O dziwo podobalo mi sie tam, choc preria to efekt wyciecia lasow. Odcienie zieleni wydawaly mi sie niezwykle roznorodne.
Na skrzyzowaniu mialam wybor - isc nieuczeszczanym szlakiem dodatkowy dzien, albo starym przebiegiem droga, tak jak reszta hikerow, i byc w Rawlins jeden dzien wczesniej. No coz, pokusa byla zbyt wielka - wybralam krotsza wersje.
Droga byla dosyc uczeszczana, bo byl wlasnie 4 lipca i cala okolica ruszyla w teren. W ten sposob ciagle ktos zatrzymywal sie i proponowal mi wode, a ja nie musialam nurkowac w bagnistych struzkach w poszukiwaniu wody.
Spotkalam tez rowerzystow. Tedy wlasnie biegla Continental Divide Bike Route, ktora zwykle nie spotyka sie z CDT prowadzac dolinami. Rowerzysta z Angilii mowil, ze jestem pierwsza dziewczyna, ktora widzi na szlaku i ze dopiero od tygodnia zaczal w ogole widywac hikerow - jestesmy najszybsi :-) Byl jeszcze Szwajcar i Niemka i jeden, ktory sie nie przedstawil. Podobno w czerwcu byl wyscic, a zawyciezca przejechal cala trase z Kanady do Meksyku w 15 dni!
Przyczepa nalezaca do robotnikow drogowych miala z tylu kontener z woda, ale chyba nikt oprocz mnie na to nie wpadl, bo kontener byl pelny. Bylo tez wc. Ale zbyt wczesnie na biwak... Od czasu do czasu byly bagienka, ktos przyjechal wykapac psa... Dziekuje za taka wode! Ale od wlasiciela dostalam kolejne 1,5l :-)
Teren zaczal sie obnizac i pustynniec. Great Basin to wielka kotlina bezodplywowa - zwykle wododzial to linia rozdzielajaca teneny, z ktorych woda odplywa do Pacyfiku i Atlantyku, tutaj to cala polac, z ktorej woda nigdy nigdzie nie odplywa. Splywa do slonych jezior albo od razu odparowuje. Mieszka tu niewiele ludzi, bo brakuje wody. Wyoming to najrzadziej zaludniony stan w USA, gestosc zaludnienia jest tu mniejsza niz na Alasce.
Szlak jak zwykle do zachodu slonca, ale ze znalezieniem miejsca pod namiot nie bylo tak latwo. Znalazlam suche koryto strumienia i rozbilam sie na dnie - lubie zaciszne miejsca :-) Nie nalezy sie jednak w takich rozbijac, bo nigdy nie wiadomo czy nie lunie deszcz.
Dzis mialam do pokonania ostatni odcinek drogi, na ktorej ktos zyczliwy pozostawil lodowke z woda dla hikerow. W oddali zobaczylam biala tafle wyschnietego jeziora.
Trail Magic ciag dalszy - ktos poczestowal mnie limonkowym napojem i pizza :-) A potem juz prosto do Rawlins, sporego miasta jak na tutejsze standardy. Troche sie po nim nalazilam szukajac biblioteki!
Przedmiescia w stylu Tomka Sawyera...
A pod wiaduktem (po drogowym moscie nie wolno bylo przechodzic, mapa zawierala blad) znalazlam taki mily akcent :-)
Tak, tak, za mna juz polowa drogi! Plakat jest tak na oko, bo kazdy hiker pokonuje inny dystans, ale dla mnie jest prawie trafny :-)
Rawlins tez jest dosc stare, ma bardzo przyjemne centrum, tylko jest bardzo goraco.
Teraz oddale sie w kierunku miejsca zamieszkania Trail Angelki, ktora spotkalam wczoraj. Czeka tam na mnie prysznic i pralka, a w planie jeszcze wizyta w Walmarcie.
No, super! Cieszę się, że ten odcinek był ciekawy i jeszcze mogłem śledzić Twoje przygody na bieżąco. Resztę doczytam po zejściu z gór. Pozdrowienia z lotniska w Dubaju ;))
OdpowiedzUsuń-J.
P.S. Mam nadzieję, że w Yellowstone poświęcisz kilka "zero days" na zobaczenie tych cudów,które CDT omija. Choć oblegane przez miliony turystów, to i tak warto. Trudno coś konkretnego polecać, bo za dużo tego. Wyjątek zrobię dla Great Prismatic Spring/Excelsior Geyser, bo to wyjątkowy "must see", dodatku dość blisko od CDT. Koniecznie z obu miejsc, tj. z bliska i z punktu widokowego na górce. Oba punkty choć bliskie w linii powietrznej dzieli sporo mil objazdu/obejścia. Nam nie udało się stopa złapać i drałowaliśmy w słońcu, ale było warto...
Nie planuje zadnych zero a przez Yelloestone hikerzy chca przemknac jak najpredzej z powodu klopotow z rezerwacja noclegow na polach namiotowych. Old Faithful zobacze na pewno, moze sie wykapie w cieplej rzece no i najwieksza atrakcja - orzejscie wyplywu z jeziora glebokiego po szyje :-)
UsuńPozdrawiam Dubaj! Gdzie sie wybierasz?
Duże campingi w YNP mają rezerwę miejsc dla hikers&bikers, rano/do południa są te miejsca wolne.Dzięki nim my dawaliśmy radę stopem po Yellowstone, regularnej komunikacji brak (kiedyś była). Na pałę bez rezerwacji. Z małymi polami biwakowymi w terenie tak się nie da jak wiesz, bo trzeba z góry wykupić permit. Spróbuj dotrzeć chociaż do G.P. Spring, to naprawdę blisko, a unikat absolutny. A teraz pozdrawiam finalnie z Islamabadu :P Jedziemy do Skardu i dalej w góry na trek na Baltoro ;)
Usuń-J.
P.S. Ale i tak Ci zazdroszczę Twoich wielomiesięcznych wędrówek. Ech, życie...
Nie doczytalam ostatnim razem... Islamabad, fajnie, nie bylam jeszcze w tej czesci swiata...
UsuńTak, wlasnie o te male pola namiotowe chodzi, przeciez dlugodystansowcy nie koncza wedrowki rano :-) Juz wiemy, ze sa wszsytkie zarezerwowane, ale koledze ranger powiedzial, ze jak CDT, to moze sie pomysli... Jakos to bedzie, Yellowstone juz w tym tygodniu :-)
Pięknie tam i różnorodnie, ten szlak wydaje się dużo ciekawszy niż AT...
OdpowiedzUsuńNa pewno roznorodnie, pieknie czesto tez, ale AT chyba juz zostanie moim ulubionym szlakiem, tam sa drzewa i jest zielono...
Usuńu Maya Old Shatterhand krył się w trawie na prerii razem z koniem., a tu ledwie niziutkie porosty... Gek.
OdpowiedzUsuńPrerie sa dalej na wschod, moze tam rosnie wyzsza trawa, ale tutaj nie siega nawet do pol lydki :-) Zreszta teraz juz i prerii nie ma, wszystko obsiane kukurydza, wiec nie ma jak sprawdzic...
UsuńBardzo ciekawie to zostało opisane.
OdpowiedzUsuń