niedziela, 20 grudnia 2020

Bezpieczeństwo na szlaku - poradnik głównie dla kobiet

Każdy z nas boi się czegoś innego, ale jest pewien zestaw zdarzeń, które się przewijają w rozmowach o bezpieczeństwie na szlaku, w górach i w podróży. To sprawy o które często pytacie po moich slajdowiskach, zarówno mężczyźni jak i kobiety. Jest jednak kanon pytań, które z jakiegoś powodu kobiety zadają częściej.

Zazwyczaj unikam tematów "kobiecych", ponieważ uznaję taki podział za sztuczny. Uważam że wszyscy możemy robić to co chcemy, niezależnie od płci, a nasze doświadczenie wędrowania tudzież podróżowania u swoich podstaw niczym się nie różni - różni się tylko to jak jesteśmy traktowani przez innych ludzi. Niestety w różnych miejscach i sytuacjach będziemy potrzebować więcej odwagi do tego żeby robić to, na co mamy ochotę.

Outdoor jest zdominowany przez mężczyzn, a te kobiety, które podróżują i do tego jeszcze podróżują samotnie nierzadko kreują się na bohaterki. Dla wielu osób, w tym mnie, samotna podróż jest łatwiejsza niż w towarzystwie. Nie ma w tym doprawdy żadnej zasługi.

Okazuje się, że większość kobiet sama wpędza się w pewien rodzaj stereotypowego myślenia, według którego cnota odwagi należy do mężczyzn, podobnie jak możliwości obrony w sytuacji zagrożenia. Uwolnić się od tego można przede wszystkim za pomocą doświadczenia. Trzeba mieć jednak na uwadze, że doświadczenie przynosi nam zazwyczaj dokładnie to, czego oczekujemy. Musimy więc zmienić też nasze oczekiwania. Musimy też mieć na uwadze, że świat niekoniecznie nadąża nad naszą emancypacją i przejawy nierównego traktowania z pewnością napotkamy - facet, który nas zaczepi nie będzie pytał czy zaczepki idą w parze z naszymi poglądami. 

Nie chciałabym się teraz zagłębiać w podstawy naszego bezpieczeństwa w górach i na szlakach. O takich rzeczach jak  odpowiednie ubranie, zapas jedzenia czy kwestia nawigacji mam nadzieję, że nie trzeba nikomu przypominać. Tym razem chcę zająć się tym rodzajem bezpieczeństwa, które zależy bardziej od naszego sposobu myślenia i zachowania.





Dzicz - ciemny las i dzikie zwierzęta

Większość zagrożeń jakie jesteśmy skłonni widzieć w dzikiej przyrodzie jest wyimaginowana. Te, które rzeczywiście istnieją, po prostu musimy zaakceptować, jeżeli decydujemy się na wędrówkę w miejscu, w którym występują. 

Na czele irracjonalnych lęków stoi atawistyczny lęk przed ciemnością, niezbadaną przestrzenią, w której czyhają dzikie bestie. Czy jednak rzeczywiście w okolicy naszego biwaku roi się od niedźwiedzi, wilków, duchów i wampirów, gotowych się na nas rzucić? Oczywiście nie. Stosując zasady Leave No Trace i odpowiednio przechowując jedzenie w miejscu niedostępnym dla zwierząt (w specjalnym pojemniku lub powieszone wysoko na gałęzi i z dala od pnia) możemy się nawet uchronić od wizyty głodnego amerykańskiego czarnego niedźwiedzia. Tylko te, które są przyzwyczajone pozyskiwać jedzenie od turystów będą napastliwe - ale tak czy owak nie będą chciały zjeść samego turysty. Normalne dzikie zwierzęta panicznie boją się ludzi i nigdy do nich nie podchodzą. W ciągu wielu wieków polowań nauczyły się, że człowiek oznacza dla nich śmierć. Tylko dzięki temu jeszcze istnieją - gdyby stanowiły zagrożenie, zostałyby wytępione. 

Do wypadków dochodzi przede wszystkim z winy ludzi, którzy zbliżają się do zwierząt, na przykład żeby zrobić zdjęcie. Niedopuszczalne jest karmienie ich.





Zwierzęta możemy, owszem, usłyszeć. Bywa to stresujące, podobnie jak wszystkie inne podejrzane dźwięki, rozchodzące się w ciemności. Rozwiązanie tego problemu jest bardzo proste: zatyczki do uszu. 

Coś, czym swego czasu sama się bardzo przejmowałam wędrując przez okolice zamieszkałe przez niedźwiedzie grizzly jest problem miesiączki, a właściwie problem zapachu krwi, który dla niedźwiedzia bez wątpienia jest wyczuwalny z dużej odległości. Okazuje się jednak, że badania wykazały, że niedźwiedzie doskonale odróżniają ten zapach od zapachu krwi wydobywającej się z rany i nie wykazują zainteresowania.





Samotność


"Samotny biwak w lesie" - takie tytuły nosi wiele popularnych filmów na YouTube. "Nie boi się pani tak sama?" jest z kolei najczęstszym pytaniem jakie zadają osoby, które spotykam podczas wędrówek i widzowie podróżniczych prezentacji. Zadają je równie często mężczyźni, jak i kobiety.

Wszystkie dłuższe wędrówki odbywam samotnie - robię tak, bo tak wolę. Wiele osób woli podróżować w towarzystwie, jednak chyba jeszcze więcej preferuje samotność. Dziwi mnie trochę lansowanie samotnej wędrówki jako bardziej heroicznego wyczynu, a nawet wyrzeczenia - ci którzy chodzą samotnie robią to przecież dla przyjemności.

Samotność, choć działanie solo byłoby tu lepszym określeniem, niewątpliwie oznacza bycie zdanym na własne siły, ale przecież w dzisiejszych czasach nie jesteśmy wystawieni na pastwę losu. Prawie wszędzie jest zasięg, więc możemy zadzwonić po pomoc. Jeśli wędrujemy w miarę popularnym szlakiem, w razie kontuzji prędzej czy później trafimy na kogoś, kto będzie mógł sprowadzić pomoc nawet wtedy, kiedy zasięgu w danym miejscu nie ma. Jeśli bardzo się obawiamy możemy zabrać ze sobą lokalizator (np. SPOT czy InReach - za pomocą naciśnięcia jednego przycisku możemy wezwać pomoc tam, gdzie sieci nie ma), a nawet telefon satelitarny. Sama nie noszę takich rzeczy nigdy - są ciężkie, drogie, a prawdopodobieństwo potrzeby ich użycia jest bardzo niewielkie - ale to zależy też od tego gdzie się wybieramy, co innego GSB czy PCT, a co innego trawers Grenlandii.

Prawdą jest, że niektóre rzeczy trudniej robić samemu - myślę tu przede wszystkim o tym, czego sama się najbardziej obawiam, czyli przechodzeniu rzek. Mam zamiar poruszyć ten temat osobno. We dwójkę czy w większej grupie zawsze jest łatwiej. Jeśli porwie nas prąd ktoś będzie miał też szansę nam pomóc. 

Głównym postulatem będzie tutaj ostrożność - unikajmy ryzyka, postępujmy w sposób przemyślany, w razie wątpliwości wycofajmy się. Bardzo często jest tak, że będąc w towarzystwie innych osób chcemy pokazać swoją odwagę i robimy rzeczy, na które byśmy się nie zdobyli samotnie.




Wiele osób boi się chodzić po lesie czy spać samemu w lesie - powinniśmy uświadomić sobie, że to las jest naszą ostoją. A czy jesteśmy w nim sami czy nie nie ma żadnego znaczenia. Co ciekawe to przede wszystkim mężczyźni boją się lasu, mam wielu kolegów, którzy za nic w świecie nie rozbijają namiotu w lesie - wolą narazić się na wykrycie pod wsią czy na łące. O biwakowaniu napisałam już cały artykuł.






Ludzie

Współcześnie to nie ciemność i dzikie zwierzęta są naszymi wrogami - są nimi inni ludzie. Wymienione wyżej zagrożenia należą raczej do subiektywnie postrzeganych i dla wielu osób mogą wcale nie stanowić zagrożenia. Taki jest mój własny pogląd na tę kwestię, ale sądzę że największe zagrożenie stanowią przede wszystkim ludzie. Dlatego zawsze powtarzam, że właśnie w lesie będzie dla nas najbezpieczniej. To rada właśnie głównie dla kobiet - jeśli boicie się samotnych noclegów, szukajcie zacisznych miejsc w głębi lasu, niewidocznych z drogi czy wsi. Nie będzie tam ani gwałcicieli, ani złodziei, ani nawet grzybiarzy, nie wspominając o leśniczych. Po mieście ludzie snują się o każdej porze, natomiast większość lasu się boi i w żadnym wypadku nie będzie go penetrować po ciemku.


Przemoc i zaczepki

W USA bardzo często kobiety pytały mnie zupełnie serio czy noszę ze sobą pistolet do obrony. Wciąż jeszcze kobieta nie będąca w towarzystwie mężczyzny jest traktowana jako wolna, a więc do wzięcia. Należy się liczyć z próbami tego wzięcia, choć najprawdopodobniej będą to tylko nieprzyjemne zaczepki i nagabywania. Nie jest tak, że każda spotkana osoba źle nam życzy - tak naprawdę jest wręcz przeciwnie. Po prostu dobrze jest być przygotowanym na taką okoliczność.

Jakkolwiek chcielibyśmy żyć w idealnym społeczeństwie pozbawionym przemocy, nie żyjemy w takim. Chcąc wędrować samotnie np. po polskich nizinach, trzeba być na to przygotowaną. Nie zawsze będzie to coś bardzo chamskiego czy niebezpiecznego, a jednak zdarzyło mi się usłyszeć pytanie "nie boi się pani tak sama w lesie?" zadane przez spotkanego w lesie osobnika o niedobrym wejrzeniu (zajmował się tam kradzieżą drewna). 

Wybierając się w podróż warto dwa razy zastanowić się jakie zwyczaje panują w danym kraju. Z pewnością nie zagwarantuje nam to 100-procentowego bezpieczeństwa, ale im bardziej przyjazne, stawiające na równość społeczeństwo, tym większe szanse na pobyt bez tego rodzaju incydentów.

Jeśli macie obawy, wybierajcie miejsca, o których wiadomo, że są bezpieczne, zwłaszcza na początku przygody z outdoorem. Oczywiście nie chodzi mi o to, że w "zachodnim" kręgu jesteśmy wolni od przestępstw seksualnych, a na innym "mniej cywilizowanym" kontynencie na pewno coś nam się stanie. Po prostu jeśli zaczyna się przygodę z outdoorem lepiej najpierw ośmielić się gdzieś, gdzie z góry wiadomo, że jest bezpiecznie, a potem, mając już pewne doświadczenie, wypuścić się gdzieś, gdzie trzeba się zdobyć na więcej odwagi.

Z reguły bezpieczniejsze dla wędrowców, a zwłaszcza samotnych kobiet, są kraje w których jest kultura wędrowania. W takim kraju nie będziemy egzotycznym zjawiskiem, ale czymś zwykłym. Niestety, takich krajów nie jest bardzo wiele, lecz zawsze jeszcze pozostają góry - nawet jeśli dany kraj ogółem nie jest często odwiedzany przez turystów w ogóle, to jeśli ma góry, to można liczyć na to, że tam bardziej "znikniemy w tłumie". Takim właśnie krajem jest Polska.

Bywa różnie. Nawet w takim kraju jak Szwecja mojej znajomej zdarzyło się w przygotowanym miejscu biwakowym spotkać natrętnego ekshibicjonistę (policja zareagowała szybko i sprawnie, odbył się proces sądowy). Wędrując Appalachian Trail w USA z kolei sama udałam się w pościg za mężczyzną, który wtargnął nocą do hikerskiego hostelu w celu molestowania śpiących hikerek. Policja złapała delikwenta w kilka minut.





W takich nagłych przypadkach jak powyżej trzeba zawsze ocenić sytuację, zaalarmować kogoś, wezwać policję. Warto też pomyśleć o kursie samoobrony. Poczucie bezpieczeństwa poprawia noszenie ze sobą gazu pieprzowego, nosiłam taki kiedy zaczęłam chodzić po Polsce. A co kiedy tylko czujemy się niekomfortowo, ktoś nas zaczepia, ale nie wiadomo czego chce? Mam na to swoje sposoby.

W ludzkiej psychologii występuje pewne ciekawe zjawisko - ludzie nawet jeśli nie są "dobrzy" to lubią widzieć tak samych siebie i prezentować się tak przed innymi. Można wykorzystać to również do obrony. Jeśli ktoś się wokół nas kręci, zadaje dużo pytań, trzeba odwrócić sytuację. Nie przechodzić do defensywy, ale sprawić żeby namolny typ znalazł się w roli "rycerza", pomagającego niewieście. Spytajmy na przykład o najbliższy sklep spożywczy, godziny otwarcia, ofertę; o agroturystykę, księdza proboszcza w sąsiedniej wsi, odległość do niej - puśćcie wodze fantazji i przede wszystkim nie okazujcie lęku ani zdenerwowania. Niech wszyscy wiedzą, że wiecie co robicie, nie robicie tego pierwszy raz i świetnie się bawicie. 

Jeśli sytuacja budzi nasz niepokój nie bójmy się skłamać - jesteśmy nauczone być grzeczne i miłe, kłamać przecież nie wolno, a już szczególnie nie robią tego grzeczne dziewczynki. Jest to natomiast bardzo prosty sposób - nachalnego osobnika można zniechęcić mówiąc, że jesteśmy w grupie, że ktoś na nas czeka na skrzyżowaniu, że nasz chłopak jest od nas trochę szybszy i wędruje z przodu itd. Rzadko korzystam z tego sposobu, bo przeczy temu, co napisałam wyżej, ale w ten sposób spotkany człowiek myśli, że ktoś wie o naszym istnieniu i będzie nas szukał. Przypominam sobie, że zrobiłam tak na PCT, kiedy spotkałam dziwacznego faceta ubranego w dwa różne trampki, schodzącego ze szlaku przytykającego do PCT. Zbierał trujące grzyby i pytał czy może je jeść, po czym chciał się wdać w dłuższą pogawędkę. Akurat kilometr dalej był parking, więc powiedziałam, że spotkam się tam z resztą grupy i przyspieszyłam kroku. Takich osób nie spotyka się w dzikszych miejscach oddalonych od cywilizacji, ale właśnie w pobliżu parkingów i popularnych szlaków jednodniowych.

Podobnie jeśli ktoś nas nagabuje, można powiedzieć że się ma partnera niezależnie od tego czy to prawda czy nie. Nie było mi dane tego sprawdzać, ale ponoć w krajach Azji, gdzie bycie singielką nie jest akceptowane, znany sposób to zakładanie na podróż obrączki.






Autostop

Jeśli chodzi o podróże autostopowe, to wcale nie musimy się na nie decydować. Jednak wędrując długodystansowym szlakiem pieszym nie będziemy mieć wyjścia - w USA np. w górach nie funkcjonuje transport publiczny, a miasta znajdują się bardzo daleko od szlaku i kiedy potrzebujemy odnowić zapasy żywności musimy do sklepu pojechać właśnie autostopem. Na to kto się zatrzyma nie mamy wpływu. Na pewno bezpieczniej jest właśnie przy szlakach - mieszkańcy przyszlakowych miejscowości wiedzą kim są osoby z plecakami i są bardzo przyjaźnie nastawieni. 

Podczas podróży autostopem należy pamiętać, że nie trzeba wsiadać do każdego samochodu, który się zatrzyma. Jeśli macie cień podejrzenia, podziękujcie. Można zmyślić cokolwiek - że jest się z kimś i trzeba na tego kogoś zaczekać, że właściwie to czegoś zapomnieliśmy i musimy się wrócić. Mnie konieczność takiego manewru zdarzyła się tylko raz, a autostopem jeżdżę bardzo często, również autostradami, choć im mniejsze drogi, tym lepiej. Propozycje seksualne zdarzają się. Wielu mężczyzn żywi przekonanie, że kobieta podróżująca autostopem poszukuje towarzystwa. Sama propozycja nie stanowi jednak zagrożenia, wystarczy grzecznie odmówić. Zdarzyło mi się to dwukrotnie, a odmowa nie stanowiła problemu.





Kradzieże

Ryzyka kradzieży można uniknąć nie zostawiając swoich rzeczy bez opieki oraz ukrywając się przed ludźmi na biwaku. Tak jak już wspominałam leśny gąszcz i zupełne odludzie są najbezpieczniejszymi miejscami pod Słońcem. O ile ktoś może włamać się do naszego namiotu na kempingu, w głębokim lesie jest to zupełnie nieprawdopodobne.

W Szwecji zostawiłam raz w rzadko uczęszczanym miejscu swój sprzęt biwakowy na cały dzień, nie chcąc go wnosić i potem znosić ze szczytu Kebnekaise. Niewiele jest miejsc i krajów, w których można bez obaw zostawić swoje rzeczy i się od nich oddalić. Tak naprawdę gdziekolwiek są ludzie, można się spodziewać kradzieży. Na amerykańskich szlakach hikerzy ufali sobie nawzajem i można było być spokojnym o sprzęt na leśnym biwaku i pod wiatą, ale sytuacja zmieniała się diametralnie w pobliżu cywilizacji - kto spuścił z oka telefon ładujący się w plażowej toalecie najczęściej tracił go bezpowrotnie. Kradziono całe plecaki pozostawione na kilka minut pod szczytem - właściciel wspinał się ostatnie metry na lekko, a kiedy wracał plecaka już nie było (udawało się odzyskać takie rzeczy dzwoniąc na policję, która była bardzo sprawna w działaniu - pamiętam, że zgarnęli złodzieja ze szlakowego parkingu).

Znane są przypadki "włamań" do namiotów - złodzieje tną materiał i wyciągają rzeczy ze środka. Mogą też zablokować zamek sypialni i obrabować przedsionek tak, żeby właściciel nie mógł interweniować.

W miejscach choćby tylko trochę niepewnych kiedy nie śpię w namiocie - czyli pod wiatą czy jakimś budynku - zawsze pakuję cenne rzeczy (portfel, elektronikę) do śpiwora i trzymam je w nogach. To najbezpieczniejsze miejsce. Śpiwory mają najczęściej jakiegoś rodzaju kieszonki po wewnętrznej stronie, służące właśnie do tego, żeby można w nich było trzymać cenne przedmioty. Mają jednak tą wadę, że pozostają w jednym miejscu (a lepiej byłoby nie obracać się na brzuch razem ze śpiworem mając na przodzie plastikowe karty kredytowe).






Podsumowanie

To jak postrzegamy to, co się wokół dzieje, wpływa na to, co się dzieje. Nie narażajmy się bez potrzeby i dbajmy o swoje nastawienie - jeżeli wierzymy, że jesteśmy potencjalną ofiarą jest bardziej prawdopodobne, że nią zostaniemy. Jeśli się boimy, uważamy, że sobie nie poradzimy, automatycznie sprawiamy, że druga strona łatwiej wejdzie w oczekiwaną przez nas rolę. Im więcej jednak mamy dobrych doświadczeń, tym większą moc sprawczą odczuwamy. Wkrótce przekonamy się, że większość ludzi chce wykazywać się życzliwością, co z pewnością zmieni naszą wizję świata na bardziej pozytywną. 


18 komentarzy:

  1. To ja może dorzucę kilka słów do mężczyzn:

    Zrobiono kilka lat temu badanie w którym pytano kobiety i mężczyzny o ich strategie na radzenie sobie z molestowaniem seksualnym w codziennym życiu. 90% mężczyzn nie wiedziało o co chodzi, niemal wszystkie kobiety udzielały wyczerpujących odpowiedzi pokazując że to dla nich "chleb powszedni".

    Ta różnica w postrzeganiu świata jako zagrożenia sprawia że jako mężczyźni bardzo często jesteśmy kompletnie nieświadomi tego że generujemy sytuacje stresowe dla napotkanych kobiet.
    "Ktoś wie że jesteś tutaj sama?" Zasłyszane jako ponury żart, ale czy nie zdarza nam się indagować napotkane na szlakach kobiety w podobny sposób? Nasze, choćby najlepsze, intencje nie mają w takiej sytuacji żadnego znaczenia dla osób które są nauczone wykrywać najmniejszy ślad zagrożenia. Niewinna (dla nas) pogawędka i kilka zwykłych (dla nas) pytań, mogą uruchomić w wędrujących solo bądź odłączonych od grupy kobietach "tryb awaryjny". Adrenalina, kortyzol - trochę czasu zajmie zanim organizm się z tego oczyści i odzyska równowagę.

    Temat powoli się przebija w krajach gdzie wędrowanie jest popularne a mężczyzn zachęca się do ograniczenia przypadkowych interakcji do minimum. Nie wiem czy tędy droga, ale warto być świadomym możliwie skrajnie odmiennego odczuwania tej samej sytuacji przez obydwie płcie. Wszyscy wychodzimy na łono natury aby odetchnąć, zregenerować się, miło spędzić czas, więc dbajmy o siebie nawzajem nawet jeśli wymaga to od nas powściągnięcia potrzeby kontaktu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trochę szkoda, że tak jest, ale faktycznie, każde przypadkowe spotkanie to najpierw szybka diagnoza i decyzja - wdawać się w rozmowę czy natychmiast uciekać. Równowaga to jest wtedy jak nikogo nie ma w polu widzenia - stąd tak miłym i oczyszczającym doświadczeniem są dla kobiet samotne wycieczki.

      Usuń
  2. Ja wspominam jeden nocleg w lesie jako bardzo przerażający, było to blisko góry Oszust na worku raczańskim. Nie wiem czy tam jest tak zawsze, czy zgrały się tam jakieś okoliczności w jednym czasie ale było doskonale cicho, wiatr nie poruszał żadnym listkiem, nie było słychać żadnego zwierzaka, do najbliższej cywilizacji było kilka kilometrów i nie było słychać żadnego ruchu na drodze czy psa w wiosce, zupełnie nic. I naprawdę ciężko zasnąć w takich warunkach, a mi się jeszcze spało z dużym niepokojem. Już wolę irytująca sowę która postanowiła sobie pohuczeć na gałęzi nad naszym miejscem noclegowym. Po tej przygodzie uważam, że ludzie mówiący, że boją się odgłosów lasu, nie wiedzą co mówią.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wyostrzająca zmysły cisza też może działać na nerwy. Niewiele już jest miejsc, w których można jej doświadczyć. Fajna historia. Na szczęście zatyczki do uszu działają tak samo dobrze na sowy jak i na ciszę. Do tego najlepsze jest jeszcze duże zmęczenie.

      Usuń
    2. "najlepsze na dziki są zatyczki do uszu"
      chyba jedna z najcenniejszych porad jakie kiedykolwiek dostałem od Agnieszki :)
      Ciekawe że w Appalachach nigdy nic nie łaziło mi wkoło namiotu za to w Polce nagminnie coś szura i szeleści. Rekordem był chyba wąż sunący wzdłuż sypialni namiotu...

      Usuń
    3. Wąż nocny? O rany... Dziki, chrabąszcze, baribale... No i myszy. Jeże, wiewiórki, jelenie, łosie, a jako najstraszniejsze wspominam stąpanie sarny.

      Usuń
  3. Hej!
    B. fajny i rzeczowy tekst. Sam patrzę temat z podobnej perspektywy, chociaż nieco odmiennej, jeśli chodzi o zagrożenia ze strony ludzi (facet). W pewnych kwestiach panie mają wciąż pod górkę ze względu na czynnik kulturowy, niestety.
    Do "ludzkich" zagrożeń dodałbym spotkania z kłusownikami i z pojedynczymi legalnymi myśliwymi. Te 2 światy z resztą się przenikają, nolens volens, przynajmniej z perspektywy przygodnego spotkania, (skąd turysta ma poznać, who is who?)
    Aby nie być gołosłownym, kiedyś listopadowym księżycowym wieczorem na Podhalu wystraszyłem (z duużą wzajemnością) Górala siedzącego na ambonie (a już miałem nadzieję na biwak w tejże). Bardzo wypytywał, skąd jestem i co tam robię, wyraźnie wystraszony mimo moich uspokajających wyjaśnień. Stąd przypuszczam, że to kłusownik. Z oczywistych względów nie dopytywałem się co robi ani nie podchodziłem bliżej, tylko potuptałem dalej i biwakując parę km stamtąd. Moi znajomi wiele lat temu mieli groźniejszą przygodę. Ktoś ich (też wieczorem)ostrzelał (sic!) na ścieżce/chodniku biegnącym koło szosy gdzieś na słowackim Podtatrzu. Po prostu ze świstem opodal przeleciała jakaś amunicja z broni palnej.
    Podsumowując, niebezpieczeństwo polega na tym,że nie wszyscy polujący (legalnie czy nie) przestrzegają reguł bezpieczeństwa, które zakazują strzelać do celu nie rozpoznanego 100% jako zwierzyna. Z naszej strony też trudno wykryć obecność takiego potencjalnego strzelca. Chyba jedyny sposób ochrony to w razie zorientowania się,że ktoś taki jest w pobliżu, zapalenie latarki czy głośna rozmowa z towarzyszem (choćby fikcyjnym), by rozpoznano nas jako ludzi. Inna rzecz,że w przypadku spotkania z kłusownikiem, obawiającym się nakrycia, może to skutkować nie do końca bezpieczną dla nas reakcją, więc unikałbym prób podchodzenia, nawiązania bliskiego kontaktu. Po prostu przechodzimy obok, ale tak, by nas nie wzięto za dzika czy gajowego. Z resztą, wszystko zależy od konkretnej sytuacji, jak zawsze.
    Pozdrawiam
    -J.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ważna rzecz. Zapomniałam o tym napisać, pewnie dlatego, że myśliwy to też w pierwszej kolejności potencjalny gwałciciel. A faktycznie parę takich spotkań też sobie przypominam. Na Pogórzu Kaczawskim niedaleko mojego obozu nad ranem było polowanie, przywarłam do gruntu, na szczęście nie zbliżyło się. W Nowej Zelandii biwakowaliśmy raz w jednym miejscu z Lukašem, w takim trawiastym pustkowiu nad rzeką i jak już się zrobiło ciemno ktoś przyjechał dla rozrywki strzelać do królików jeżdżąc terenówką. Pomachaliśmy czołówką, facet nas dopiero wtedy zauważył. W Estonii trafiłam na oficjalne polowanie, ale teren był obstawiony i podali sobie informację, że idzie hikerka. W Szwecji mnie ostrzegano, że w pierwszym tygodniu polowań na łosie ludzie szaleją i żeby lepiej nie chodzić na skróty poza szlakami. Tam gdzie szlaki są popularne myśliwi wiedzą, że chodzą tam ludzie z plecakami i nie zbliżają się, a w USA o ile mi wiadomo w ogóle nie wolno polować w pobliżu szlaku.

      Usuń
  4. Hej!
    Przeczytałam dopiero dziś, ale nie mogę się powstrzymać przed pozostawieniem komentarza. Artykuł świetny, a temat dosyć mi bliski, choć moje "samotne" (też nie lubię tego określenia) wycieczki nijak się mają do Twoich wielomiesięcznych wypraw. Ja z rzadka mogę sobie pozwolić na wypad w góry Polskie czy Słowackie, a czasem robię sobie dłuższy weekend, żeby powłóczyć się rowerem gdzieś po Polsce i oto całe moje "przygodowe" życie - raptem kilka dni wydartych z szarej codzienności, raz na parę miesięcy. Oczywiście wszystko determinuje praca na etacie i problemy z braniem urlopów. Dlatego kiedy uda mi się już coś dla siebie wyszarpać, nie patrzę, że nie mam z kim jechać, tylko pakuję się pospiesznie i ruszam w trasę. I już z tego powodu zdarza mi się wysłuchiwać tzw. "dobrych rad" od znajomych z pracy, kogoś z rodziny, czy napotkanych ludzi. Bo nie powinnam sama chodzić po górach, bo nie powinnam sama jeździć rowerem, bo jak mi się coś stanie to CO WTEDY zrobię? Powinnam zatem znaleźć sobie kogoś choćby przez internet (!), żeby mieć towarzystwo na czas podróży. Przecież ludzie się ogłaszają i mogłabym się dołączyć itp. Na samą myśl o tym robi mi słabo. Nie wiem, czy z własnymi znajomymi chciałabym gdzieś jechać na dłużej niż 2 dni, a co dopiero jechać z obcymi ludźmi, o których nie wiedziałabym nic a nic, a jako osoba na doczepkę, musiałabym się dostosować do grupy. Ale niestety nie ma przyzwolenia społecznego dla kobiet podróżujących w pojedynkę. Drażnią mnie też pouczania mężczyzn, że to nieodpowiedzialne, że narażam się na gwałt itp. Aż miałabym ochotę odpyskować, że właśnie przez nich to wszystko, przez tę samczą naturę, ja nie powinnam nigdzie sama jeździć, bo może mi się coś stać. I to będzie wtedy moja wina, nie gwałciciela / mordercy / agresora. Kwestia noclegu pod namiotem, a do tego na dziko, to jeszcze wyższy stopień niepisanej NIEZGODY społecznej. Na moich wycieczkach rowerowych nocuję właśnie pod namiotem, najczęściej na polach namiotowych czy kempingach, bo zwyczajnie lubię się umyć po całym upalnym dniu, kiedy oblepia mnie mieszanka potu, kurzu i kremu z filtrem. Na dziko nocowałam zaledwie kilka razy i owszem - bałam się, bo tak jak piszesz - wyobraźnia ma wtedy niebywałe pole do popisu i trzeba nauczyć się ją poskramiać. Stopery to mój największy sprzymierzeniec. Ale myślę jednak, że jeszcze większym szaleństwem od spania na dziko samej pod namiotem, jest fakt przyznania się do tego. Jeśli już same kilkudniowe wyjazdy w wykonaniu "samotnej" kobiety wzbudzają w ludziach pewnego rodzaju niezrozumienie, a czasem lekkie oburzenie, to nocleg na dziko jest postrzegany jako odejście od zmysłów i brak instynktu samozachowawczego. Oczywiście w analogicznych sytuacjach, mężczyzna jest niezłym kozakiem, który ma swoje pasje i je realizuje. Myślę, że potrzeba jeszcze dziesięcioleci, żeby prawa kobiet i mężczyzn były faktycznie na równi (w mentalności ludzi), dlatego cieszę się, że są takie kobiety jak Ty, które pokazują, jak wiele mogą robić same i nie jest to dziwactwo, obłęd czy chęć wykreowania siebie na bohaterkę. Najzwyczajniej w świecie my - kobiety także lubimy podróżować w pojedynkę. Nie ma w tym większej filozofii. Pamiętam pewną rozmowę z młodym małżeństwem, gdzieś nad Biebrzą. Ja byłam na kilkudniowej wycieczce rowerowej, a oni podróżowali autem, z kilkumiesięczną córeczką. Kobieta była bardzo zaciekawiona faktem, że jadę sama z sakwami i z pewną nutą żalu w głosie westchnęła, że też kiedyś tak chciała, ale jakoś tak wyszło... Te pragnienia są w nas bez względu na płeć i wiem, że Ty to doskonale czujesz i rozumiesz i jest to dla Ciebie zupełnie oczywiste, ale wydaje mi się, że wiele kobiet dusi to w sobie i nie pozwala na takie "szaleństwa", stąd ten mój przydługi wywód. cdn

    OdpowiedzUsuń
  5. Co do kwestii samego bezpieczeństwa, ja osobiście najbardziej boję się po prostu pędzących aut, kiedy jeżdżę rowerem i tego, że mogę spaść w jakąś przepaść, kiedy jestem w Tatrach. Mimo wszystko ryzyko gwałtu jest na szczęście dużo mniejsze, więc staram się o tym zagrożeniu zbyt wiele nie myśleć, bo nic to nie zmieni. Wychodzę z założenia, że po naszych polskich lasach nie grasują hordy zboczeńców czy seryjnych morderców i tej myśli staram się trzymać wpychając w uszy stopery i układając na prawym boczku w śpiworku...
    Ale przyznam, że mam też swoje lęki, nie będę ukrywać. W moim przypadku barierą jest wyjazd za granicę. Pomijając kwestię pandemii nie mam jeszcze odwagi na samotny wyjazd poza Polskę. Może kiedyś się odważę...
    Pozdrawiam Cię serdecznie i jeszcze raz dziękuję za ten wpis!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za taki obszerny komentarz i podzielenie się swoimi doświadczeniami. Fajnie, że wyciskasz, ze skromnego urlopu ile się da! Faktycznie, oczekiwanie społeczne jest takie, że kobieta nie będzie w ogóle chciała funkcjonować bez obstawy i to jest norma. No, ale nie jest. Przyznam, że nie przejmuję się tym i zachęcam żeby przestać się przejmować i pokazać jak jest naprawdę. Lubię moich przyjaciół bardzo i tu nie o nich chodzi, ale zawsze powtarzam, że najlepsze towarzystwo to moje własne towarzystwo :-) Kiedyś po prelekcji jeden pan zapytał mnie: "czy nikt nie chciał z panią pojechać?", na co odpowiedziałam: "może i chciał, ale nie pytałam", na co cała sala wybuchnęła wyzwalającym śmiechem.
      Polecam wyjechać na urlop za granicę i porównać z innymi kulturami, bo ze wszystkich krajów w których dotąd byłam, najgorzej było pod tym względem właśnie w Polsce. A w takiej np. Norwegii kobiety w każdym wieku chodzą sobie po szlaku same z plecakiem czy jeżdżą na rowerach i nikt ich o nic nie pyta. Skandynawia jest pod tym względem najbardziej otwarta.
      Pozdrawiam gorąco!

      Usuń
    2. Dziękuję za odpowiedź! Podoba mi się Twoje podejście do tematu, to miód na moje zatrwożone i zgnębione serce ;) Myślę, że są ludzie, którzy po prostu lubią przebywać w większym towarzystwie i dla nich jeden towarzysz to mało, a dla innych jedna osoba to aż nadto. Mam introwertyczną naturę, Ty zapewne też, więc towarzystwo w podróży nie jest nam niezbędne. W kwestii wyjazdu za granicę, natchnęłaś mnie już nieco kiedy pisałaś o swojej ostatniej wędrówce po Szwecji, a teraz jeszcze podsyciłaś tą moją ciekawość Skandynawią. Jeszcze raz dzięki i powodzenia!

      Usuń
  6. Ja wędruję samotnie bo po pierwsze jest to dla mnie łatwiejsze, a po drugie sam wybieram w którą stronę mam iść i nie muszę się wykłócać (jak pewnego razu na szlaku Wejherowskim) w którą teraz stronę. Nie wiem jeszcze jak to jest z tą nocą w lesie, ale dowiem się jak tylko przyjdą te cord tightener z Chin, oczywiście będę używał tarpa.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgadzam się w zupełności jeśli chodzi o samotne wędrówki. Życzę przyjemnego biwakowania!

      Usuń
  7. Hej Agnieszka.
    Z ciekawością śledzę wszystkie Twoje wpisy. Osobiście spędziłem wiele nocy pod namiotem. Czasami szukałem bliskości ludzi a czasami niemal uciekałem żeby ukryć się gdzieś w dziczy.
    Osobiście wolę spać w lasach iglastych gdzie nie słychać gdy coś łazi po opadłych liściach.
    Kiedyś we Francji w nocy przybiegł dzik do garnków które miałem w przedsionku. Czasami przestrzegano mnie że odyńce mogą być naprawdę niebezpieczne. Podobno wystarczy zapalić zapalniczkę ale nie wiem czy to prawda czy to mit.
    Na południu Hiszpanii miałem dość ciekawą historię. Rozbiliśmy namiot obok
    starej chatki przy zdemontowanej linii kolejowej. Gdy zrobiło się ciemno w chatce pojawiło się tajemnicze światło. Bohatersko postanowiłem sprawdzić co się dzieje. Okazało się że wewnątrz nie było żywego ani zmarłego ducha.
    Następnego ranka po zwinięciu namiotu zobaczyliśmy innych biwakowiczów którzy rozbili się dokładnie w linii prostej z oknami budynku ale z drugiej strony.
    Gdyby zwinęli się wcześniej niż my zagadka nie zostałaby rozwiązana do dziś.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej! Tak, iglaste lasy są bardzo przyjemne, suche i przeważnie widne. A z dzikami to i ja miałam przygodę, w Hiszpanii prawie by mi weszły pod tarp, ale przegoniłam je światłem czołówki. O zapalniczce nie słyszałam, ale stawiam na to, że będą się bały każdego światła, a zwłaszcza ognia.
      Świetna historia biwakowa!

      Usuń
  8. Tak jak drapieżnik wybiera najłatwiejszą ofiarę (ranną, bardzo młodą, bardzo starą, chorą) tak samo ludzcy drapieżnicy (napastnicy) zwykle wybierają osoby które atakują.

    Szczególnie kobiety powinny o tym pamiętać.
    Nigdy nie zapomnę jak kiedyś chodząc po lesie zobaczyłem z daleka idącą z naprzeciwka młodą dziewczynę (13-14 lat). Było widać jak ją obecność w lesie cieszy. I nagle gdy mnie dostrzegła z daleka dosłownie poszarzała, skuliła się w sobie, przygarbiła. Mi się zrobiło smutno i przykro. Nie z tego z powodu, że na mnie tak zareagowała. Taką samą reakcję wywołałby widok każdego innego mężczyzny zapewne. Smutno i przykro, że świat jest taki, że niektóre osoby boja się drugiego człowieka. Aż kulą się ze strachu.
    Dodam, że to była ewidentna ofiara dla takiego potencjalnego napastnika. Widać, że nie broniłaby się. Łatwa ofiara.

    Większość osób to tak naprawdę tchórze. Odważni w grupie ale i wtedy zazwyczaj czekają na zgodę lub polecenie przywódcy.
    Samce alfa, naprawdę niebezpieczne osoby, nawet jak to bardzo ciemne typy są najmniej groźni. Prawie nigdy nie atakują pierwsi. Mają świadomość swojej przewagi, wiedzą że większość to tchórze (i trochę nimi gardzą). Osoba która jest gotowa się im postawić choć jest ewidentnie słabsza wywołuje u nich szacunek, często sympatię („baba, a ma jaja!“). Za tą odwagę której większości brak.
    To oczywiście dotyczy ludzi nie odurzonych (alkohol, narkotyki) bo tacy mogą, choć niekoniecznie muszą, być nieobliczalni.
    Są jeszcze psychopaci, bardzo niebezpieczni, większość ludzi dość łatwo takich wyczuwa. Ich brak emocji, sztuczne emocje, nienaturalne zachowanie.

    Mowa ciała nas zdradza. Sposób trzymania głowy, postawa, patrzenie w oczy. Widać kto się łatwo podda, a kto będzie walczył na śmierć i życie.
    Tu nie chodzi o ukrywanie strachu, bo strach jest naturalny.
    Tu chodzi o sposób myślenia. Wyrobienie sobie przekonania, że będzie dobrze ale w razie czego się nie poddam.

    Dodam jak to widzi druga strona.
    Jak mi powiedział kiedyś pewien bandzior, który dał mi wiele rad jak sobie radzić czy w radzie czego walczyć - A skąd ja mam wiedzieć, czy ta osoba tak pewna siebie nie ma czarnego pasa w jakimś tam kung-fu czy karate? Nas będzie przykładowo trzech, dostaniemy wpierdol i tylko będzie wstyd. Latami będą się z nas śmiali koledzy...

    OdpowiedzUsuń