środa, 8 maja 2019

Pacific Crest Trail: Campo - Warner Springs (California)

Kolejna przygoda juz sie rozpoczela! Podroz do USA przebiegla bez problemow, udalo mi sie dostac miejsca przy oknie na oba loty - z Krakowa do Oslo i z Oslo do Los Angeles. Widoki boskie - Islandia, Grendlandia, Wyspa Baffina... Potem zapadlam w sen :-)



Jeszcze na lotnisku dowiedzialam sie, ze razem ze mna w samolocie bedzie jeszcze Tomek, rowniez wybierajacy sie na PCT. Razem przenocowalismy na dworcu kolejowym i razem pojechalismy do San Diego pociagiem, gdzie goscilismy u trail anglela Scouta, ktorego spotkalam w 2017 na Appalachian Trail i ktory jeszcze wtedy zaprosil mnie do siebie. Scout i jego zona Frodo goszcza co roku cale tlumy hikerow, ulatwiajac im start (1200 juz w tym roku).








Po sniadaniu o 5:30 rano wyruszylismy samochodami w kierunku Campo i granicy meksykanskiej. Granica wygladala zupelnie inaczej niz w Nowym Meksyku - byl pelnowartosciowy plot z drutem kolczastym i tylko mala szpara, przez ktora mozna bylo przelozyc reke.



Pomnik symbolizujacy poczatek szlaku nie stoi przy samym plocie, ale kawalek dalej. Tam odbyla sie pogadanka i pamiatkowe fotografowanie.




A to wlasnie Scout, z ktorym sie pozegnalam i o 8:09 3 maja ruszylam w kierunku Kanady.


Pierwsze mile szlaku choc widokowo nie byly moze rewelacyjne to jednak niezwykle ekscutujace i przez caly dzien bylam w doskonalym nastroju.




Poniewaz tegoroczna zima byla sniezna i wilgotna pustynny krajobraz jest bardzo zielony, kwitna krzewy i kwiaty, a w powietrzu unosi sie niesamowity miodowy aromat.




Wyruszylam jako jedna z ostatnich osob, dlugo przeciagajac wyruszenie na ostatni szlak Korony. Dopiero pozniej wszystkich doganialam, w tym Tomka, z ktorym pozegnalismy sie przed pierwszym wiekszym podejsciem - mialam w planie wiekszy dystans, wiec trzeba bylo naciagac nogi.



Niedlugo potem pierwszy grzechotnik!




Nie brakuje tez jaszczurek, ciagle smigaja spod nog.


PCT nie jest jak na razie oddalony od cywilizacji - pierwszy nocleg zaplanowalam nad Lake Morena, na campingu, gdzie wzielam pierwszy prysznic i spotkalam wielu nowych znajomych, z ktorymi gawedzilismy do nocy.



Dzien drugi pod wzgledem widokowym byl jeszcze lepszy. Szlak kluczyl wsrod niewysokich gor, czasem trafial sie strumyk.








Pierwsza trail magic na szlaku w postaci chlodzonych napojow przywitalam z Drew, ktory sie do mnie przylaczyl.




Zapach kwitnacych krzewow jest nie do opisania. Temperatura okolo 23 stopnie, wiec zupelnie znosnie - upalu wcale nie bylo i w cieniu robilo sie chlodno.




Po poludniu weszlismy w gestszy sosnowy las, ktory Drew przypominal rodzinny Oregon.



Biwak byl zupelnie na dziko, akurat tam, gdzie nie wolno, ale tak wyszlo...


Trzeci dzien to dla mnie zawsze ciezki dzien, wiec nawet lagodne podejscia wydawaly mi sie meczace, ale w miare uplywu czasu odzyskiwalam sily.



Szlak w nieskonczonosc obchodzil wzgorza zeby w koncu zejsc w doline i wspiac sie na kolejne pasmo.









Kazde bardziej wschodnie pasmo bylo bardziej pustynne - poczatkowo byly to raczej srodziemnomorskie zarosla i ze znalezieniem cienia nigdy nie bylo problemu. A tu wreszcie pojawily sie kwitnace kaktusy.





Kolejny biwak w wiekszym gronie, na przeleczy, przy depozycie z woda.



Dzien czwarty to juz bardziej regularna pustynia i to dopiero bylo niekonczace sie obchodzenie jednej doliny, przez caly dzien! PCT naprawde kluczy.



Rosnie tu duzo wiecej gatunkow kaktusow niz na CDT, rosna jakby jakis ogrodnik zasadzil je w skalnym ogrodku. Cos pieknego!







To moja ulubiona roslina z nowomeksykanskiej pustyni, pamietacie? W tym roku jest duzo zielensza, a tu na zachodzie, gdzie jest chlodniej i blizej oceanu dopiero jest w paczkach.






Spotykalam coraz mniej ludzi, tylko Drew spoczywal w kazdym dogodnym miejscu i zawsze go tam dopadalam :-)



Dzis dzien piaty, bardzo pochmurny, nawet z lekka mzawka - na zachodnich grzebietach padal deszcz, ale udalo mi sie juz przed nim uciec. Calkiem zimno sie zrobilo.






I tak osiagnelam pierwsze 100 mil!


Dalej szlak zszedl na cos w rodzaju prerii, porosnietej szumiacymi trawami.




W dolinkach plynie woda, rosna rozlozyste drzewa - wysmienite miejsca odpoczynku.



Slynna skala w ksztalcie orla wypadla z pochmurnym tlem. Wyglada jak zywy, prawda?


Ten waz chyba mlody.




Wczesnym popoludniem dotarlismy na pole namiotowe przy osrodku rekreacyjnym czy czyms takim w Warner Springs, gdzie z wielkim entuzjazmem przyjmuja hikerow. Teraz czas na obiad :-) Do zobaczenia!


21 komentarzy:

  1. Bravo! super,że można śledzić Drogę...Powodzenia!

    OdpowiedzUsuń
  2. Powodzenia :) Trzymamy kciuki !

    OdpowiedzUsuń
  3. Dzięki za garść przepięknych fotek.
    Aż człowiek zaczyna głębiej oddychać za biurkiem ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Niesamowite! U Ciebie zaczyna się PCT, a u Michała (Coolish) trwa relacja z AT. Można więc śledzić jednocześnie aż dwie fenomenalne wędrówki :-). Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też uważam, że to fajnie :-) będę się starać dogonić Michała, choć akurat dziś się lenię ze względu na zapowiadane opady śniegu na Mt St Jacinto

      Usuń
  5. Hej Agnieszko, radość na twarzy aż promienieje. Zauważyłem też na zdjęciach, że niektórzy hikerzy idą w sandałach, byś napisała za jakiś czas jak to się sprawdza w terenie (mam na myśli kwestie obtarć, pęcherzy czy stłuczeń paluchów) Serdecznie pozdrawiam hej

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sandały się nie sprawdziły, pył i piasek powodowały powstawanie otarć i pęcherzy, a kolega przy pierwszej okazji zakupił Altry i skarpetki z palcami. Pozdrawiam z Idyllwild!

      Usuń
    2. Dziadbor, pytanie o sandały warto by zadać u Michała. Też mnie zastanawiało, że jeden z jego towarzyszy na AT nadal w nich wędruje.

      Usuń
    3. Na takie dystanse nie wędrujesz ale z własnego doświadczenia mogę powiedzieć, że do około 200 km sandały jak najbardziej się sprawdzają. Kwestia przyzwyczajenia

      Usuń
    4. To zalezy od warunkow, u nas albo na AT nie ma takiego pylu, pyl pustynny jest zabojczy, za to w wilgotniejszych warunkach jak najbardziej, pamietam wiele osob ktore uzywaly sandalow na AT i byly zadowolone. Choc na CDT tez byla dwojka sandalowiczow i dawali rade, a tam pyl byl jeszcze gorszy niz na PCT.

      Usuń
    5. Ja używałem też w Pirenejach Katalońskich niemało (cały czas, z wyjątkiem najtrudniejszych podejść), jeśli chodzi o bardziej suche warunki. Okropnie mi się pocą nogi podczas wysiłku, a mam na tyle wyrobione ścięgna (bardzo lubię też chodzić na bosaka), że daje radę bez obaw ;).
      Zobaczę na jesień jak się sandały sprawdzą w Galilei ;)

      Usuń
    6. Na pewno skóra się przyzwyczaja, zresztą wiadomo, każdy ma inną. Ja sobie kiedyś zerwałam paznokieć idąc w sandałach, więc podziękuję.

      Usuń
  6. Faktycznie, orzeł jak żywy, kwiaty przepiękne i nawet węże ładne, tylko lepiej, żeby się trzymały z daleka. Pozdrawiamy, G.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ten wezyk pasiasty niegrozny, ale grzechotniki juz trzy i jeden niedzwiadek zaliczony :-)

      Usuń
  7. "There she goes, there she goes again..."
    Ło matko i córko! ONA znów to robi...
    Znów czeka mnie wielomiesięczna lektura i śledzenie Twojej trasy na googiel mapie :P
    Tak jak przez ostatnie 2 sezony. O ile opis Twojego marszu przez N. Zelandię z 2015 znalazłem już po fakcie czy gdzieś w połowie trasy (przy okazji szukania materiałów o Skandynawii), to obie Twoje amerykańskie peregrynacje obserwowałem od początku do końca na bieżąco, czasem z przerwami na własne podróże. Tak będzie i tym razem. Wychowałaś sobie tym blogiem zaprzysięgłych fanów, dziewczyno...
    Biorąc pod uwagę długość obecnej trasy i Twoje tempo, może skończysz główną część wyprawy nim mój własny wyjazd oderwie mnie od netu. Tak przynajmniej było 2 lata temu, gdy kończyłaś AT. Szkoda,że nie skusiłaś się wówczas na 1-dniowy wypad autobusem do strefy całkowitego zaćmienia ;) Oby kiedyś powtórzyła się taka okazja, czego szczerze Ci życzę...
    Początek aktualnej wędrówki jak widzę niezły, w końcu z narastającą wprawą, a klimaty znajome. Tylko tych kaktusów więcej :P Trzymaj kurs, niech Cię dobry los prowadzi i "big sky"
    Pozdrawiam
    -J.
    Rolling seas, endless roads
    Heading into the sun
    Big skies, bigger dreams
    Enough for everyone

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A, jeszcze jedno, ta skała "orzeł" to gdzie jest dokładnie? Figura idealna, fakt
      -J.

      Usuń
    2. Ciesze sie, ze nie produkuje sie na darmo :-) Z tegorocznym tempem nie bedzie tak dobrze - nie spiesze sie przesadnie, poniewaz musze czekac az stopnieje chociaz czesc sniegu w Sierra Nevada - wciaz mam nadzieje, ze uda mi sie uniknac flip-flopu.
      Dzieki!

      Usuń