Ale sie uzbieralo od ostatniego razu! Spiesze uzupelnic nowosci...
Edit: 3 dni pozniej uzupelnilam troche opis :-)
Pobyt w Great Barrington byl niezwykle udany, oto jakie mialam luksusy... Nastepnego dnia (byl to pierwszy dzien lata) jednak uparlam sie nadrobic stracony czas i walnelam 28 mil, wszystko dlatego, ze bardzo chcialam zanocowac w domku nad jeziorem, ktory pelni ta sama noclegowa role co zwykle wiaty. Na sniadanie opiekun chatki serwowal nalesniki! Po drodze jeziorka zwykle i jeziorka utworzone przez bobry, troszke widokow.
A tutaj niespodzianka dla tych, co kojarza szlaki nowozelandzkie - sciezka znakowana pomaranczowymi trojkatami :-)
Zajrzalam do domu "Cookie Lady", starszej pani ktora ma zawsze dla hikerow upieczone ciasteczka. Wiele tego nie bylo, ale zawsze milo pogadac.
Lato juz tymczasem w pelni... Na szlaku sie rozluznilo, northbounderzy zdarzaja sie rzadko, czesciej flip floperzy, ktorzy zaczeli wedrowke od srodka szlaku (na zdjeciu Pippen, ktory mi wlasnie uciekl, bo goni Cavemana...).
W miasteczku Dalton byl kosciol katolicki pod wezwaniem swietej Agnieszki i darmowy prysznic na basenie - wielka przyjemnosc.
A potem wiecej jezior i wiecej wspanialych widokow, ale wspinania sie pod gore takze nie malo zeby to wszystko zobaczyc.
Na koniec pasma Berkshires, ktore ciagnelo sie przez cale Massachusetts zostal jego najwyzszy szczyt, Mt Greylock. Widoki troche rozczarowujace, bo wieza zamknieta, ale z parkingu byly juz duzo lepsze. Przenocowalam pollegalnie w wiacie przeznaczonej na uzytek narciarzy.
Schodzac rano w doline zobaczylam dwa niedzwiedzie, nie za bardzo udalo sie je uwiecznic...
Bardzo lubie kiedy szlak przechodzi przez miasteczka, uwielbiam tutejszy las, ale ciekawie zobaczyc jak ludzie mieszkaja.
I tak zakonczylam wedrowke przez Massachusetts, nastepny stan to Vermont. Przez 105 mil Appalachain Trail przebiega wspolnie z Long Trail, najstarszym szlakiem dlugodystansowym USA. Vermont hikerzy nazywaja Vermud, poniewaz na szlaku jest bardzo duzo blota. Da sie wytrzymac!
1600 mil!
Green Mountains to jedne z najbardziej widokowych masywow. Krajobrazy cudne, blisko Kanady i juz tak bardzo polnocnie. Tymczasem moja koszulka dogorywa...
Miasta, do ktorych dojezdzam autostopem zeby uzupelnic prowiant trafiaja sie ostatnio czesciej, to bardzo dobrze, bo bedac coraz bardziej glodna dzwigam coraz wiecej jedzenia. Na zdjeciu Bennington.
Po deszczu zielen jeszcze bardziej zielona, ale tez strumienie wezbraly, niektore przechodzi sie po kamieniach, ale przy wyzszym stanie wody trudno zachowac suche obuwie...
Z wiez przeciwpozarowych kilka przepieknych widkow! Widok z Glastenbury Mountain uwazam za jak dotad najlepszy na całym szlaku!
Zlowilam ostatnie blaski zachodu slonca, a rano...
Wschod slonca sfotografowalam bez wychodzenia ze spiwora!
Wciaz spotykam moje ulubione salamandry, motyle, ale ani razu nie udalo mi sie zobaczyc bobra, choc zeremia sa za kazdym zakretem.
Kolejna wieza, 40 minut przesiedzialam na szczycie Stratton Mountain :-)
Tu troche historii - widok z tego szczytu zainspirowal powstanie Long Trail, a pozniej Benton MacKaye wpadl tutaj na pomysl poprowadzenia dlugiego szlaku przez cale Appalachy i tak powstal Appalachian Trail.
Wspinaczka sprawia, ze jestem coraz bardziej glodna :-)
Te same kwiatki widuje w lasach Szwecji i Finlandii.
Pogoda w kratke, czesto uciekalam przed burza ale zawsze mi sie udalo uciec!
Jeziorka podobaja mi sie ogromnie, nie wiedzialam ze jest ich na szlaku tak duzo.
Czasem w lesie zdarzaja sie ciekawostki - pozostalosci starego gospodarstwa,
innym razem takie budowle z kamieni.
Jesli w poblizu znajduje sie wodospad, zawsze nadkladam drogi. Uwielbiam wodospady!
Dogonil mnie dawno nie widziany (ostatnio w Virginii) znajomy Pop Tart. Fajnie bylo pogadac i powspominac, okazuje sie, ze duzo naszych wspolnych znajomych zrezygnowalo, kilku zostalo z tylu, a my dalej idziemy na polnoc...
Dzisiaj taka informacja :-)
Niespodziewanie w wiacie pojawil sie podczas mojego lunchu Socks, chlopak, ktory zaczal w polowie kwietnia, ale juz sie trzy razy spotkalismy!
Kulminacja dzisiejszego dnia to Killington Mountain, specjalnie nadlozylam drogi zeby obejrzec ten widok :-)
A na dole 1700 mil!
To na razie tyle, pozdrawiam z Rutland i uciekam, bo zamykaja biblioteke!
Pięknie :-) Codziennie sprawdzam czy jest nowy wpis :-) Odbierasz maile , mam sprawę :-) P.S. Nie moge sie zalogować poza NN ? :-( Pzdr Darek Hajduk
OdpowiedzUsuńDzieki! Az tak czesto nie uzupelniam bloga - to zajmuje troche czasu, musze miec krotszy dzien z wizyta w miescie zeby moc cos napisac i zaladowac zdjecia. Ale sprawdzaj dalej :-)
UsuńMaile odbieram jak moge, jak bede znow miec dostep do internetu to odpisze. Co z logowaniem to nie bardzo wiem, jak jestes zalogowany w gmailu to automatycznie tu wychodzi, mozna tez anonimowo.
Pozdrawiam!
świetne zdjęcia. Pozdrawiam i życzę powodzenia!
OdpowiedzUsuńDzieki! Nowy aparat sprawia, ze ciagle mam ochote robic zdjecia :-)
Usuńim dalej na północ, tym piękniej! G.
OdpowiedzUsuńTo prawda! Wlasnie dlatego jedynie wlasciwy kierunek wedrowki na tym szlaku to z poludnia na polnoc :-)
Usuńa na jeziorach puściuteńko, żadnych motorów, żaglówek - czyżby park narodowy non stop? Gek.
OdpowiedzUsuńTo male lesne jeziorka glownie, nie ma do nich dojazdu, po lesie tez nie wolno jezdzic. Te duze jeziora, owszem, maja przystanie, na przyklad Greenwood Lake bylo pelne zaglowek i motorowek. Szlak omija cywilizacje i trzyma sie dzikszych miejsc.
Usuń