piątek, 17 stycznia 2020

Zestaw naprawczy długodystansowca

O zestawie naprawczym napomykam w każdym podsumowaniu sprzętowym, więc jego skład nie jest Wam obcy. Tym razem jednak przyjrzymy mu się dokładnie, a Wy dowiecie się z tego wpisu nie tylko co ze sobą zabieram, ale i czego nie zabieram oraz dlaczego tak jest.

Zestaw naprawczy wydaje się kluczowym elementem naszego ekwipunku, jednak z biegiem czasu odkryłam jego mimo wszystko marginalną rolę. Oczywiście przydaje się - rzadko i oby jak najrzadziej. Na początku moich wędrówek stosowałam się do rad rozmaitych youtuberów i miałam ze sobą o wiele więcej rzeczy. Szybko okazało się co jest naprawdę potrzebne, a czego mi brakuje.
Zestaw zaczęłam minimalizować z każdą długodystansową wędrówką. Po sezonie zawsze jeszcze się zmniejszał, bo wciąż okazywało się, że to co noszę nie jest mi wcale potrzebne.

Pierwsza i najważniejsza moim zdaniem rzecz to nie kupować sprzętu o którym wiadomo, że będzie się psuł: chińskich namiotów, plastikowych sporków, delikatnych ubrań. Dopiero druga rzecz to wypadki losowe które spotkają nasz sprzęt w długiej podróży. Poza tym jest jeszcze zwykłe zużycie.

Długodystansowiec siłą rzeczy skłania się ku ultralekkiemu zestawowi naprawczemu. Tak, naturalnie, zestaw dostosowujemy do tego, jaki mamy styl wędrowania i obchodzenia się ze sprzętem. To prawda, że rzadko mi się coś psuje czy drze, jednak nie uważam się za osobę szczególnie ostrożną. Owszem, z reguły wybieram nie najeżone ostrymi kamieniami miejsca pod namiot, jednak zdarza mi się przedzierać przez chaszcze. Kilometry, które pokonuję każdego roku mówią za siebie - nie da się oszczędzać sprzętu na tysiącach km. Wystarczy odrobina rozsądku i nawet sprzęt z gatunku ultralight powinien przetrwać w zadowalającym stanie.

Mój zestaw w swojej najbardziej okrojonej postaci waży 8 g. Wraz z plastrem, wchodzącym zasadniczo w skład apteczki 18 g (waga zmienna w zależności od tego ile akurat jest na rolce). 40 g pokazuje waga ze scyzorykiem (20 g, gdzieś musi być zaokrąglenie, bo waga ma dokładność do 2 g - wybaczcie :-)).


Skład:

torebkę strunową jako opakowanie (zestawu naprawczego i apteczki jednocześnie)
zestaw do łatania materaca dmuchanego
zestaw do szycia (nici poliestrowe na kartoniku i igła)
dwie agrafki
samoprzylepna taśma z DCF (cubenu) do napraw namiotu czy worków wodoszczelnych
plaster flizelinowy
scyzoryk Victornox Classic

Scyzoryk stanowi osobny byt na moich listach sprzętowych, zaś plaster wchodzi zasadniczo w skład apteczki, więc jako oficjalną wagę uznaję 8 g. 




Zestaw naprawczy przechowuję wraz z apteczką. Temat apteczki poruszę przy innej okazji, ale całość znacie z moich podsumowań sprzętowych.



Jako opakowania używam obecnie torebki strunowej. W przeszłości pakowałam apteczkę i zestaw naprawczy do osobnej torebki zamykanej na zamek ZPacks Zip Pouch, ale kiedy zestaw stał się tak mały obecnie, osobne opakowanie przestało mieć rację bytu.


Agrafki pochodzą z pasmanterii, nie są szczególnie mocne.  Noszę je na wypadek zerwania jakiejś taśmy. W zasadzie wystarczy jedna. Zdarzyło mi się posłużyć agrafką jako awaryjnym zapięciem biustonosza. Dużo mocniejsze i zabezpieczone przed otwarciem są agrafki do zapinania niemowlęcych pieluch, ale więcej ważą.


Zestaw do szycia jest standardowy. Służy mi do cerowania ubrań (nie tylko moich, bo hikerzy często zapominają o tym drobiazgu), może się przydać do zaszycia rozdartych butów czy plecaka.

Igła jest też elementem apteczki - służy mi do wyjmowania drzazg (także do przekłuwania pęcherzy, co jednak czynię rzadko) i jako taka jest niezbędna. Jest to zwykła stalowa igła do haftowania, poręczna i niezbyt ostra. Dlatego też jest lepsza niż igła od strzykawki, która jest bardzo ostra, a przy tym dość gruba, a na dodatek jej ostrze jest ścięte.
Nici powinny być poliestrowe - takie też najczęściej znajdziemy w gotowych zestawach do szycia. Kiedy skończą się nici nie musimy kupować nowego, wystarczy nawinąć nowe nici z rolki.

Popularne wśród thru-hikerów są gładkie nici dentystyczne, bardzo dobre do naprawy butów, jednak zbyt grube do cerowania ubrań. Wymagają grubszej igły.



Ci z Was, którzy nie używają materacy dmuchanych kolejny element mają z głowy. Użytkownicy materacy powinni jednak zawsze mieć przy sobie komplet łatek. Fabryczne opakowanie (na zdjęciu po prawej) zawiera duży plaster podklejonego materiału, kilka chusteczek nasączonych alkoholem do czyszczenia powierzchni przed naklejeniem łaty oraz instrukcję obsługi. Można z powodzeniem ograniczyć zestaw do kawałka łatki oraz jednej czy dwóch chusteczek (które zresztą też można sobie darować, bo wysychają, a zamiast tego użyć mydła).




Naprawa materaca na Pacific Crest Trail - kąpiel w wannie, suszenie i klejenie.




Najczęstszą rzeczą, jaka przychodzi większości turystów pieszych do głowy, kiedy myślą o zestawie naprawczym jest srebrna taśma, ductape. Jej zalety są zdecydowanie przeceniane. Nie zabieram srebrnej taśmy prawie nigdy. Próbowałam - miałam kawałek nawinięty na kijek trekkingowy na Te Araroa. Już po miesiącu stał się konglomeratem niemożliwym do odwinięcia. Kiedy złamałam kijek pozbyłam się go razem z taśmą bez żalu.
Srebrnej taśmy można awaryjnie użyć jako plastra przeciw otarciom, lecz skutkuje to odparzeniami, bo nie przepuszcza ona powietrza. Można kleić nią dziury w ubraniach, ale klej jest bardzo mocny i życzę powodzenia temu, który zechce taśmę oderwać i dokonać później profesjonalnej naprawy. Klej trzyma na sinylonie - to dobra wiadomość dla tych, którzy używają namiotów z niego wykonanych. Transportować lepiej na oryginalnej rolce (można ją spłaszczyć) lub nawinąć na większy karton i trzymać schowaną.






Srebrna taśma nadaje się do napraw domowych - można nią podkleić rozpadającą się membranę w kurtce (z tą poniżej niewiele już można było zrobić :-)) tudzież wykleić wnętrze zimowych butów, tak żeby podczas wędrówki na nartach czy rakietach śnieżnych nie obcierały pięt. Do tego jest doskonała.




Doświadczenie pokazało, że o wiele lepiej sprawdza się w roli łaty plaster flizelinowy. Zaklejam nim dziury w odzieży puchowej bez obaw, że przy odklejaniu wydrę kawał materiału. Mimo, że nie jest wodoodporna kleiłam nią podłogę namiotu i nigdy mi nie przeciekła, a plaster się nie odkleił (choć od skóry rozmoczony się odkleja). Dobry jest też zwykły plaster tkaninowy w rolce.




Wracając do srebrnej taśmy - jest ona elementem mojego zimowego narciarskiego zestawu naprawczego. Wędrowania zimą wciąż się uczę, dlatego zimowy zestaw naprawczy mam jeszcze niedopracowany. W tym roku dojdą do niego trytytki i śrubki do wiązań nart oraz wciąż mały, ale większy niż w Classicu (na końcu pilnika) śrubokręt.

Scyzoryk Victorinox Classic, niezmiennie zachwyca mnie ogromem możliwości, mimo swojego minimalistycznego charakteru (3-centymetrowe ostrze, 20 gramów). Czego nim nie naprawiłam! Taśmy kijków trekkingowych, wiązania narciarskie, a ostatnio dłubanie w rooterze w poszukiwaniu zakleszczonej karty sim. Nożyczki są niezbędne do cięcia plastrów, a i wykałaczka znajduje niekiedy zastosowanie.






W rzadkich przypadkach zabieram dodatkowo sznurek (przydałby mi się np. w Hiszpanii, gdzie rok temu straciłam odciąg od tarpa). Sznurek miałam siłą rzeczy wędrując Appalachian Trail i na części Continental Divide Trail, gdzie był częścią zestawu do wieszania worka z jedzeniem na drzewach w ramach ochrony przed niedźwiedziami. W tym roku na PCT także go potrzebowałam żeby przytwierdzić kawałek karimaty do plecaka w celu zmniejszenia obwodu pasa biodrowego kiedy schudłam. Znalazłam go w hiker box'ie. Najlepszy sznurek to cienki rep o średnicy 2 mm jest idealny jeśli chcemy go używać do wieszania, 1 mm będzie wrzynał się w korę drzew. Jest mocny, ma rdzeń i się nie skręca.




Osoby używające namiotów ze stelażem mogą się obawiać jego złamania - czasem słusznie. Nie trzeba jednak nosić dodatkowej rurki, w terenie można dokonać naprawy za pomocą taśmy i znalezionego giętkiego patyka (leszczyna jest niezrównana).
Rzadko jesteśmy tak oddaleni od cywilizacji żeby w ciągu kilku dni nie być w stanie zdobyć potrzebnych rzeczy. Dodatkowe możemy dokupić lub trzymać na poczcie - miewam je  swoim bounce box'ie: więcej taśm, łatek, miałam też na wszelki wypadek klamry do plecaka. Zaletą posiadania bogunce box'u jest to, że możemy zawsze pozbyć się części ekwipunku, a później znów go podjąć.
Na koniec mała uwaga - bo właśnie pakuję się do samolotu - pokazany tutaj zestaw naprawczy nie nadaje się jako element bagażu podręcznego zabieranego do samolotu. Nie zostaną zaakceptowane: scyzoryk, igła ani agrafki.

10 komentarzy:

  1. Czy Vicek Classic jest jedynym nożem jaki ze sobą zabierasz? (tak wynika z listy sprzętu). Przyznaję, to świetne narzędzie, ale mimo wszystko zdecydowałbym się na coś większego, np Vicek 84mm, np. Bantam albo Waiter

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Absolutnie jedynym, to wszystko czego potrzeba. Dawno temu miałam większy, taki jak miał MacGyver, ale nigdy się nie przydawał w terenie. Czasem brakuje mi otwieracza do puszek, ale wtedy idę do jakiegoś baru poprosić o otwarcie :-D

      Usuń
  2. Hej!
    Dawno już nie komentowałem (wyjazdy, praca), ale jak zwykle śledzę Twojego bloga z zainteresowaniem.
    Każdy ma swoje doświadczenia, ale warto wymieniać się patentami. Z twoich przyda mi się np.plaster fizelinowy ;) Parę innych mam z resztą podobnych.
    Kilka uwag:
    1) Taśma srebrna taśmie srebrnej nie równa; są takie dziadowskie podróby, które odklejają się same, trzeba przebierać w sklepach i testować :((
    2) Naprawa złamanego stelaża za pomocą patyka i taśmy to ostateczność, w każdym razie w przypadku napinanych stelaży łukowych.
    Jeśli ktoś nie chce wozić całego segmentu, to świetnym pomysłem jest kawałek rurki alu dł. 10-12cm o nieco większej średnicy niż rurki stelaża. Zakładamy na złamany segment i ew. blokujemy taśmą.
    3) Warto znać różnicę w sposobie łamania stelaży. Te laminatowe pękają wzdłużnie rozwarstwiając się. Ułatwia to naprawę (wiązałem szpagatem i taśmą), ale czasem prują tropik jak nóż na sporej długości. Aluminiowe są tu bezpieczniejsze, łamią się punktowo. Jeśli w ogóle uszkodzą poszycie namiotu, to tylko lokalnie. W razie deformacji rurki uniemożliwiającej nałożenie wspomnianej tulejki naprawczej można zeszlifować kamieniem.
    4) Niezależnie od sposobu naprawy, lubię proste łukowe konstrukcje typu igloo czy tunele, a nie nowe konstrukcje a la Naturehike czy Salewa. Stelaż składa się w tych pierwszych wyłącznie z samych rurek, w tych drugich zawiera łączniki na rozgałęzieniach - praktycznie nienaprawialne w polu w razie złamania.
    5) Śrubokręty w scyzoryku się przydają, ale większy nóż (też Victorinox) wożę m. in. dlatego,że lepiej się nim kroi chleb. Czasem też jakiś większy patyk trzeba zastrugać albo przeciąć -w zestawie jest piłka. Przede wszystkim jednak bezcenną rzeczą jest dla mnie blokada ostrza scyzoryka. Nauczyłem się kiedyś na własnych pociętych łapach. Z drugiej strony narzędzia dodatkowe (te śrubokręty) w typowym scyzoryku to za mało, jak ktoś potrzebuje naprawiać na wyjeździe bardziej zaawansowany sprzęt mechaniczny/elektryczny, bo mogą nie pasować. Vide Twoje historie ze śrubkami w wiązaniach do nart, albo u mnie naprawa ładowarki do aparatu, zrealizowana sztućcami z kempingu na IS (Victorinox nie dał jej rady).
    W takich razach najlepsze są multitoole, tylko to waży tonę...
    6) Rok temu przerobiłem do bólu temat naprawy butów (odklejająca się podeszwa) w ciężkim terenie (lodowiec pokryty żwirem i moreny).
    Miałem klej, ale za mało, by przeciwdziałać we wstępnej fazie. Nic nie trzymało potem: taśma odklejała się po paru h, 2mm sznurek trzymał dzień. Jedyne, co było w stanie wytrzymać dłużej (po kilka dni) to kabel telefonu polowego armii pakistańskiej :))) "Szlak Cie wyżywi i zaopatrzy", czy jakoś tak? ;)
    Tu anegdota: pozostałe parę zwojów zostało w reparaturce i poszło teraz pod Saariselką w chacie Tuiskukuru. Jednemu z 3 sympatycznych Finów z południa, z którymi przypadkiem świętowałem Nowy Rok w księżycową polarną noc nawaliło wiązanie narty. Oczywiście zdradziłem pochodzenie materiału naprawczego ;)
    Pozdrawiam
    -J.P.
    P.S. Podobał mi się w jednym z poprzednich wpisów wątek o zastępczych rękawicach kuchennych. Na letnią Skandynawię (mokro, wietrznie temp. 0+ C ) sprawdziły mi się b. cienkie elastyczne rękawiczki robocze pokryte neoprenem. Na szlaku zakłada się je odwrotnie niż do pracy -przewiewny materiałowy wierzch na spód dłoni, a neoprenowy środek chroni teraz wierzch dłoni przed wiatrem i wodą. Nie chłoną wilgoci, schną na wietrze momentalnie, leciutkie

    OdpowiedzUsuń
  3. 1) dobra srebrna taśma jest za dobra, klej jest nie do ruszenia. Gorilla tape też była niezła, ale tylko raz używałam.
    2, 3, 4) namiot rozstawiany na kijkach eliminuje te problemy, ale tak, zwykłe proste rurki, a nie skomplikowane konstrukcje nie do naprawienia
    5) chleb kupuję krojony :-) mały śrubokręt nie jest zły (zimą). Jeśli już jakieś narzędzia to prawdziwe, a nie udawane przez scyzoryk, czyli np. mała składana piła. Gałęzie które przepiłujesz Victorinoxem równie dobrze złamiesz, a pozostając przy nim prędzej dostaniesz załamania nerwowego :-)
    6) fantazja najważniejsza :-)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ahoj,do naprawy albo profilaktyki zdrowia kijka namiotowego moze przydac sie patent wedkarski-obwiniecie ściśle nitką i zalepienie lakierem do paznokci. Z uniwersalnych tasm to moze np Leukotape P - dobrze klejaca, oddychajaca bawelniana a nierozciagliwa - na obtarcia i do napraw. pozdrowienia!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O Leukotape pisałam w tekście o urazach i kontuzjach, jest dobra, ma bardzo mocny klej, co ma swoje zalety i wady. Osobiscie wole plaster tkaninowy zwykly, ale jest ciezszy niz flizelina :-)

      Usuń
  5. Piszac o kijkach namiotowych mialem na mysli stelaż z rurek. Kije trekingowe jako konstrukcja sa chyba niezniszczalne

    OdpowiedzUsuń